środa, 26 października 2016

Odcinek dwudziesty pierwszy: Utracone marzenia.

  (muzyka)
"Pa­miętaj, by nie ugiąć się pod ciężarem bólu, ja­ki nakłada na nas los.
Nig­dy się nie pod­da­waj, nie każda po­zyc­ja jest stracona. "~
 
   Śniła o sobie w pięknej białej sukni i mężczyźnie, który czekał na nią na samym końcu drogi. Miała kilka możliwości. Czy była gotowa na to aby zrezygnować z tego i zostać tu na zawsze? Miała bardzo lekki sen. Wystarczyło lekkie szurnięcie aby ją obudzić. Gdy kładła się spać, Adama jeszcze nie było w pokoju. Spodziewała się, że to on wrócił i kładł się właśnie spać. Przeliczyła się. Stał nad nią Blaise. W ręce trzymał kartkę o formacie A5.
- Śpisz? - usłyszała.
- Mmm, Blaise? - pytała zaspana. - Jest druga w nocy i nie powinno cię tu być...
- Wiem ale muszę ci coś powiedzieć bo po prostu nie wytrzymam.
- Nie możesz rano?
- Nie. Ginny, wysłuchaj mnie. - zaczął. - Lumos.
  Weasley straciła jakiekolwiek szanse na sen. Usiadła i kazała Zabiniemu także się przysiąść obok niej. Chłopak usiadł obok niej. W ręce trzymał fotografię. W milczeniu podał ją jej. Na fotografii widniał czarnoskóry chłopczyk w wieku dziesięciu lat i starsza kobieta. Uśmiechali się do siebie i widać było, że darzyli się wielką miłością.
- Nadal nie rozumiem. Kto to?
- To ja i moja babcia. To ona praktycznie mnie wychowała. Była ze mną zawsze. Nie byłem w stanie ci powiedzieć, że prawdopodobnie jadę na jej na pogrzeb. Zdążyłem się z nią pożegnać. Tylko to chciałem ci powiedzieć. - szepnął cicho.
  Dziewczyna przysunęła się do niego bliżej i delikatnie go objęła aby dodać mu otuchy. Chciała mu dać znak, że rozumie ale nie była do końca pewna czy to nie było za to za późno.
- Nie musisz się tłumaczyć, Blaise. - powiedziała cicho Ginny.
- Ale chcę. - odparł. - Naprawdę chcę byś była obecna w moim życiu.
- To nie czas na tak poważne rozmowy.  - ucięła ostro.
- A kiedy będziesz gotowa powiedzieć mi co czujesz, ruda? Za rok, dwa, a może nigdy nie będziesz gotowa, co?
  Głęboko westchnęła i odwróciła wzrok aby nie patrzeć mu w oczy. Nie miała jak odwrócić jego uwagi. Musiała po prostu powiedzieć  prawdę.
- Blaise, ja nie wracam do Hogwartu. - oznajmiła.
- Co ty mówisz, Ginny? - zapytał nie wiedząc o co w tym wszystkim chodzi.
  Nagle usłyszeli w oddali krzyki i błaganie o pomoc. Krzyk przypominał głos Louisa. Obydwoje ruszyli mu na ratunek.
- Wiedz, że jeszcze z tobą nie skończyłem. - wyszeptał.
  Odgłosy dobiegały z gabinetu.
- Alohomora! - zawołał Zabini.
  W środku Louis nie była sam. Mężczyzna klęczał i skręcał się z bólu. Został ugodzony zaklęciem cruciatusa. Ból był nie do zniesienia. Nad nim stał Adam. To on był rzucił na niego zaklęcie niewybaczalne. W jego oczach czaiło się zło. Ginny w końcu dostrzegło złą stronę jego oblicza. Gdy tylko wpadli do gabinetu zaczął się histerycznie śmiać.
- Hej, kochani. Zapraszamy. - odparł lekko Adam.
- Zostaw go. - powiedziała Ginny.
  Dziewczyna chciała za wszelką cenę odebrać mu różdżkę. Blaise odsunął ją ponieważ bał się o jej bezpieczeństwo.
- W co ty grasz Lestrange? - warknął Zabini.
- Lestrange? - zapytała nie wiedząc o co chodzi dziewczyna.
- To syn Bellatrix. - wyjaśnił jej.
Zaskoczona i lekko zdezorientowana zaczęła w końcu rozumieć dlaczego wszyscy ją przed nim ostrzegali. Adam był bardzo niebezpieczny i miał wiele mrocznych tajemnic.
- Jesteś nową Geraldyn. - odparł cicho Adam. - Należysz do mnie.
- Co ty pieprzysz?! Chcesz się zabawić i ją zabić, a później po prostu zatrzeć wszystkie ślady. Wiem o tobie wszystko. Myślisz dlaczego tu jestem, co? Zabiłeś kobietę którą podobno kochałeś. - wrzasnął Blaise,
- Nie zabiłem jej! To była wina Gerdie, sprowokowała mnie!
   Lestrange przestał panować nad sobą i tym samym nie kontrolował rzucanych przez siebie zaklęć. Ginny zauważyła w nim słabość, którą można było w nim wykorzystać.
- Okej. - powiedziała. - Będę twoja.
   Nieznacznie się do niego uśmiechnęła. Przybliżyła się do niego i delikatnie go objęła.
- Razem możemy zdziałać cuda... - wyszeptała mu do ucha i pogłaskała go po włosach.
- Ginny co ty...
  Nikt nie wiedział o tym, że ruda od dawna miała w sobie moc, która kiełkowała w niej od paru lat. Czuła w sobie w sobie mnóstwo siły ponieważ dotykając Adama odbierała mu energię, a on po prostu osuwał się na podłogę. Nic nie mógł powiedzieć. Patrzył na nią błagalnym spojrzeniem. Nie mógł stać na nogach. Jego aura była brązowa i z każdym mocniejszym dotykiem była coraz jaśniejsza. Nie panowała nad swoją mocą w stu procentach. Nie chciała go zabić tylko unieszkodliwić. Bała się kogokolwiek dotknąć aby go nie skrzywdzić. Pragnęła aby Adam cierpiał w Azkabanie i tam spędził ostatnie chwile swojego życia.
- Ginny, już wystarczy. - usłyszała.
  Podczas wysysania energii nie była sobą. Kilka razy zrobiła tylko to przez kilka sekund. Teraz to trwało o wiele dłużej. Louis czuł, że to będzie wspaniały materiał na strażnika. Dziewczyna nie wiedziała co zrobić z tą złą energią. Chciała się jej pozbyć. Nie była na tyle silna aby ją wchłonąć. Spojrzała błagalnie na Louisa. I zemdlała. Była jeszcze zbyt słaba aby używać swojej mocy przez dłuższy okres czasu. Miała nadzieję, że już nigdy więcej nie spotka Adama. Czekało ją wiele ważnych decyzji.

***

  Nie mogła spać. Miała dziwne przeczucia. Ron zniknął. Wyjechał. Taka była przynajmniej oficjalna wersja. Ślub został odwołany, a ona cóż poczuła ulgę. Czuła wewnętrzny niepokój.  Była kłębkiem nerwów. Tęskniła za Ginny i Draco. Chciała aby oboje cali i zdrowi do niej wrócili. Jej przyjaciółka napisała do niej kilka listów ale ostatnio się do niej nie odzywała. Luna znała całą sytuację. Jej brzuszek był widoczny ale postanowiła dodać jej otuchy. Granger najlepiej radziła sobie z książkami. Siedziała w swoim dormitorium i czytała mugolski romans. 
- Mogę? - zapytała Luna. 
- Cześć, no pewnie. - powiedziała Hermiona. Wchodź. Świetnie wyglądasz. 
- Jak się czujesz? 
- Eh, dlaczego mnie o to wszyscy pytają... - westchnęła. - Bywało lepiej ale trzymam się. 
- Harry mi wszystko powiedział. Przykro mi. - odparła Luna. 
- Nie sądziłam, że tak się zawiodę na kimś, kogo miałam poślubić. Wciąż się boję, że wróci i będzie chciał mnie zgwałcić. - wyznał. - Pierwsza próba mu się nie udała. 
  Luna mocno przytuliła przyjaciółkę. 
- Wokół ciebie jest tyle świetnych ludzi, którzy cię kochają i nikt nie da cię skrzywdzić - zapewniła ją. 
- Tęsknię za nim. Chyba go kocham. Od zawsze. 
- Domyśliłam się. Czasem uczucia są silniejsze od rozsądku. Wiem po sobie. Najważniejsze abyś w tym wszystkim wybrała siebie. - poradziła jej. 
  Hermiona nieznacznie się do niej uśmiechnęła i dobrze wiedziała, że ma w niej ogromne oparcie. Prawdziwa przyjaźń nigdy się nie kończy. Choćby nie wiadomo co się działo zawsze będzie czuła jej wsparcie. 

Kochanie, czekam. 
Granger, tęsknię ale bądź cierpliwa. Niedługo się zobaczymy. 

***

  Czuła przeszywający ból głowy. Powoli otworzyła oczy. Przy jej łóżku siedział Blaise. Wyglądał na zmęczonego. Nie spał przez ten cały czas tylko czuwał. Bardzo się o nią martwił. 
- Obudziłaś się. - powiedział cicho. - W końcu. Już myślałem, że się nie obudzisz. 
- Co się stało? Zabiłam go? - pytała zdezorientowana. 
- Nie. - odparł zdecydowanie. - Co prawda był zbyt słaby aby walczyć. Louis odesłał go w ekspresowym tempie do Azkabanu. 
- Załatwiłam go. 
- Skąd znasz takie sztuczki ruda? - zapytał Blaise. 
- Mam to w sobie od zawsze. Bałam się z tego korzystać. Dopiero tutaj odkryłam w sobie tą moc. - wyjaśniła. 
- Byłaś niesamowita. - powiedział z podziwem. - Mogłaś to wypróbować na Potterze. 
  Zabini delikatnie ujął jej rękę i przysunął ją do swoich ust. Zadrżała. 
- Odpoczywaj, nie będę cię przeszkadzać. Na poważne rozmowy przyjdzie jeszcze czas. 
- Nie. Chcę ci coś powiedzieć. Louis zaproponował mi posadę strażnika, który będzie kontrolował świat magii i świat mugoli. To ważna funkcja i będę mogła się tutaj wiele nauczyć. 
- Będę mogła...? Czyli podjęłaś już decyzję?
- Chcę się pożegnać z rodziną i przyjaciółmi. Gdy wrócę tutaj nie będę miała kontaktu z nikim z was. Tak, podjęłam już decyzję. Chcę tu zostać. 
  Chłopak się od niej znacznie odsunął. Poczuł, że nie może zostać w tym pomieszczeniu bo zaraz je zdemoluje. Dlaczego to robiła? Przyjechał specjalnie dla niej, a ona co? Znów postanawia odejść i to na zawsze. 
- Nic do mnie nie czujesz. - powiedział cicho. - A ja głupi myślałem, że...
- Blaise...
- Wiesz co? Nie chcę mi się z tobą gadać. Jutro wracam do Hogwartu. Nie bawią mnie twoje gierki. - warknął. 
  Wstał, odwrócił się na pięcie i trzasnął drzwiami. Została zupełnie sama. 
- Co ja zrobiłam? - zapytała samą siebie. 
  No właśnie co? Straciłaś coś cennego i niepowtarzalnego. Straciłaś miłość idiotko! - podpowiadał jej głos w głowie. Jeszcze mogła to wszystko odwrócić ale na to było już za późno. Po jej policzkach popłynęły pojedyncze łzy. Ukryła twarz w dłoniach. Nie potrafiła zaufać po raz drugi ani postarać się zaufać. Gdy starała się zmienić po raz kolejny swoje życie to wszystko niszczyła. Tym razem wiedziała, że to mógł być koniec. 

\
"Upadła.

-Nie pod­niesie się, nie ma dla niej już szan­sy, jest stracona.

Gdy to mówiłeś pod­niosła się, ot­rze­pała ko­lana i odeszła. 
Nie możli­we? 
Tyl­ko dla Ciebie. " ~ 

***
Witajcie!
Zdążyłam przed północą. Jak się domyślacie, niedługo koniec. Chciałabym podziękować za komentarze pod ostatnim odcinkiem. Mega motywacja. Nie wiem jak rozdział. Oceńcie sami. Życzę miłego czytania. Dobranoc ;)
Pozdrawiam, Mia

środa, 12 października 2016

Odcinek dwudziesty: Odkryte karty

   "Szczęście przez całe życie! Nikt by te­go nie mógł znieść, to byłoby piekło na ziemi. " ~ 

W pierwszej chwili gdy go zobaczyła to myślała, że to tylko kolejny głupi sen. Była pewna, że ona i Blaise to historia skończona. Wszystkie uczucia wróciły jednak ze zdwojoną siłą gdy go tylko zobaczyła. Żadne konkretne słowa nie zostały wypowiedziane na głos. Wtuliła się w jego silne ramiona i przez chwilę zapomniała o rewelacjach, które usłyszała niedawno od Louisa. Chciała podjąć mądrą decyzję aby nigdy tego nie żałować. Nie mogła jednak wybaczyć Blaisowi, że wyjechał bez pożegnania, bez słowa. Spojrzała mu głęboko w oczy i miała tyle pytań.
- Przepraszam, Ginny. Przepraszam, że cię zostawiłem samą. - powiedział cicho.
- I słusznie, bo masz za co. - odparła cicho Weasley i zamachnęła się z całej siły uderzając Blaise'a prosto w twarz.
  Należało mu się za to, że zniknął bez słowa i zranił jej uczucia. Całymi dniami zastanawiała się dlaczego tak nagle wyjechał. Obiecała sobie, że we  Francji zapomni, a on nagle zjawił i po prostu znów odżyły uczucia, które do niego żywiła.
- Niezły strzał, Weasley. - skwitował Malfoy i lekko się do niej uśmiechnął.
- Ciebie to już w ogóle się tutaj nie spodziewałam. - warknęła. - Co wy dwoje do jasnej cholery tu robicie? Hm, ale tak naprawdę?
- Co się tu wyrabia?! - usłyszeli w oddali.
  To był Louis. Nie wyglądał na szczęśliwego. Nie lubił obcych. Nie lubił gdy ktoś nieproszony nawiedzał ich szkołę. Dla niego Akademia była drugim domem. Nie wyobrażał sobie, że ktoś mógłby to zniszczyć.
- Co to za staruszek? - zapytał Draco.
- To dyrektor Akademii Leindre, pan Louis. - wyjaśniła. - Co ja mam niby mu o was powiedzieć?
- Prawdę. - odezwał się Zabini. - Przyjechał twój chłopak, bardzo się stęsknił i czy mógłby zostać z tobą do końca twojego pobytu tutaj.
- A co z przyjacielem?
- Taki widać z nas trójkącik. - odparł Zabini i się zaśmiał
 Louis szedł w stronę Ginny i nie miał zbyt wesołej miny. Czekał na jakiekolwiek wyjaśnienia z obu stron. Pierwsza odezwała się Gin.
- Dyrektorze, to moi przyjaciele z Hogwartu. Przyjechali do mnie w odwiedziny. Dla mnie też to jest nieoczekiwana wizyta. - wyjaśniła Gin.
 Mężczyzna z z uwagą przyjrzał się zarówno Blaise'owi jak i Malfoy'owi. Wyglądali na przyjaznych choć ich obecność tutaj była ciągle zagadką.
- Dzień dobry. - powiedział niepewnie Zabini.
- Witajcie. Twoi przyjaciele to także moi przyjaciele, Ginny. - przywitał się Louis. - Przygotujemy dla was dodatkowy pokój na czas waszego pobytu tutaj.
- Dziękujemy. - odparł Zabini.
- Cóż, czujcie się jak u siebie w domu. - powiedział. - Ginny, przemyśl naszą rozmowę i podejmij właściwą decyzję.
  Spojrzał znacząco na dziewczynę i odszedł zostawiając ją sam na sam z Zabinim i Malfoy'em.
- Jaką decyzję? - dopytywali się.
- Nie czas na takie rozmowy teraz. - powiedziała cicho. - Chodźcie, oprowadzę was po Akademii.
 Szli za nią w milczeniu i słuchali jej wywodów. Obydwaj mieli mieszane uczucia. Nie groziło jej żadne niebezpieczeństwo, Czuli się jak idioci. Czekali aż zjawi się Adam. Mieli z nim do pogadania.

***
   Nienawidziła szpitali ale tym razem zrobiła wyjątek od reguły. Była zmuszona aby się tam zjawić i odkryć wszystkie tajemnice. Czuła, że tutaj odnajdzie odpowiedź na dręczące ją pytania. W Mungu każdy miał swoją odrębną historię. Przebywali tutaj ludzie, którzy przeżyli coś wielkiego i smutnego w swoim życiu, a niestety w żaden sposób nie dało się tego odwrócić. Przedstawiła się jako siostrzenica Narcyzy Malfoy. Trochę zmieniła swój wygląd dla wiarygodności swoich słów. Miała blond włosy i piegi. Zupełnie nie przypominała Hermiony Granger. 
- Narcyzo, ma pani gościa. Przyszła do pani siostrzenica. Rose Winfred. - przedstawiła ją pielęgniarka i zostawiła je same. 
- Nie znam cię. - usłyszała Granger. 
  Narcyza Malfoy była blada, chuda, miała podkrążone oczy ale nie wyglądała na szaloną. Raczej po prostu przypominała zmęczoną kobietę po przejściach, a jej wyniosłe zachowanie pamiętała do dziś.  Nawet na nią nie spojrzała. Patrzyła cały w okno jakby oczekiwała czyjejś wizyty. 
- Wiem, że mnie pani nie zna. - powiedziała Hermiona. - Proszę spojrzeć na mnie, a przekona się pani, że jednak skądś mnie pani zna.
  Kobieta ani drgnęła.
- Znam twój głos. - powiedziała cicho Narcyza. - Granger co tu robisz?
- Mam kilka pytań do pani. - odparła Hermiona. - Chcę poznać odpowiedzi na temat tego co się wydarzyło między mną, Ronem, Draco i panią i dlaczego nic z tego nie pamiętam.
- Cóż, nie jestem odpowiednią osobą, żeby o tym mówić. To Weasley powinien opowiedzieć ci jakim skończonym skurwysynem jest. On cię wcale nie kocha. On po prostu nie chce żebyś była z moim synem. Ja też tego nie chcę ale widzę, że to i tak nieuniknione skoro się dopytujesz i doszłaś aż tutaj. Dużo już wiesz i wystarczy to wszystko poskładać w jedną całość.
- Nie, nie wystarczy. Chcę pani szczęścia swojego syna czy nie?
- Niekoniecznie z tobą Granger ale skoro chcesz wiedzieć...
 Odwróciła się. W końcu na nią spojrzała. Usiadła obok niej.
- Na pewno masz jakieś przebłyski, Granger. Z tego co wiem Draco cię uratował podczas wojny i od tego czasu wasze uczucie się jakby pogłębiło, a związek z tym fiutem coraz bardziej przechodził do historii. Przyznam się, że gdy widziałam szczęście mojego syna to ja także byłam szczęśliwa. Niekoniecznie z tobą bo o takiej synowej nie marzyłam, ale miłość nie sługa. Tylko ty nie wiedziałaś o jednym. Byłaś za każdym razem śledzona przez swojego ówczesnego chłopaka. Chciał się zemścić dlatego wykorzystał przy tym mnie. Mnie też śledził. Rzadko wychodziłam ale tym razem chciałam wybrać się na jakieś zakupy. Nawet nie zdążyłam zareagować bo uderzył mnie w tył głowy i zamknął w ciemnej piwnicy. Myślałam, że to jakiś sen. Strasznie schudłam, a on przynosił mi tylko wodę i jakieś stare bułki. Zagroził Draco, że jeśli nie rozstanie się z tobą to on mnie zabije. Torturował mnie. To było straszne. Sukinsyn z niego, Jego zachowanie było porównywalne do zachowania Lucjusza. Draco usunął z twojej pamięci wasze wspólne chwile i przysiągł na wieczystą przysięgę, że nigdy nie wyjawi ci prawdy o tym co się wydarzyło ale ja nic nie przysięgałam. Myślałam, że mnie wypuści ale go chyba bawiło to, że byłam taka bezbronna. Na szczęście zjawił się Draco i mnie uratował. Razem uznaliśmy, że najbezpieczniejsza będę w Mungu. Tu mam ciszę i spokój. Nadal się boję ale już mniej.
- Nie wiem co powiedzieć. - powiedziała zszokowana Hermiona.
   Dziewczyna delikatnie pogłaskała Narcyzę po ręce. Nie spodziewała się po Ronie tak nieludzkiego zachowania. Ta historia ją przerosła. W jej oczach pojawiły się łzy. Jak mogła spojrzeć w oczy Rona i wziąć z nim ślubu? Nie mogła.
- Żadnego ślubu nie będzie. - odparła cicho Granger,
- Mam nadzieję jednak, że jakiś będzie i będę na niego zaproszona. - odezwała się Narcyza. - Mój syn był naprawdę z tobą szczęśliwy, a ja nie muszę cię lubić, Granger, Teściowe i synowe nigdy nie będą pałały do siebie sympatią. Będziemy się tolerować i to wystarczy.
  Hermiona lekko się uśmiechnęła do niej.
- Na mnie już czas. Dziękuję za opowieść. Dużo mi pani pomogła.
- Zrównaj go z ziemią i pozdrów ode mnie.
- Na pewno to zrobię.
  Wyszła stamtąd jak najszybciej i nagle ją oświeciło. Kochała i nienawidziła ale tylko i zawsze Draco. Ron chciał jej wmówić, że było inaczej, chciał zniszczyć ich uczucie ale to się nie udało bo miłość za każdy razem okazywała się silniejsza.

Będę czekać, Draco. 
Bo na ciebie warto czekać. Masz to coś co czyni mnie szczęśliwą, a to największy dar w życiu. Kochać i być kochanym. 

  Wspomnienia wracały i nie pozwalały odejść.

Powrót do Hogwartu był bardzo trudny dla Hermiony. Umówiła się z Ronem w jego dormitorium. Chciała mu wykrzyczeć, że jest popieprzony i powinien się leczyć. Gdy go tylko zobaczyła pojawiły się wspomnienia z młodzieńczych lat. Co się z nim stało? Może się pogubił? Nie mógł być zły. To nie mogła być prawda. Prawda jednak bolała. Wiedziała, że ona także nie była fair. Zdradziła go ale ich uczucie już wtedy się wypaliło. To już nie była miłość tylko zwykłe przyzwyczajenie.
- Kochanie, coś się stało? - zapytał Ron.
  Wyglądał na zatroskanego. Co za ściema!
- Tak, zdradziłam się. - wypaliła.
- Słucham?
- Tak i wiesz co? Żadnego ślubu nie będzie ty pieprzony gnojku! Wiem o tobie już wszystko i ciągle nie mogę uwierzyć...
- Uspokój się skarbie i powiedz mi o co naprawdę tutaj chodzi.
- Nie wiesz? Naprawdę nie wiesz? To pozwól, że cię oświecę. Jak mogłeś zamknąć matkę Malfoy'a w piwnicy, torturować ją, grozić i zmusić Draco aby mi siebie wymazał z pamięci. Wyobraź sobie, że wszystko wiem i to nie od niego.
  Spojrzał jej w oczy. Jego oczy były zimne i pełne odrazy. To już nie był ten Ron w którym się kiedyś zakochała.
- Ty wstrętna dziwko, miałaś się nigdy nie dowiedzieć! Zostaniesz moją żoną czy chcesz tego czy nie! - zawołał.
  Mężczyzna złapał ją za ręce i przycisnął mocno do ściany. Próbowała się mu wyrwać ale był na to zbyt silny.
- Najpierw się z tobą bzyknę, a później uduszę co ty na to? - zapytał i zaczął się histerycznie śmiać.
- Podobno mnie kiedyś kochałeś, Ron. - westchnęła cicho. - Co się z tobą stało?
- Przejrzałem na oczy. Zdradzałaś mnie i myślisz, że się nie dowiem?!
  Weasley szybko zabrał się do rzeczy. Siłą zdarł z Hermiony ubranie i zaczął całować ją po cały ciele wbrew jej woli. Dziewczyna krzyczała ale nikt jej nie słyszał. Uderzył ją z całej aby w końcu zamilkła. Była przerażona. Nie chciała z nim uprawiać seksu. Tym bardziej, że czuła do niego obrzydzenie. Płakała, a on nawet nie zwracał na to uwagi. Nagle do pokoju wparował Harry, który rzadko tu bywał ze względu na Lunę. Chciał pożyczyć od Rona notatki z transmutacji. Nie spodziewał się takiego widoku tym bardziej iż Hermiona płakała i wyrywała się, a jego przyjaciel był na to wszystko nieczuły.
-   Harry! - zawołała.
  Wykorzystała nieuwagę Weasley'a i kopnęła go mocno pomiędzy nogi. Mężczyzna zawył z bólu, a dziewczyna uwolniła się z jego objęć.
- Herm, co tu się wyrabia?! - zapytała zszokowany Potter.
- Dziękuję, że mnie uratowałeś. On chciał mnie zgwałcić.
- Czegoś tu nie rozumiem, to twój narzeczony...
- Już były. To podstępny gnojek, Harry. To nie Ron, którego kochałam i to nie jest mój przyjaciel. Niech on ci powie całą prawdę bo ja mam dość. W każdym razie oficjalnie odwołuje ślub i całe to kłamliwe przedsięwzięcie.
  Dziewczyna szybko pobiegła do swojego dormitorium i rzuciła się na łóżko. Rozpaczliwie pragnęła kogoś przytulić. On naprawdę chciał ją zabić. Wystarczyła może godzina, dwie aby ją zabić. To był jej przyjaciel.  Teraz nienawidziła go z całego serca. Ranił niewinnych, chciał ją skrzywdzić jeszcze bardziej, jak mogła być z kimś takim i o nim nic nie wiedzieć? Nie rozumiała.

***
      Spała ale czuła gdy ktoś pojawiał się obok. Poczuła wzrok na sobie. Stał. Patrzył. Kto to był? Miał coś w ręce. Kim był? 

"Oto jest mi­łość. Dwo­je ludzi spo­tyka się przy­pad­kiem, a oka­zuje się, że cze­kali na siebie całe życie." ~ 


Dobry wieczór, 
cóż ja będę pisać więcej. Mam nadzieję, że ktoś tam jeszcze jest. Rozdział poświęcony Dramione. Od tego wszystko się zaczęło od tej pary moja historia z blogosferą się zaczęła i pewnie niedługo się skończy. Dziękuję, że tu jesteście. Bo mam nadzieję, że jesteście. ;)
Życzę miłego czytania. 

Pozdrawiam, Mia