niedziela, 24 kwietnia 2016

Odcinek dziesiąty: Walka o siebie.

 (muzyka)
 "Może się zdarzyć, że urodziłaś się bez skrzy­deł, ale naj­ważniej­sze, żebyś nie przeszkadzała im wyrosnąć. "~ Coco Chanel

"Czekałam na ciebie"
Te słowa przybrały na sile i były powtarzane w głowie Ginny Weasley jak mantra. Problemem było to, że tylko ona to słyszała i zaczęła coraz bardziej wariować. Spojrzała ze strachem na Blaise'a który mimowolnie ją przyciągnął do siebie. Powoli rozumiał co tak naprawdę działo się z rudowłosą. Słyszała w głowie głos kobiety, która skrzywdziła jej najbliższych, była okrutna wobec Hermiony, a w jej oczach nie było niczego dobrego i znajomego. Dopóki sama nie zaakceptuje siebie samej nigdy nie przestanie czuć tego co czuje Bella i nie będzie wiedziała się z tego wyzbyć. Chciała by ta odpowiedziała  jej chociaż na kilka pytań. Niestety sama Bellatrix nie wiedziała co się z nią dzieje. Siedziała sama w swojej celi i oglądała swoje palce u nóg. Dopiero po chwili się ocknęła i spojrzała w oczy przerażonej Ginny.
- Weasley. - warknęła Bellatrix.
- Wiedziałaś, że się zjawię prawda? - zapytała Ginny.
- Tak i nie. - odparła i cicho zachichotała sama do siebie.
- Dlaczego słyszę cię w swojej głowie, czuję twoje emocje, czasem... Czasem jestem tobą.?
- Może jesteś takim samym potworem jak ja.
- Może, ale znasz odpowiedź na chociaż część moich pytań?
- Ale ja nie jestem potworem. - powiedziała stanowczo Bellatrix.
- Ginny, to nie ma sensu... - powiedział cicho Blaise.
- Ale ja muszę wiedzieć. - odparła Weasley. - Bo inaczej zwariuję.
- Ja słyszę ciebie w swojej głowie, a ty mnie. To takie zabawne. - odezwała się i ponownie zaczęła się złowieszczo śmiać.
 Ginny delikatnie zwiesiła głowę i westchnęła. Czuła, że tak może być ale nie sądziła, że to stanie się prawdą. Ta dziwna więź była podobna do więzi Pottera i Voldemorta. Tylko w tym rozrachunku obydwie musiałaby zginąć.
- Myślę, że podczas wojny między nami coś się wydarzyło. - powiedziała Gin. - Mam pewne dziury w pamięci i ty zapewne też. Coś się w nas zmieniło.
  Bellatrix odwróciła wzrok jakby chciała sobie przypomnieć coś co mogłoby być przydatne ale to było tylko złudzenie. Ona rzeczywiście oszalała. Dostała taką karę na jaką zasłużyła. W myślach ją przeklinała i chciała ją zabić. To było niepodobne do słodkiej rudowłosej Ginny Weasley.
- Blaise, to nie ma sensu. - odparła Ginny. - Wynośmy się stąd.
- Obydwie poniosłyśmy stratę. - odezwała się. - Ja się z tym nigdy nie pogodziłam. Ty też nie, dlatego pod pewnymi względami jesteśmy podobne. Ja też mam jakąś przeszłość. Niewiele niestety z niej pamiętam ale przez te wszystkie lata nigdy o nim nie zapomniałam. Tobie te głosy w głowie szkodzą, a ja w końcu zdaję sobie sprawę co zrobiłam i ilu ludzi zabiłam.
  Dziewczyna się zamyśliła i przytaknęła. Wzięła Blaise'a za rękę i obydwoje z wielkim skupieniem opuścili Azkaban. Zrobili to razem i czuli tą wewnętrzną siłę i pewność siebie w sobie. Nikt i nic nie zdoła ich powstrzymać. Jeszcze raz spojrzała na Azkaban, a później na Zabiniego.
- Skąd wiedziałeś? - zapytała niedowierzająco.
- Mógłbym powiedzieć, że szósty zmysł mi podpowiedział ale nie będę czarował. Granger mi powiedziała. - wyjaśnił Blaise. - Nie bądź na nią zła. To ja ją podpuściłem.
- Cieszę się, że się zjawiłeś. - wyznała. - Choć po ostatniej naszej kłótni czuję się trochę zdezorientowana.
- Spędziłem w Azkabanie trzy miesiące. Nawet najgorszemu wrogowi tego nie życzę. - powiedział cicho nie patrząc na nią.
- Mimo to dziękuję.
- Wracamy?
- Tak.
  Przez dalszą część podróży rzadko rozmawiali. Woleli milczeć. Ona nie chciała go denerwować, a on nie chciał znowu wyjść na dupka. W swoim towarzystwie czuli się swobodnie ale wystarczyło delikatne dotknięcie aby wzniecić między nimi nić pożądania. Ginny także myślała nad słowami Belli, któa wyraźnie dała jej do zrozumienia, że wcale nie oszalała tylko strata bliskiej osoby spowodowała takie wielkie zamieszanie. Śmierć kogoś kogo się kocha zawsze sprawia wiele bólu i zamętu w życiu. Nie rozumiała dlaczego tak reagowała. Być może cały czas rozpamiętywała i po prostu nie była szczęśliwa. Miała mętlik w głowie co nie uszło uwadze Blaise'a. Postanowili rozstać się przed Hogwartem aby nikt nie skojarzył, że byli razem.
- Czas wrócić do normalności. - powiedział cicho.
  Było już późno i byli bardzo zmęczeni. Ciężko im było skupić się na tym co mają mówić i czuć. Dziewczyna głośno westchnęła i nieznacznie się do niego przybliżyła. Była tak blisko. Przez chwilę spojrzał na jej usta i szybko odwrócił wzrok. Zauważyła to i choć pamiętała jak ją potraktował jeszcze kilka dni temu to tak bardzo chciała go posmakować.
- Blaise, ja... - urwała.
- Dobranoc, Weasley. ****
  Z jednej strony obmyślała jak go pocałować, a z drugiej jak z tym walczyć. Nie pozwoliła mu się odwrócić tylko mocno go objęła, wspięła się na palce, zamknęła oczy i delikatnie musnęła go swoimi ustami w policzek.Spojrzał jej głęboko w oczy i cała obojętność zniknęła. Mocno pocałował ją w usta nie zważając na żadne konsekwencje. Miał dość czekania i chciał ją mieć tylko do siebie. Całowali się namiętnie, dotykali, obejmowali i potrzebowali swojej wzajemnej bliskości. Unosiła się między nimi magia i to zdecydowanie nie była  sprawka Hogwartu. Ginny gwałtownie się od niego odsunęła i w pierwszej chwili chciała uciec ale się powstrzymała ponieważ w myślach uznała, że to głupie.
- Miałeś trzymać się ode mnie z daleka, słyszałam. - mruknęła.
- To prawda. - przytaknął
- Dobranoc, Blaise. - odparła i go wyminęła.
  Zaskoczony chciał coś jeszcze dodać ale ona zniknęła, a ona pierwszy raz przeżył pocałunek od początku do końca z dreszczami wszędzie. Jak te kobiety mogą człowieka owinąć wokół palca. Lekko się uśmiechnął i wrócił do swojego dormitorium. Ten dzień nie mógł się skończyć lepiej. Gdy wszedł do środka czekał na niego zdenerwowany Malfoy.
- Człowieku, gdzieś ty był?! Granger mi powiedziała, że poszedłeś ratować rudą do Azkabanu, odbiło Ci?!
- Całowaliśmy się. - westchnął cicho.
- No nie... Totalnie zbzikowałeś.
- Przecież wróciłem, nic wielkiego się nie stało. Poza tym ona była warta tego aby zaryzykować dla niej życiem. Zaryzykowałeś dla Granger, prawda?
- To nie to samo. - zaprzeczył.
- Nie? Ja wcale nie jestem tego taki pewny.
- Słuchaj, martwiłem się stary. Sam z własnej woli do Azkabanu bym nie wrócił. Nawet nie wiem czy dla niej. Poza tym zdobyłem informacje na temat tego twojego Adama.
  Oczy Zabiniego się rozjaśniły.
- Teraz mi dopiero mówisz! - zawołał. - Co tam masz o nim ciekawego?
- Właściwie to dosyć spokojny facet. Miał tylko jedną dziewczyną ale pojawiają się pewne nieścisłości...
***
  Luna czuła się z każdym dniem coraz lepiej. Dziecko rozwijało się prawidłowo i póki co była jeszcze na tyle szczupła, że mogła je ukrywać. W końcu i tak będzie musiała się ujawnić. To było dla niej dosyć trudne bo nigdy nie lubiła być w centrum uwagi. Harry poświęcał jej mnóstwo uwagi i zachowywał się w stosunku do niej bardzo opiekuńczo. 
- Kochanie, jak się dzisiaj czujesz? - zapytał troskliwie i pocałował ją w policzek. 
  Gdy byli sami mogli pozwolić sobie na delikatne pieszczoty i okazywanie uczuć. 
- Coraz lepiej. Mała rośnie. - odpowiedziała. 
- A zmieniając temat wiesz kogo widziałem w schowku na miotły?
- Znowu jakąś ukrywającą się parę? 
- Naszą Herm i Malfoy'a. Nic nie chciałem mówić ale raczej nie przypominali pary wrogów tylko kochanków
- To nie nasza sprawa. - ucięła. - Jesteśmy ostatnimi osobami, którzy mogą ich oceniać. 
- No, a Ron? To mój najlepszy przyjaciel. 
- Szukasz dziury w całym. - odparła Luna. - Założę się, że znowu się ostro kłócili, a ty im w tym przeszkodziłeś. Potter, ty i te twoje teorie spiskowe. 
- Czy ty się ze mnie śmiejesz, mała? 
  Mocno ją do siebie przytulił i pocałował. Bardzo ją kochał i choć zranił przy tym wiele bliskich osób to wiedział, że to była ta jedna jedyna. 

***
  Hermiona czekała na swoją przyjaciółkę w dormitorium. Bała się , że już do niej nie wróci. Gdy drzwi się otworzyły od razu przyjaciółka rzuciła jej się na szyję. 
- Wróciłaś! - zawołała Hermiona. - Tak się bałam.
- Ja też. - przyznała jej Gin. - Wydałaś mnie Blaise'owi!
- Wiem, przepraszam. 
- Dziękuję ci za to. Gdyby nie on to nie wiem co by się tam stało. 
- Powiesz mi teraz po co ci to wszystko było?
- Wszystko się zaczęło od śmierci Freda...

  Ginny zaczęła opowiadać swoją historię i z każdym słowem robiło jej się lżej na sercu. Bellatrix  nie odpowiedziała jej na żadne z zadanych pytań. Jednak ostatnie słowa Belli dały jej do myślenia. Wszystko tkwiło w jej głowie. Chciała rozwiązać tą zagadkę ale najpierw musiała wygrać bitwę
 sama ze sobą. 


 "Naj­piękniej­sze chwi­le przeżywa­my wte­dy, kiedy do­wiadu­jemy się, że ktoś nas kocha." ~ 


***
Dobry wieczór, 
jak tam rozdział? 
Dzisiaj mi się go dobrze pisało. Jestem zadowolona. Nie wiem co wy sądzicie. Dziękuje za komentarze i wyświetlenia, które rosną w siłę! Nie będę wam zawracać gitary. Życzę Wam miłego wieczoru. 

Pozdrawiam, 
Mia





poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Odcinek dziewiąty: Tajemnice i sekrety

   Nagle drzwi się otworzyły i zaskoczony Harry Potter nie mógł uwierzyć w to co właśnie zobaczył. Hermiona i Draco?! On ją obejmował, a ona patrzyła na niego tak inaczej. Tak jak powinna na Rona. Z miejsca odsunęła się od Malfoy'a i zwróciła się do swojego przyjaciela.
- Harry to nie tak jak myślisz... - zaczęła tłumaczyć.
- Herm, ja nic nie myślę. - przerwał jej Harry. - Rozumiem, że to wasza kolejna kłótnia. Nie wnikam i nie chcę nic wiedzieć.
  I odszedł zostawiając ich samych. Hermiona szybko zamknęła za nim drzwi i spojrzała prosto w oczy Draco. Cały czas ją obejmował i miał ochotę na coś więcej ale ona mu stanowczo odmówiła.
- Nie. - powiedziała dobitnie. - Przez lata byłeś dla mnie podłym i wstrętnym chamem, a teraz co? Pewnie chciałeś zasmakować szlamy i ją porzucić, a później pochwalić się przed kumplami. Nic z tego. Te dwa pocałunki nic nie znaczyły. I więcej się nie powtórzą.
- Kiedy się denerwujesz jesteś jeszcze bardziej pociągająca niż zwykle, Granger. - skwitował to Draco i delikatnie się do niej uśmiechnął.
- Zejdź mi z drogi.
- Jak sobie życzysz, królewno.
  Malfoy odsunął się tym samym muskając ją swoją klatką piersiową. Zadrżała. Szybko wyszła ze składzika na miotły, a zadowolony Draco zaczekał przez chwilę aby nie kojarzono ich razem. Przynajmniej na razie.
- W głębi serca pamiętasz i wiem, że kochasz. - westchnął - Czuję ro Granger.

***
   Hermiona wróciła do dormitorium w podłym nastroju. Z kolei na swoim łóżku siedziała przygaszona Ginny Weasley. Na widok swojej przyjaciółki lekko się uśmiechnęła i przytuliła się do poduszki. 
- Co ty taka smutna? - zapytała Hermiona. 
- Życie mnie zasmuca - odparła cicho Gin i odwróciła wzrok.
- Płakałaś Gin? Mam komuś nakopać do tyłka? 
- Niee. - powiedziała ruda. - To nic takiego. 
  Granger podeszła do przyjaciółki i mocno ją przytuliła. Obydwie miały swoje problemy i obydwie nie wiedziały jak sobie z nimi poradzić. 
- Właściwie jest coś co mogłabyś dla mnie zrobić...- zaczęła Gin. 
- Co takiego? 
- Chciałabym odwiedzić kogoś w Azkabanie. Nie wiem czy to jest w ogóle możliwe ale gdyby coś musisz mnie kryć.
- Ginny, ale po co i kogo? - zapytała Hermiona. - Zaczynasz mnie przerażać.
  Nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Obawiała się o to co chciała zrobić jej przyjaciółka. Była taka tajemnicza. Wyprawa do świątyni dementorów i największych złoczyńców w dziejach nie było zbytnio mądrym posunięciem. Wyraz jej twarzy mówił, że dobrze wiedziała co robi ale intuicja jej podpowiadała, że to i tak nie skończy się najlepiej.
- Zaufaj mnie.
- No nie wiem, Gin. Czytałam o tym więzieniu i wiem, że tylko nielicznym udaje się stamtąd wrócić. Owszem można odwiedzić więźnia i z nim porozmawiać ale zawsze jest jakieś ale. Dementorzy nie odpuszczają nawet niewinnym. Musisz pamiętać aby myśleć pozytywnie. Nie możesz dać im się pokonać mała. 
- Chcę się tam wybrać w przyszły piątek. Potrzebuję twojego wsparcia. - oznajmiła Gin. - Po powrocie zdradzę ci kilka moich sekretów. 
  Ginny zamyśliła się i przez chwilę spojrzała na swoją przyjaciółkę. Chciała zapamiętać wszystkie najszczęśliwsze chwile. Zawsze wiedziała, że Hermiona to przyjaciółka na dobre i złe. Nie mogła jej zdradzić, że wariuje i widzi rzeczy, których normalnie nie powinna. Wstydziła się. Jedyną osobą, która była w stanie odpowiedzieć na jej pytania była Bellatrix Lestrange. Tylko czy ona będzie chciała z nią rozmawiać. Tego właśnie się obawiała. Bella była szalona i być może będzie próbowała ją zabić, a to znacznie krzyżowało jej plany. Długo o tym myślała. Zawsze ktoś ją ratował z opresji czy to Harry albo jej matka. W końcu ona sama musiała podjąć walkę ze swoimi demonami. 

  Blaise starał się przez cały tydzień ignorować Ginny, która odpłacała mu tym samym. Odetchnął z ulgą iż tydzień dobiegał końca. W piątek jak zwykle  szukał wzrokiem Weasley, której nigdzie nie mógł znaleźć. Rozglądał się i trochę się zmartwił kiedy jej nigdzie nie było. 
- Jest chora. - usłyszał głos Pansy, która przed chwilą usiadła naprzeciwko niego.
- Co? - zapytał nie wiedząc o co jej chodzi. 
- Weasley. - wyjaśniła. - Granger mówiła, że ma gorączkę i dlatego dzisiaj nie pojawi się na żadnych zajęciach.
- Skąd...?
- Po prostu wiem. My kobiety po prostu wiemy takie rzeczy. - wyjaśniła. - Ale wiesz co? Głupi jesteś. 
- Nie jesteś pierwszą osobą, która mi to mówi. - zaśmiał się.
- I nie ostatnią. Wierz mi. Innym mówisz jak mają żyć, a sam ze swoim życiem nie potrafisz sobie poradzić. - oświadczyła.
  Długo rozmyślał nad tym co powiedziała mu Pansy. Od kilku dni czekał również na informacje dotyczące Adama. Draco obiecał mu, że gdy się czegoś dowie to od razu mu dać znać. Martwił się o zdrowie Ginny i miał ochotę ją odwiedzić ale było jedno ale. Po tym jak ostatnio ją potraktował ona nie będzie chciała  z nim porozmawiać. Mimo wszystko postanowił zaryzykować. Miał nadzieję, że będzie spała i nawet nie będzie wiedziała, że był. Postępem uzyskał hasło do wieży Gryfindoru i choć rozsądek mówił stanowcze NIE to serce mówiło zupełnie co innego. Odetchnął z ogromną ulgą i wszedł do dormitorium gryfonek. Niepewnie wszedł do środka i okazało się, że nikogo w środku nie było. Rozejrzał się wokół i zajrzał nawet do łazienki. W środku nikogo nie było. Wyglądało na to, że Granger kłamała i jak najszybciej chciał z nią wyjaśnić dlaczego. Grygonka jak zwykle o tej porze była w bibliotece. Nie miał wątpliwości, że i  ona dzisiaj tam będzie. Wcale się nie mylił.
- Granger, musimy pogadać. - warknął.
- A niby o czym? - zapytała nie wiedząc o co mu chodzi.
- Weasley wcale nie jest chora. - wyjaśniła. - Byłem w waszym dormitorium. Po co kłamiesz? Gdzie ona jest?
- Byłeś w naszym dormitorium?! Ty wstrętny zboczeńcu...
- Martwiłem się o nią. Chciałem sprawdzić jak się czuje. Okazało się, że ta choroba to jedna wielka ściema. Gdzie ona do cholery jasnej jest, uciekła?
- Nie mogę powiedzieć. - odparła twardo Hermiona.
- W co się ona znowu wpakowała?! Dosłownie osiwieję przed dwudziestką.
- To słodkie, że się tak przejąłeś.
- Nie wkurzaj mnie, Granger. - ostrzegł ją.
- Ona nie uciekła. - wyjaśniła. - Powiedziała, że musi coś załatwić. Mówiła, że wróci. Chociaż niektórzy stamtąd nie wracają.
  Nagle w głowie Blaise'a pojawiła się dziwna myśl. Azkaban. On tam był i zdołał wrócić ale niektórym jest bardzo ciężko tam być, a co dopiero przebywać.
- Ty wiesz, prawda? - zapytała. - Proszę cię Blaise ratuj ją. Nie zdołałam jej powstrzymać. Powiedziała, że musi tam kogoś odwiedzić ale kogo? Boję się, że już stamtąd nigdy nie wróci.
  Obiecał sobie, że nigdy tam nie wróci. Choćby nie wiem co nigdy nie zjawi się tam ponownie. Jego plany nieco się pokrzyżowały. Dla niej mógłby zrobić wiele, nawet pokonać wszystkich dementorów, śmierciożerców i nawet samego Voldemorta. Voldemort nigdy tego zrozumie, że człowiek może zrobić wiele dla drugiego człowieka, nawet poświęcić swojego życia. Póki co nie zamierzał się dla nikogo poświęcać. W każdym razie miał nadzieję, że nie będzie musiał.

***
  Ginny sporo czytała o Azkabanie i sporo także opowiadała jej Hermiona, która okazała się naprawdę świetną przyjaciółką. O nic nie pytała choć Weasley miała przed nią sporo tajemnic i sekretów. Wyprawę do tego niezwykle strzeżonego więzienia planowała od kilka dni. Spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i pożegnała się z Hermioną i miała cichą nadzieję, że nie na zawsze. Po opuszczeniu Hogwartu miała zamiar teleportować się do miejsca najbardziej zbliżonego do wyspy na której znajdowało się więzienie. Wierzyła w swojego umiejętności magiczne ale przez chwilę w nie zwątpiła. Teleportacja nie była zbytnio przyjemna. Jej upadek na ziemię był bardzo bolesny. Nagle poczuła chłód. Zewsząd otaczała ją mgła i czuła, że to było tutaj. To był ten koszmar przed którym wszyscy uciekali. No, a ona zjawiła się  tu z własnej woli nieprzymuszonej woli. "Myśl pozytywnie" - powtarzała. Chciała przywołać swoje najszczęśliwsze wspomnienie ale przez chwilę nie mogła sobie przypomnieć co to by miało miało być.  Przed jej oczami ukazał się ogromna forteca. Jej widok był przerażający. 
Z tego co zauważyła do Azkabanu można było wejść bez przeszkód. Po jej wejściu bramy się zamknęły i nie było odwrotu. Trzeba było iść dalej. Nie było żadnych strażników. Mijała kolejne cele i czuła jakby miała zaraz zwymiotować. Nigdy nie sądziła, że tu kiedyś trafi. Chciała tylko porozmawiać. Przez chwilę myślała, że była odporna na dementorów ale tylko przez chwilę. Poczuła zawoty w głowie i przed jej oczami stanęły jej wszystkie najgorsze wspomnienia. Zdrada przyjaciół, ukochanego, śmierć brata, brak jakichkolwiek uczuć... Czuła, że się zatraca, zapomina, chce zniknąć, ona naprawdę chciała zniknąć na zawsze. 
- Ginny, obudź się. Mała, nie rób mi tego. Nie możesz tak łatwo się poddać. - usłyszała jego głos. 
  On też zawiódł jej zaufanie. Jakim cudem tutaj był?
    
Jesteś słaba. Zatracasz się w swoich demonach. Nie panujesz nad nimi. Jesteś nikim. 

- Ruda, wracaj do mnie. Proszę. - słyszała jego głos coraz wyraźniej. 
  Powoli otworzyła oczy i przed sobą ujrzała Blaise'a, który klęczał nad nią i gorączkowo nią potrząsał. 
- Blaise? - zapytała nieco zaskoczona. - Co ty tutaj robisz? 
-  O to samo mogę cię zapytać. Ja cię właśnie ratuję. - oświadczył. - Znowu. 
  Spojrzała mu głęboko w oczy i przez chwile poczuła znajome motylki w brzuchu. Zrobiło jej się cieplej na sercu. Dzisiaj wygrała ze swoimi demonami dzięki tylko i wyłącznie jemu. Gdyby nie on to pewnie nigdy by się nie obudziła z tego snu. Mocno się do niego przytuliła i pośpiesznie wstała. Delikatnie się zarumieniła i uśmiechnęła do niego. 
- To i tak nic między nami nie zmienia. - powiedziała. - Nadal cię nienawidzę. 
- I vive versa. - odparł. - Wracamy do Hogwartu? 
- Nie. - powiedziała Gin. - Ja muszę tu z kimś jeszcze porozmawiać. O ile ten ktoś jeszcze doszczętnie nie oszalał. 
- Sama jesteś stuknięta więc wcale mnie to nie dziwi, że nagle zebrało ci się na ploty. - westchnął. 
- Przymknij się. To ważne. 
- No więc kto jest powodem twojej wyprawy? 
- Bellatrix Lestrange. 
  
  Przeraźliwy śmiech, który stopniowo narastał z każdym ich oddechem powoli rozbrzmiewał w każdym pomieszczeniu. W pewnej chwili Ginny mocno złapała Blaise'a za rękę aby nie czuć strachu, który rozprzestrzeniał się w każdej komórce jej ciała. Bała się. To było normalne ale w tym uczuciu było coś jeszcze.Żądza mordu.

- Czekałam na ciebie. 


***
Dobry wieczór, 
przyznam, ciężko mi sie pisało ten rozdział. Nie jestem do końca zadowolona ale tragedii nie ma chyba. Ocenę pozostawiam Wam. Taką miałam wizje Azkabanu. hah. Nie będę się dalej rozpisywać. Dziękuję Wam za mnóstwo wyświetleń i komentarze ;) Zdążyłam na poniedziałek! :D
Przepraszam za błędy. 

Pozdrawiam, Mia.

niedziela, 10 kwietnia 2016

Odcinek ósmy: Odporna na śmierć. Nieśmiertelna.

   Początek tygodnia był dla Hermiony dosyć nerwowy. Od kilku dni Ron bardzo starał się zachowywać tak jak powinien od początku. Był dla niej czuły, opiekuńczy i często jej mówił że ją kocha. Coś niewątpliwie się zmieniło. Tylko ona miała ogromne wyrzuty sumienia. Wiedziała, że nigdy nie będzie między nimi tak samo. Ciągle myślała o pocałunku z Draco i o tym co więcej mogło się między nimi wydarzyć. Chciała tego. Pragnęła go tak samo mocno jak w swoich snach, a czasami nawet i bardziej. Unikała go. Nie chciała go spotkać gdzieś na korytarzu bo wiedziała, że mogłaby zrobić coś głupiego. Także Ginny zaangażowała się z organizację ślubu swojej najlepszej przyjaciółki i brata. Miała nadzieję, że do tego czas już nie będzie singielką. Adam bardzo starał się o jej względy i ruda chciała mu zaufać ale z jakiś dziwnych przyczyn nie potrafiła się do niego przekonać. Zauważyła także, że Blaise zaczął jej unikać. Kilkakrotnie chciała mu podziękować za pomoc na imprezie u ślizgonów ale ten ją zbywał jakimś swoim głupkowatym komentarzem i uciekał. To było do niego niepodobne. Często się kłócili ale nigdy między nimi nie było takiego dystansu jak teraz.
  Blaise starał się nie zwracać uwagi na tych dwoje. To było dla niego bardzo trudne. Nie wiedział dlaczego ale paskudnie się czuł widząc ich razem. Draco starał się jak najszybciej zdobyć pomocne informacje o Adamie Willingtonie. Im szybciej Zabini przekona się, że ruda jest bezpieczna tym szybciej o niej zapomni. Często przesiadywał sam w dormitorium. Z kolei Malfoy co jakiś czas przyglądał się Granger i miał ochotę ją znowu pocałować. Musiał poczekać na odpowiedni moment aby choć przez chwilę pobyć z nią sam na sam. Ona nic nie pamiętała. Czuła pociąg fizyczny, przedziwną wieź ale nie pamiętała tych ich wspólnych chwil, które były jakże cenne. Nie chciał niczego przyśpieszać. Musiał zdać się na swoją intuicję.
  Usłyszał ciche pukanie do drzwi. Głośno westchnął, wstał z łóżka i powoli podszedł do drzwi. Gwałtownie je otworzył, a w drzwiach ujrzał... Weasley?! Ginny Weasley, tak dla jasności.
- Cześć, musisz mnie wpuścić. - powiedziała szybko i wślizgnęła się do dormitorium.
- Weasley, co ty do cholery jasnej robisz?! - zawołał Draco. - Widział cię ktoś? Jeśli tak to mamy przejebane.
- Nie,nikt. - powiedziała cicho. - Muszę porozmawiać z Zabinim.
- Przestań, nie mieszaj mu więcej w głowie Weasley. - powiedział zimno. - Odejdź.
- Nie. - warknęła.
- Kobiety to jednak są popieprzone. Myślą, że im wszystko wolno. No ty się do nich zaliczasz Weasley.
- Nie musisz mi ubliżać. Rozumiem aluzję, zdrajcy krwi i tak dalej ale jakbyś nie zauważył twój przyjaciel ostatnimi czasy nie jest sobą i po prostu się martwię. Nie wiem ja...
- Martwisz się o niego? Ty? Przecież prowadzasz się z tym gogusiem Adamem. Zero przyzwoitości ruda.
 Nagle do dormitorium wparował rozeźlony Blaise Zabini.
- Kurwa mać, nic mi w tym życiu ostatnio nie wychodzi! - zawołał.
  Dopiero po kilku sekundach zdał sobie sprawę z obecności Draco i Ginny. Chwilę się zastanowił co oni tu robią tylko we dwoje.
- To ja was zostawię samych. - powiedział cicho Malfoy i wyszedł zostawiając ich samych.
- Pewnie zastanawiasz się co ja tu robię. Otóż przyszłam z tobą porozmawiać. Oficjalnie jesteśmy wrogami ale wiem, że potrafimy ze sobą rozmawiać normalnie.  Ostatnio zachowujesz się bardzo dziwnie. Nie jesteś tym samym Blaisem co zawsze. Nie pozwoliłeś nawet sobie podziękować za uratowanie mi tyłka, ty już wiesz gdzie i kiedy. Dziękuję. Chciałam ci się jakoś odwdzięczyć. Jeśli nie życzysz sobie mojej obecności to zrozumiem ale...
- Dosyć, Weasley. - powiedział chłodno. - Nie potrzebuję twojej litości. Czuję się świetnie. Coś jeszcze?
  W jej oczach pojawiły się łzy. Poczuł się jak kompletny kretyn.
- Myślałam, że...
- To nie myśl bo ci to widocznie nie wychodzi.
  Ginny obiecała sobie, że nie będzie więcej płakać przez faceta. Napięcie się odwróciła i chciała wyjść ale delikatnie złapał ją za rękę. Przeszedł ją dreszcz, który powoli rozchodziło się przez całe jej ciało.
- Weasley? - zapytał cicho.
- Czego chcesz?
- Nigdy więcej tu nie przychodź.
- O to się nie martw. Nie będę cię więcej nachodzić. - zapewniła go.
  I wyszła zostawiając go samego w pokoju. Powstrzymywał się od tego aby za nią nie pobiec. Był względem niej okrutny. Nigdy niczego tak bardzo nie żałował jak właśnie tego. Wyciągnął z szafki whiskey, nalał ją sobie do szklanki, położył się na łóżku i postanowił, że upije się do nieprzytomności.Do dormitorium wszedł niepewnie Draco, który usiadł obok przyjaciela.
- Zachowałeś się trochę jak ja. To nie w twoim stylu, stary. - powiedział cicho. - Ona chyba naprawdę się o ciebie martwiła.
- Wiem. - szepnął cicho Zabini. - Sprawiłem jej przykrość i  już pewnie nigdy tego nie naprawię. No ale cóż tak właśnie musi być.

***
   Ginny wróciła do dormitorium w fatalnym nastroju tym bardziej, że po drodze spotkała Lunę u boku Harry'ego. Zawsze zastanawiała się co z nią było nie tak. Nie potrafiła nigdy przytrzymać żadnego faceta przy sobie na dłużej. Nie chciała być do końca życia singielką. Lubiła Adama ale nie czuła niczego więcej oprócz sympatii. Poza tym nie do końca mu ufała. No a Blaise? Widocznie coś sobie ubzdurała skoro on widocznie potraktował ją jak zużytą ścierką. Mogła się tego spodziewać. Znów zaczęła ją boleć głowa. To paskudne uczucie pustki ciągle do niej wracało... Myśli, jej myśli. 

Jesteś nikim. Nikt cię nie lubi, nie kocha, nie potrzebuję. 
Siedzisz tu sama pośród dementorów i utrzymuje cię przy życiu świadomość, że jeszcze kiedyś uda ci się stąd uciec. Tylko, że ucieczka stąd drugi raz jest niemożliwa. Musisz się poddać. Być taka jak my. Byłaś bezlitosna, zła, zabijałaś. Miałaś wielu mężczyzn ale żaden z nich nawet cię nie lubił. Byłaś koszmarem wielu z nich. Już za późno aby się zmienić ale możesz się poddać. Stań się taka jak my. Lepsza. Pokieruj swoim życiem od nowa we wcieleniu kogoś innego. Zawalcz o coś więcej niż tylko o destrukcje samej siebie.  

Co to znaczy być jak wy?

Odporna na śmierć. Nieśmiertelna. 


- Nie, nie nie... - powtarzała w myślach. - Zostaw mnie, zostaw. 

  Nikomu nie wspominała o swoich dziwnych fobiach i o tym, że słyszy myśli innej kobiety i to w dodatku bardzo niebezpiecznej kobiety bo Bellatrix Lestrange. Nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Być może były w jakiś dziwny sposób ze sobą połączone. Zastanawiała się czy możliwe były odwiedziny w Azkabanie. Chciała ją zapytać o to dziwne połączenie. Ginny czuła jej strach, niepewność i dosłownie krew na rękach. Nie chciała stać się szalona. Musiała odwiedzić Bellę w więzieniu. Być może rozmowa z tą szaloną osobą nie będzie należała do najłatwiejszych ale być może ta odpowie jej chociaż na kilka pytań. Nie wiedziała tylko jak ma tam dotrzeć. Jedyną osobą, która będzie wiedziała co nie co o Azkabanie o tym jak tam się dostać była Hermiona Granger. Ona interesowała wszystkim tym co powinna i tym co nie powinna. Taka była Hermiona. 

***
   Granger starała się dowiedzieć się o Neville'u jak najwięcej. W końcu każdy wiedział, ze był fajtłapą i zawsze wpadał w tarapaty. Po kilku rozmowach z nim dowiedziała się o nim nieco więcej i zdała sobie sprawę, że ludzie zbyt pochopnie oceniają innych. Wychowywała go babcia. Była dla niego jedną z ważniejszych osób w życiu. Tęsknił za rodzicami ale uważał ich za bohaterów. Obiecał sobie, że kiedyś będzie taki jak oni. Przyznał, że ludzie śmieją się z jego nieudolności, a nie dostrzegają jaki jest naprawdę. Tym samym robią wielki błąd. Hermiona spisywała sobie wszystkie informacje na kartce. Przyglądała się także jego mimice twarzy i sposobie zachowywania się. Przeprowadziła z nim bardzo obszerny wywiad i w końcu zrozumiała na czym miała polegać ta zamiana ról. Ocena ludzi przez pryzmat kilku dziwnych zdarzeń nie powinna ich przekreślać na resztę życia. Lekko nawet się uśmiechnęła kiedy Neville opowiadał o swojej pasji, zielarstwie. Zastanawiała się tylko jak ludzie ją postrzegają. Koniec końców zawsze chciała być dla tej jednej jednej osoby wyjątkowa. I ponoć była ale tego nie czuła. Zawsze marzyła o księciu z bajki, a trafił się jej Ron. Choć go kochała to znacznie odbiegał od ideału. Zamyślona nie zdająca sobie sprawy z niebezpieczeństwa nie zauważyła Malfoy'a który właśnie miał zamiar wykorzystać swoją szansę. Czekał na nią w schowku na miotły.Może i to było mało romantyczne ale nie dbał o to. Szła sama, zamyślona i zupełnie nie domyślała się co się zaraz wydarzy. Draco najpierw upewnił się, że teren był czysty. Pojawił się znikąd, złapał ją mocno za rękę i pociągnął do siebie, a następnie popchnął do ciasnego schowka na miotły. Zamknął za sobą drzwi. Byłu ciasno i niewygodnie. Prawie stykali się ze sobą nosami. 
- Malfoy, co ty wyrabiasz?! - zawołała rozeźlona Hermiona. 
- Porywam cię, Granger. - odparł cicho Malfoy. 
- Chcę stąd wyjść. Puszczaj. - syknęła. 
- Nie. Nie możesz mi tak w nieskończoność uciekać.  
- Ten pocałunek był błędem. Nigdy więcej już się nie powtórzy. 
- Jesteś pewna, że już nigdy więcej? 
- Jestem zaręczona. Kocham Rona!
- Nie, wcale go nie kochasz. - powiedział twardo Draco. 
- Nic o mnie nie wiesz! 
- A właśnie, że wiem więcej niż myślisz. Oszukujesz samą siebie. Przyznaj, ten pocałunek coś dla ciebie znaczył. 
- Odczep się od mnie, w końcu. 
  Draco tym razem się nie wahał. Pocałował ją długo i namiętnie aby jeszcze dobitniej ukazać jej, że coś między nimi niewątpliwie było. Chciał odzyskać jej wspomnienia. Musiała sobie coś przypominać, a przynajmniej jej uczucie do niego kompletnie nie wygasło bo odpowiedziała na pocałunek równie i wcale nie oponowała. Jego bliskość ją parzyła. 
- Nie, Draco ja...
  Nagle drzwi się otworzyły i...

***
Witajcie, 
przepraszam że tak długo zwlekałam z rozdziałem ale nie miałam czasu, praca, zmęczenie i brak czasu. Teraz jestem i może nie dzieje się w nim zbyt wiele ale jest ważny. Wiem, że Blaise zachował się jak dupek ale w sumie szkoda mi chłopaka. Tak na razie musi być. Bella pojawia się w tym opowiadaniu i w sumie to wszystko owiane jest tajemnicą, nic więcej nie moge zdradzić.  Dziękuję za komentarze, ! :D PS i za wyświetlenia, jesteście wspaniali/wspaniałe. Może chłopaki też czytają. 

Przepraszam za błędy.
Pozdrawiam Mia.