"Pamiętaj, by nie ugiąć się pod ciężarem bólu, jaki nakłada na nas los.
Nigdy się nie poddawaj, nie każda pozycja jest stracona. "~
Śniła o sobie w pięknej białej sukni i mężczyźnie, który czekał na nią na samym końcu drogi. Miała kilka możliwości. Czy była gotowa na to aby zrezygnować z tego i zostać tu na zawsze? Miała bardzo lekki sen. Wystarczyło lekkie szurnięcie aby ją obudzić. Gdy kładła się spać, Adama jeszcze nie było w pokoju. Spodziewała się, że to on wrócił i kładł się właśnie spać. Przeliczyła się. Stał nad nią Blaise. W ręce trzymał kartkę o formacie A5.
- Śpisz? - usłyszała.
- Mmm, Blaise? - pytała zaspana. - Jest druga w nocy i nie powinno cię tu być...
- Wiem ale muszę ci coś powiedzieć bo po prostu nie wytrzymam.
- Nie możesz rano?
- Nie. Ginny, wysłuchaj mnie. - zaczął. - Lumos.
Weasley straciła jakiekolwiek szanse na sen. Usiadła i kazała Zabiniemu także się przysiąść obok niej. Chłopak usiadł obok niej. W ręce trzymał fotografię. W milczeniu podał ją jej. Na fotografii widniał czarnoskóry chłopczyk w wieku dziesięciu lat i starsza kobieta. Uśmiechali się do siebie i widać było, że darzyli się wielką miłością.
- Nadal nie rozumiem. Kto to?
- To ja i moja babcia. To ona praktycznie mnie wychowała. Była ze mną zawsze. Nie byłem w stanie ci powiedzieć, że prawdopodobnie jadę na jej na pogrzeb. Zdążyłem się z nią pożegnać. Tylko to chciałem ci powiedzieć. - szepnął cicho.
Dziewczyna przysunęła się do niego bliżej i delikatnie go objęła aby dodać mu otuchy. Chciała mu dać znak, że rozumie ale nie była do końca pewna czy to nie było za to za późno.
- Nie musisz się tłumaczyć, Blaise. - powiedziała cicho Ginny.
- Ale chcę. - odparł. - Naprawdę chcę byś była obecna w moim życiu.
- To nie czas na tak poważne rozmowy. - ucięła ostro.
- A kiedy będziesz gotowa powiedzieć mi co czujesz, ruda? Za rok, dwa, a może nigdy nie będziesz gotowa, co?
Głęboko westchnęła i odwróciła wzrok aby nie patrzeć mu w oczy. Nie miała jak odwrócić jego uwagi. Musiała po prostu powiedzieć prawdę.
- Blaise, ja nie wracam do Hogwartu. - oznajmiła.
- Co ty mówisz, Ginny? - zapytał nie wiedząc o co w tym wszystkim chodzi.
Nagle usłyszeli w oddali krzyki i błaganie o pomoc. Krzyk przypominał głos Louisa. Obydwoje ruszyli mu na ratunek.
- Wiedz, że jeszcze z tobą nie skończyłem. - wyszeptał.
Odgłosy dobiegały z gabinetu.
- Alohomora! - zawołał Zabini.
W środku Louis nie była sam. Mężczyzna klęczał i skręcał się z bólu. Został ugodzony zaklęciem cruciatusa. Ból był nie do zniesienia. Nad nim stał Adam. To on był rzucił na niego zaklęcie niewybaczalne. W jego oczach czaiło się zło. Ginny w końcu dostrzegło złą stronę jego oblicza. Gdy tylko wpadli do gabinetu zaczął się histerycznie śmiać.
- Hej, kochani. Zapraszamy. - odparł lekko Adam.
- Zostaw go. - powiedziała Ginny.
Dziewczyna chciała za wszelką cenę odebrać mu różdżkę. Blaise odsunął ją ponieważ bał się o jej bezpieczeństwo.
- W co ty grasz Lestrange? - warknął Zabini.
- Lestrange? - zapytała nie wiedząc o co chodzi dziewczyna.
- To syn Bellatrix. - wyjaśnił jej.
Zaskoczona i lekko zdezorientowana zaczęła w końcu rozumieć dlaczego wszyscy ją przed nim ostrzegali. Adam był bardzo niebezpieczny i miał wiele mrocznych tajemnic.
- Jesteś nową Geraldyn. - odparł cicho Adam. - Należysz do mnie.
- Co ty pieprzysz?! Chcesz się zabawić i ją zabić, a później po prostu zatrzeć wszystkie ślady. Wiem o tobie wszystko. Myślisz dlaczego tu jestem, co? Zabiłeś kobietę którą podobno kochałeś. - wrzasnął Blaise,
- Nie zabiłem jej! To była wina Gerdie, sprowokowała mnie!
Lestrange przestał panować nad sobą i tym samym nie kontrolował rzucanych przez siebie zaklęć. Ginny zauważyła w nim słabość, którą można było w nim wykorzystać.
- Okej. - powiedziała. - Będę twoja.
Nieznacznie się do niego uśmiechnęła. Przybliżyła się do niego i delikatnie go objęła.
- Razem możemy zdziałać cuda... - wyszeptała mu do ucha i pogłaskała go po włosach.
- Ginny co ty...
Nikt nie wiedział o tym, że ruda od dawna miała w sobie moc, która kiełkowała w niej od paru lat. Czuła w sobie w sobie mnóstwo siły ponieważ dotykając Adama odbierała mu energię, a on po prostu osuwał się na podłogę. Nic nie mógł powiedzieć. Patrzył na nią błagalnym spojrzeniem. Nie mógł stać na nogach. Jego aura była brązowa i z każdym mocniejszym dotykiem była coraz jaśniejsza. Nie panowała nad swoją mocą w stu procentach. Nie chciała go zabić tylko unieszkodliwić. Bała się kogokolwiek dotknąć aby go nie skrzywdzić. Pragnęła aby Adam cierpiał w Azkabanie i tam spędził ostatnie chwile swojego życia.
- Ginny, już wystarczy. - usłyszała.
Podczas wysysania energii nie była sobą. Kilka razy zrobiła tylko to przez kilka sekund. Teraz to trwało o wiele dłużej. Louis czuł, że to będzie wspaniały materiał na strażnika. Dziewczyna nie wiedziała co zrobić z tą złą energią. Chciała się jej pozbyć. Nie była na tyle silna aby ją wchłonąć. Spojrzała błagalnie na Louisa. I zemdlała. Była jeszcze zbyt słaba aby używać swojej mocy przez dłuższy okres czasu. Miała nadzieję, że już nigdy więcej nie spotka Adama. Czekało ją wiele ważnych decyzji.
***
Nie mogła spać. Miała dziwne przeczucia. Ron zniknął. Wyjechał. Taka była przynajmniej oficjalna wersja. Ślub został odwołany, a ona cóż poczuła ulgę. Czuła wewnętrzny niepokój. Była kłębkiem nerwów. Tęskniła za Ginny i Draco. Chciała aby oboje cali i zdrowi do niej wrócili. Jej przyjaciółka napisała do niej kilka listów ale ostatnio się do niej nie odzywała. Luna znała całą sytuację. Jej brzuszek był widoczny ale postanowiła dodać jej otuchy. Granger najlepiej radziła sobie z książkami. Siedziała w swoim dormitorium i czytała mugolski romans.
- Mogę? - zapytała Luna.
- Cześć, no pewnie. - powiedziała Hermiona. Wchodź. Świetnie wyglądasz.
- Jak się czujesz?
- Eh, dlaczego mnie o to wszyscy pytają... - westchnęła. - Bywało lepiej ale trzymam się.
- Harry mi wszystko powiedział. Przykro mi. - odparła Luna.
- Nie sądziłam, że tak się zawiodę na kimś, kogo miałam poślubić. Wciąż się boję, że wróci i będzie chciał mnie zgwałcić. - wyznał. - Pierwsza próba mu się nie udała.
Luna mocno przytuliła przyjaciółkę.
- Wokół ciebie jest tyle świetnych ludzi, którzy cię kochają i nikt nie da cię skrzywdzić - zapewniła ją.
- Tęsknię za nim. Chyba go kocham. Od zawsze.
- Domyśliłam się. Czasem uczucia są silniejsze od rozsądku. Wiem po sobie. Najważniejsze abyś w tym wszystkim wybrała siebie. - poradziła jej.
Hermiona nieznacznie się do niej uśmiechnęła i dobrze wiedziała, że ma w niej ogromne oparcie. Prawdziwa przyjaźń nigdy się nie kończy. Choćby nie wiadomo co się działo zawsze będzie czuła jej wsparcie.
Kochanie, czekam.
Granger, tęsknię ale bądź cierpliwa. Niedługo się zobaczymy.
***
Czuła przeszywający ból głowy. Powoli otworzyła oczy. Przy jej łóżku siedział Blaise. Wyglądał na zmęczonego. Nie spał przez ten cały czas tylko czuwał. Bardzo się o nią martwił.
- Obudziłaś się. - powiedział cicho. - W końcu. Już myślałem, że się nie obudzisz.
- Co się stało? Zabiłam go? - pytała zdezorientowana.
- Nie. - odparł zdecydowanie. - Co prawda był zbyt słaby aby walczyć. Louis odesłał go w ekspresowym tempie do Azkabanu.
- Załatwiłam go.
- Skąd znasz takie sztuczki ruda? - zapytał Blaise.
- Mam to w sobie od zawsze. Bałam się z tego korzystać. Dopiero tutaj odkryłam w sobie tą moc. - wyjaśniła.
- Byłaś niesamowita. - powiedział z podziwem. - Mogłaś to wypróbować na Potterze.
Zabini delikatnie ujął jej rękę i przysunął ją do swoich ust. Zadrżała.
- Odpoczywaj, nie będę cię przeszkadzać. Na poważne rozmowy przyjdzie jeszcze czas.
- Nie. Chcę ci coś powiedzieć. Louis zaproponował mi posadę strażnika, który będzie kontrolował świat magii i świat mugoli. To ważna funkcja i będę mogła się tutaj wiele nauczyć.
- Będę mogła...? Czyli podjęłaś już decyzję?
- Chcę się pożegnać z rodziną i przyjaciółmi. Gdy wrócę tutaj nie będę miała kontaktu z nikim z was. Tak, podjęłam już decyzję. Chcę tu zostać.
Chłopak się od niej znacznie odsunął. Poczuł, że nie może zostać w tym pomieszczeniu bo zaraz je zdemoluje. Dlaczego to robiła? Przyjechał specjalnie dla niej, a ona co? Znów postanawia odejść i to na zawsze.
- Nic do mnie nie czujesz. - powiedział cicho. - A ja głupi myślałem, że...
- Blaise...
- Wiesz co? Nie chcę mi się z tobą gadać. Jutro wracam do Hogwartu. Nie bawią mnie twoje gierki. - warknął.
Wstał, odwrócił się na pięcie i trzasnął drzwiami. Została zupełnie sama.
- Co ja zrobiłam? - zapytała samą siebie.
No właśnie co? Straciłaś coś cennego i niepowtarzalnego. Straciłaś miłość idiotko! - podpowiadał jej głos w głowie. Jeszcze mogła to wszystko odwrócić ale na to było już za późno. Po jej policzkach popłynęły pojedyncze łzy. Ukryła twarz w dłoniach. Nie potrafiła zaufać po raz drugi ani postarać się zaufać. Gdy starała się zmienić po raz kolejny swoje życie to wszystko niszczyła. Tym razem wiedziała, że to mógł być koniec.
\
"Upadła.
-Nie podniesie się, nie ma dla niej już szansy, jest stracona.
Gdy to mówiłeś podniosła się, otrzepała kolana i odeszła.
Nie możliwe?
-Nie podniesie się, nie ma dla niej już szansy, jest stracona.
Gdy to mówiłeś podniosła się, otrzepała kolana i odeszła.
Nie możliwe?
Tylko dla Ciebie. " ~
***
Witajcie!
Zdążyłam przed północą. Jak się domyślacie, niedługo koniec. Chciałabym podziękować za komentarze pod ostatnim odcinkiem. Mega motywacja. Nie wiem jak rozdział. Oceńcie sami. Życzę miłego czytania. Dobranoc ;)
Pozdrawiam, Mia
"kochał. Najmocniej na świecie. Ale ona odeszła. Podniosła się, otrzepała kolana i odeszła. Do innego. Z którym miała dziecko. I to było nie do zniesienia. Rzucił sie w przepaść"
OdpowiedzUsuńGdzieś przeczytałam, że jeśli kocha, to zostanie, to nie trzeba mu mówić, aby został, bo w miłości to jest oczywiste. Blaise jednak wyszedł. Nie został z Giny. Czy to znaczy, że jej nie kochał? Że to wszystko było tylko udawane, sztuczne? Napompowane jak balon, który pęka w zetknięciu z trudną chwilą jak szpilką? Bo gdyby przecież kochał, to by został mimo wszystko, bez proszenia go o to, by został. Więc z tego wnioskuję, że Zabini jednak nie kochał Giny... Więc może jednak Giny podjęła dobrą decyzję, decydując się na pozostanie strażnikiem? Bo dzięki temu cos wyszło na jaw? Coś ukrytego, gdzieś w sercu? No bo przecież po co być z człowiekiem, którego uczucie nie jest na tyle głębokie, aby przetrwać każdy kryzys? Albo chociażby niektóry kryzys... ;) a tak, dzięki tej sytuacji wszyscy wiemy - zarówno Giny wie jak i my czytelnicy wiemy - że Zabini nie kochał prawdziwie Giny, bo ją jednak zostawił... I to w osłabieniu, w potrzebie... :(
OdpowiedzUsuń***
Sprawy nie są takie, jakie się z pozoru wydają. Nie ma dymu bez ognia. Coś musi być zasiane, by wykiełkować i wydać owoc. Z samej czarnej ziemi samo nic nie wyrośnie, jesli nie będzie tam nasionka. Albo jakiejs obniżki, korzonka, ktory wyda owoc. Czyli że coś musi wcześniej być, by coś mogło później zaistnieć. Musi być wpierw zamysł, idea, by powstało działanie. Zostać czy odejść - to zależy, czym sie kierujesz, jaki masz cel i do czego dążysz. Co masz w sercu.
"A gdy wygnano mnie na dwór, dobijałam się do drzwi, by móc wejść spowrotem. Nikt nie otworzył. Zamarzłam tam na mrozie i mój duch odleciał do raju. I tak dążąc do miłości znalazłam się w raju szybciej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać." ;)
Świetne choć brakuje mi troche więcej sytuacji między draco a hermi takich bardziej intymnych a może ron będzie chciał się zemścić na hermionie za to że go zostawiła? Uwielbiam takie wątki kryminalne ... mam nadzieję że opowiadanie szybko się nie skończy i weźmiesz moje propozycje pod uwage że to się tak szybko nie skończyło.. dzięki za pisanie jesteś Wielka pozdro :* :*
OdpowiedzUsuń