środa, 29 czerwca 2016

Odcinek piętnasty: Warto być człowiekiem

 (muzyka)
Ginny słuchała z uwagą co miała do powiedzenia profesor McGonnagall oraz co jakiś czas zerkała w stronę Ślizgonów. Szukała Blaise'a. Znowu gdzieś zniknął. Przyzwyczaiła się do jego towarzystwa i jego zaczepek. Od kilku dni zastanawiała się jak to będzie po zakończeniu szkoły i czy stare przyjaźnie przetrwają. Gdy usłyszała swoje nazwisko zadrżała.
- Zwycięzcami są Ginny Weasley oraz Adam Willington! - zawołała dyrektorka. - Za kilka dni dowiecie się jaką specjalną nagrodę dla was przygotowaliśmy.
- Wygrałam, wygrałam! - wykrzykiwała szczęśliwa Ginny. - Jeszcze nigdy w życiu nic nie wygrałam!
- Gratuluję Gin. - odparła Hermiona i mocno uściskała przyjaciółkę.
  Do gratulacji przyłączył się także Ron, który siedział tuż obok. Obejmował swoją narzeczoną i cieszył się z wygranej swojej siostry. Weasley dostrzegła także Adama, który do niej energicznie machał. Podszedł do niej i mocno ją uściskał.
- Mała, wygraliśmy. - szepnął cicho.
- Wiem, też się cieszę. - odparła Ginny.
- Być może w końcu spędzimy trochę więcej czasu tak sam na sam. Bardzo bym tego chciał. - powiedział i delikatnie się do niej uśmiechnął.
  Czekała na Blaise'a na którego się jednak nie doczekała. Postanowiła potańczyć i się niczym nie przejmować. W końcu czuła, że żyje. To było wspaniałe uczucie i doskonale wiedziała, że warto żyć. Nie dla kogoś tylko dla siebie. Teraz to w pełni rozumiała. Uwielbiała być sobą i choć nie wszyscy to akceptowali to musieli się z tym po prostu pogodzić. Wyszła z imprezy trochę wcześniej aby zanadto się nie upić i nie  żałować swoich decyzji. Z kolei Hermiona piła na umór i  nie wyobrażała sobie ślubu, z kimś kto znowu gdzieś zniknął.
- Granger, dobrze się czujesz? - zapytał Malfoy i złapał ją delikatnie za rękę, a ona go odepchnęła.
- Odczep się Malfoy. - warknęła. - Może i jestem pijana ale nie głupia. Nie mogę się do ciebie zbliżać, zwłaszcza w tym stanie.
- Skarbie, zdecydowanie jesteś pijana. Odprowadzę cię do dormitorium. - zaproponował.
- Łapy przy sobie, Malfoy. Zaraz przyjdzie Ron. 
- Słońce, upiłaś się bo znowu cię zostawił? Już nie wspomnę o twoim tragicznym wyglądzie. Chodź, pójdziemy spać.
- Ja, sama. - powiedziała stanowczo ale gdy tylko zdołała wstać to się zatoczyła.
  Draco złapał ją delikatnie za łokieć i prowadził powoli do wyjścia. Innymi słowy ratował jej znowu tyłek. No, a gdzie w takim razie był Ron?
- No dobra, dzięki Malfoy. Potrzebowałam pomocy. - powiedziała cicho Hermiona. - Byłam zła bo to on powinien tu być, a nie ty. To ty jesteś zawsze obok i to jest dla mnie bardzo frustrujące. Nie chcę wybierać tym bardziej, że niedługo biorę ślub.
- Nie wychodź za niego. - poprosił Draco. - Będziesz żałowała.
- To zawsze był Ron, tylko on. Nie chcę zmieniać swoich decyzji pod wpływem jednego czy dwóch pocałunków.
- Jeszcze nie jest za późno, Granger.
  Granger chwiejnym krokiem przekroczyła próg swojego dormitorium. W swoim łóżku grzecznie spała Ginny. Hermiona zawsze myślała, że tylko z Ronem mogłaby być szczęśliwa. Teraz miała dziwne myśli dotyczące odwołania ślubu tym bardziej, że jej narzeczony często ją zawodził i nie dotrzymywał danego słowa. Alkohol jej mocno zaszkodził. Nawet nie przebierała się tylko położyła się na łóżko i od razu zasnęła.

  To musiał być sen. Tylko to przychodziło mi do głowy gdy przeniosłam się w czasie kilka miesięcy wstecz. Ciężkie czasy gdy Voldemort próbował przejąć władzę i wojna która przyniosła duże straty. Moja walka o życie i Malfoy, który pojawił się znikąd ratując znów mój tyłek. Tego nie pamiętałam. Pojawiały się tylko przebłyski, które były częścią pewnej układanki w mojej głowie. Nic do siebie nie pasowało, a jednak czułam, że wszystko łączyło się w jedną całość. W dzień w którym Draco uratował mi życie i przeciwstawił się ojcu oraz Voldemrotowi był dniem w którym dostrzegłam w nim swojego przyjaciela. Coś się wtedy zmieniło. Dlaczego przypominanie sobie tego było dla mnie takie bolesne? 
- Granger, nic ci nie jest? 
- Malfoy, ty mnie uratowałeś. Nie rozumiem. Dlaczego? 
- Posłuchaj Granger, to nie miejsce i czas na takie rozmowy. Miałem swoje powody. Jestem po waszej stronie od bardzo, bardzo dawna. 
- Dziękuję. Nie myśl, że zacznę cię lubić ale spróbuję zacząć tolerować. 
- Mi to nie wystarcza. Chcę więcej. - odparł Draco. - Nie czas jednak na to. Mamy robotę. 
- Tak. 
  I w tym momencie mój sen się urwał i wróciłam do rzeczywistości. No ale w końcu coś sobie przypominałam, a przynajmniej jakąś cząstkę. Wszystko wiązało się z nim. Zawsze coś będzie nas łączyć. Zawsze jakaś część mnie będzie go pragnęła. Chciałam znów pamiętać, wiedzieć co czuję ale coraz częściej zaczynałam myśleć o sobie jak o wariatce. Małymi krokami dowiem się kto i po co mi to zrobił i dlaczego...

***
  W tym samym czasie Blaise się pakował. Miał niewiele czasu. Postanowił się pożegnać tylko z Draco. W końcu był jego najlepszym przyjacielem. Gdy Draco wrócił do dormitorium to jego przyjaciel już na niego czekał. Siedział na łózku z poważną miną. Obok niego stały walizki. 
- Stary, gdzieś ty zniknął? - zapytał blondyn uważnie mu się przyglądając. 
- Muszę wracać do domu, Draco. - powiedział Zabini - Dostałem wiadomość  od ojca, że moja babcia jest w bardzo ciężkim stanie. Przez praktycznie całe życie była dla mnie jak matka. Opiekowała się mną i to ona sprawiała, że czułem się częścią tej zasranej rodziny. Chcę przy niej być. 
- Rozumiem. - odparł cicho Malfoy. - Coś mogę dla ciebie zrobić?
- Uważaj na siebie i na rudą. Będzie mi za złe, że się z nią nie pożegnałem ale nie potrafiłem. Tchórz ze mnie ale tak będzie lepiej. - wyjaśnił. 
- Wrócisz?
- Myślę, że tak. Hogwart nie istnieje beze mnie. 
  Uściskali się w milczeniu i Blaise odchodząc spojrzał w stronę swojego przyjaciela i wiedział, że nie może zostawić swojej prawdziwej rodziny. On tu na pewno wróci. 

Do zobaczenia. 
Wrócę do was. Obiecuję. I do ciebie mała ruda istotko. Wiem, że mój wyjazd cię zrani ale mam nadzieję, że będziesz czekała. 

   Prawie całą podróż odbył w zupełnym milczeniu. Bał się co zobaczy na miejscu. Gdy się urodził tylko babcia Ana zajmowała się nim i  okazywała mu jakiekolwiek uczucia. Jego rodzice zachowywali się dosyć sztucznie i nie byli szczerzy nawet względem swoim bliskich. Dziecko było im do niczego nie potrzebne. Poplecznicy Voldemorta, który kochali zabijać tak można innymi słowa ich tak nazwać. Tylko babcia wpajała mu, że ich postępowanie było złe i godne pożałowania. Z biegiem czasu stawał się tacy jak swoi rodzice ale nigdy nie zapominał o babci i o jej radach. Teraz ona potrzebowała jego. Rzadko kiedy korespondował z rodzicami ale tym razem list od ojca nim wstrząsnął. Była umierająca. Tak wynikało nadesłanego listu, który trzymał cały czas w jednej ręce. Ostatnimi czasie babcia zamieszkała w domu wspólnie z jego rodzicami. Dom był w nie najlepszej kondycji. Wyprowadził się stamtąd kilka lat temu. Nie chciał mieć z nim nic wspólnego. Gdy wszedł do środka to dostrzegł swoich rodziców, którzy widocznie na niego czekali. Grzecznie się z nim przywitał bo nie chciał robić żadnych scen ale nigdy im nie zapomni tych lat gdy rozpaczliwie potrzebowah miłości ale nigdy jej od nich nie otrzymał. 
- Gdzie babcia? - zapytał nagląco. 
- W sypialni. - odparł ojciec. - Nie przemęczaj jej zbytnio. 
- Tego mi nie musisz powtarzać. Wiem o tym, ojcze. - odparł zimno Blaise. 
  Zabini ruszył w kierunku sypialni. Gdy otworzył od niej drzwi to dostrzegł starszą kobietą leżącą na wielkim łóżku. Z wyglądu zupełnie siebie nie przypominała ale jej oczy nie kłamały. To była ona. Jej długie siwe włosy opadały na koc, którym była okryta. Schudła, miała podkrążone oczy i przy lewej ręce miała przypiętą kroplówkę. Uważnie mu się przyjrzała. 
- Synku, zmizerniałeś. - odparła cicho. 
- Wiem babciu, musisz w końcu wstać z tego łóżka i upiec mi jakieś dobre ciasto. - powiedział Blaise. 
- Chciałabym bardzo ale lekarze nie przewidują żadnej poprawy. Zdiagnozowano u mnie jakąś mugolską chorobę i czuję się coraz gorzej. 
- Babciu co ty mówisz...
- Mówię ci jak jest. Nie będę owijać w bawełnę. Pożegnania są trudne ale ze mną przecież się nie żegnasz bo ja zawsze będę obecna w twoim życiu, w twoim sercu. Cieszę się, że wyrosłeś na takiego wspaniałego młodzieńca, Blaise. 
- Jeszcze nie. Jeszcze nie dzisiaj. Proszę. 
- Ja przeżyłam swoje życie najlepiej jak mogłam. Nie trać go na głupoty tylko żyj, po prostu żyj i wykorzystuj każdą napotkaną szansę bo przecież nigdy nie wiesz ile czasu ci pozostało. 
  
Blaise głęboko zastanowił się na jej słowami. Miała rację. Jak zawsze.  
Kochana babcia, to ona sprawiła to jakim teraz jestem człowiekiem. 
Dziękuję. 


***
Nie potrafiłam znaleźć stosownego cytatu na koniec. Jakoś tak smutno mi się zrobiło i wiecie co myślę? Babcia Blase'a ma zupełną rację. Kochani trzeba przede wszystkim żyć. Co do rozdziału jestem zadowolona. Wiem, że późno ale brak czasu, praca dużo pochłania, egzaminy no i to euro, jestem fanką piłki nożnej, siatkówki i skoków narciarskich. Dziękuję za komentarze  i wyświetlenia których mi nabijacie coraz więcej! <3 Zapraszam do czytania ;)

Pozdrawiam, Mia
  
 

środa, 15 czerwca 2016

Odcinek czternasty: Poznaj moją historię

  (muzyka)
Co by było gdyby każdy choć przez jeden dzień miał możliwość zostać kimś innym? Na to pytanie odpowiedzą sobie mieszkańcy Hogwartu, którzy staną się swoimi przyjaciółmi, wrogami i poznają ich z tej lepszej bądź z gorszej strony. Hermiona po ostatnich wydarzeniach często nie mogła zasnąć. Tym bardziej, że kilka dni temu niemal została przyłapana przez swojego chłopaka z innym. Na szczęście Draco w porę zniknął, a ona cóż mogła odetchnąć. Nienawidziła kłamać i oszukiwać ale tym razem po prostu musiała wpierw uporać się sama ze swoimi uczuciami. Zresztą tego wieczora Harry i Ron mocno się pokłócili, a później napili się ognistej whiskey na zgodę. Weasley, na szczęście Granger niewiele pamiętał z tego wieczora. Miała jednak wyrzuty sumienia. Pocałunki z Draco nie były obojętne. Za każdym razem coś oznaczały i gdy go widziała wszystkie uczucia wracały do niej ze zdwojoną siłą. Zastanawiała się dlaczego tak nagle, dlaczego teraz? W jej wspomnieniach czegoś jej brakowało, ale czego? Była pewna luka w jej pamięci, która stanowiła całość. No, a ona nie potrafiła sobie tego w żaden sposób przypomnieć.
  Z kolei Ginny, która po paru dniach w końcu zwlokła się z łóżka. Postanowiła, że nie powinna się poddawać i w końcu musiała zasięgnąć od kogoś fachowej porady. Bardzo chciała aby Harry był sam. Na szczęście nikogo oprócz niego nie było w dormitorium.
- Cześć Harry. - przywitała się.
- Ginny... - urwał.
  Zaskoczony nie wiedział co ze sobą począć.
- Chciałam z tobą o czymś porozmawiać i wierzę, że to zostanie między nami, dobrze?
  Twierdząco pokiwał głowa, że rozumie.
- Żeby była jasność nic między nami się nie zmieniło ale potrzebuję twojej pomocy, Harry.
- Co się dzieję Gin?
-  To zaczęło się kilka tygodni po śmierci Freda. Zaczęłam miewać dziwne myśli, słyszałam głosy w głowie i w końcu zaczynałam odcinać się od świata realnego. Zdarzało mi się zazwyczaj podczas takich traumatycznych wydarzeń w życiu. To był głos Bellatrix Lestrange. Z kolei ona słyszy moje  myśli. Ona się zmienia pod ich wpływem, a ja boję się, że stanę się nią. Powiedz mi Harry jak z tym walczyć? No jak?
  Uważnie jej się przyjrzał. Bardzo to wszystko przeżywała. Tylko on jeden potrafił zawsze być ponad i umiał walczył z ciemnymi mocami.
- Mówiłaś o tym Hermionie?
- Tak ale nie chcę by się o mnie martwiła, tym bardziej przed ślubem. - wyjaśniła. - Byłam u Bellatrix w Azkabanie. Rozmawiałam z nią. Ona kompletnie postradała zmysły.
  Harry zaniemówił.
- Byłaś w Azkabanie?! Sama?!
- Nie do końca. Ktoś mnie uratował. - dopowiedziała cicho.
-  Mam pewne przypuszczenia ale muszę się o niej dowiedzieć więcej bo być w może cała zagadka tkwi w waszej przeszłości. - odparł cicho.
- Dzięki, Harry. - powiedziała cicho.
  Do dormitorium wpadła zdyszana Luna. W jednej ręce miała książkę, a w drugiej butelkę z wodą. Ostatnio bardzo się męczyła.
- Harry, jesteś? - urwała nagle. - Cześć Ginny.
- Cześć. - odparła Gin. - To ja już muszę lecieć, pa.

***
   Noc Duchów była dla niektórych nie lada wyzwaniem, a dla co niektórych świetną zabawą. Zmiana w kogoś kim nigdy nie chciało by się być była dla Gin chwilą relaksu i zapomnienia przed codziennymi problemami. Założyła czarną perukę, którą przygotowała specjalnie na tą okazję. Mocno się umalowała aby podkreślić wygląd i zachowanie Pansy. Ubrała się dosyć wyzywająco i czekała na Hermionę, która przebierała się właśnie w łazience. Z kolei Hermiona nie chciała wyśmiać Neville'a i postanowiła bardzo się postarać aby jego postać wyglądała wiarygodnie. Lubiła go i tym bardziej chciała aby w końcu został przez kogoś doceniony. Dzisiejszego dnia nie było zajęć. To było święto i każdy przez jeden dzień miał poczuć się jak ktoś zupełnie inny. Gdy Hermiona wyszła z łazienki Ginny lekko się do niej uśmiechnęła.
- Świetnie wyglądasz, - odparła ruda. - Idziemy?
- Ty też. Blaise będzie zazdrosny o ten tyłeczek. - powiedziała Hermiona i głośno się roześmiała.
- Nie jesteśmy parą. - warknęła.
- No ale się miziacie prawie codziennie w naszym dormitorium więc co musi być na rzeczy, kochana.
- Oj przestań. Obydwie wiemy, że ja i on to nic poważnego.
- Przecież już dawno się w niego wkręciłaś. - podsumowała. - Nie oszukuj mnie bo ja i tak cię już dawno przejrzałam.
- Chodźmy. Jestem ciekawa niektórych stylizacji. - przerwała jej Ginny.
  Wspólnie wyszły z dormitorium i poszły w kierunku Wielkiej Sali. Tam miało odbywać się wielkie świętowanie. Gdy tylko otworzyły drzwi to ujrzały mnóstwo kolorów i ludzi, których nigdy wcześniej nie widziały na oczy. Nikt nie przypominał samego siebie. Rozglądały się wokół i były ciekawe kto był nimi. Wśród tego tłumu siedział zniechęcony Draco Malfoy. Nie zamierzał w tym uczestniczyć. Nie chciał udawać kogoś kim nie był. Już dawno z tego wyrósł. Obok niego siedział Blaise, który co prawda przebrał się za Adama ale to nie była zbyt oryginalna postać aby przyciągała jakąkolwiek uwagę. W tłumie dostrzegł Ginny, która w czarnych włosach jego zdaniem wyglądała bardzo apetycznie. Z chęcią by ją schrupał.
- Och proszę, ogarnij dupę Blaise i chociaż tak się nie śliń. - warknął Draco.
- Mój tyłek jest niczego sobie i okazuje się, że jej także. Mamy wiele cech wspólnych. - westchnął z rozmarzeniem.
  Malfoy już dłużej nie słuchał przyjaciela tylko kątem oka obserwował Adama, który znowu się gdzieś wymykał. Wysyłał zawsze jeden list i znikał. Pojawiał się za jakieś trzy, cztery godziny. Nikt go nie podejrzewał o coś nikczemnego, ale Draco mu po prostu nie ufał. Blaise od samego początku wyczuwał, że coś było z nim nie tak ale teraz o wiele bardziej interesował się Weasley i wszystko było mu obojętne. Tylko ona stała się centrum jego wszechświata. Tym razem jednak Adam bardzo szybko wrócił. Był uśmiechnięty i zrelaksowany. Podszedł pewnie do Ginny, która właśnie jako Pansy chwaliła się swoim pięknym wyglądem.
- Hej, piękna. - powiedział cicho jej do ucha.
- Hej. - odpowiedziała Ginny i się od niego lekko odsunęła.
 Uważnie mu się przyjrzała. Wyglądał świeżo i przystojnie. Nie potrafiła zgadnąć kim był.
-Kim jesteś? - zapytała.
- Kimś kto chciałby spędzać z tobą więcej czasu. - powiedział cicho. - Wiem, że ostatnio byłem gdzieś daleko ale musiałem załatwić kilka spraw z przeszłości.
- Zawsze możesz na mnie liczyć. - zapewniła go.
  Smutek w jego oczach mówił więcej niż powinien.Coś nie dawało mu spokoju, coś co niestety cały czas daje mu o sobie znać. To był mimo wszystko bardzo nieszczęśliwy człowiek.
- Teraz jest czas na zabawę, Ginny - oznajmił. - To nie czas na takie rozmowy.
  W Wielkiej Sali rozbrzmiewała muzyka i wielu wrogów zapomniało o swoich niesnaskach i przez jeden wieczór stali się przyjaciółmi. Profesor McGonnagal z uwagą obserwowała swoich uczniów w celu wyłonienia dwójki zwycięzców. Granger starała się jak najlepiej wykonywać swoją pracę ale znowu była sama. Jej narzeczony znowu gdzieś zniknął, Ginny wiodła prym jako dusza towarzystwa, a ona znowu siedziała i tylko obserwowała. Nie przeszkadzało jej to choć wolałaby spędzić więcej czasu z Ronem. Za kilka tygodni zostanie jego żoną, która będzie sprzątała, gotowała i po prostu na niego czekała. Nie podobało jej się to tym bardziej, że ona chciała się kształcić i poznawać świat. Coraz bardziej przeszkadzało jej to, że Weasley nie miał zamiaru zmieniać swojego życia na lepsze. Po prostu nic nie robił i sądził, że tak już musiało być. Chciała studiować na mugolskiej uczelni prawo. Nic o tym nie mówić wysłała swoje papiery do Harvardu z myślą, że być może jej się uda. Nikomu o tym nie wspominała aby nie zapeszyć. Nie dostała żadnej odpowiedzi więc być może nie zamierzali jej tam przyjąć. Czuła, że marnuje swoje życie dlatego za wszelką cenę chciała je zmienić. Przyglądała się Draco, który także siedział w samotności i nie zamierzał brać udziału w tej całej zabawie.
- Cześć kochanie. - przywitał się Ron i cmoknął ją w policzek. - Mam dobre wieści.
- Jakie? - zapytała nie widząc o co mu chodzi.
- Nasz ślub odbędzie się miesiąc wcześniej! - zawołał zachwycony. - Udało mi się w ostatniej chwili przełożyć termin i...
- Słucham?! Dlaczego podejmujesz takie decyzje beze mnie?!
- Myślałem, że się ucieszysz. To miała być niespodzianka.
- Jestem po prostu zaskoczona. Mamy tak wiele przygotowań do ślubu, a tak mało czasu.
- Damy sobie radę. Najważniejsze, że się kochamy. - powiedział cicho i pocałował ją w usta.
- Taak. - zająknęła się i nic więcej nie powiedziała.
  Znów spojrzała na Draco. Przyglądał im się uważnie. "Co ja wyprawiam?" - zapytała samą siebie w myślach. "Czemu nie potrafię przestać o tobie myśleć, co jest nie tak?". Jej narzeczony nie była dla niej priorytetem, teraz najważniejszy było to aby sobie przypomnieć co utraciła i dlaczego?

***
  Nie zawsze byłam zła. Kiedyś kochałam i pragnęłam innego życia. Poznałam go krótko go ukończeniu Hogwartu. Miałam zaplanowany ślub z moim ówczesnym narzeczonym Rudolfem. Oczekiwano ode mnie abym jak najszybciej została jego żoną. Zgodziłam się bez chwili zawahania. Nie kochałam go. Kochałam kogoś innego ale to zupełnie inna historia. I chyba kocham nadal choć boję się do tego przyznać. Miałam dziewiętnaście lat gdy poznałam Johna. Był mugolem. Nie znał naszego świata. Spotykałam go dosyć często na swojej drodze. Wyczuwałam od niego pozytywną energię. Miał dwadzieścia pięć lat i pracował w banku. Mieszkałam niedaleko banku w którym pracował dlatego mijaliśmy się ale nigdy nie zamieniliśmy ze sobą słowa. Zmieniło się to dopiero po kilku miesiącach. Starał się być miły, a ja byłam po prostu zimna, niedostępna. W pewien letni wieczór wybrałam się na krótki spacer. Siedział akurat na ławce i przyglądał się przechodniom w tym mi. 
- Dzień dobry, piękna. - odparł. 
  Zignorowałam jego zaczepkę. Szłam dalej.Dogonił mnie. 
- Jak ci mija dzień?
- Niech to pana nie interesuje jak mi mija dzień.. - powiedziałam chłodno. - To nie pańska sprawa. 
  Wystarczyło użyć zaklęcia Avada Kedavra i go zabić. No ale tego nie zrobiłam wtedy i wiem, że to był wielki błąd. 
- Mów mi John. Nie jestem taki stary aby mówić do mnie pan. - odparł - Poza tym wyglądasz niezwykle uroczo jak się złościsz. 
- Czego chcesz? 
- Nic nie chcę. Przyglądam ci się od kilku dni i poczułem, że muszę cię poznać.Przypominasz mi postać z bajek.
  Przyjrzałam mu się uważnie. Miał blond włosy, niebieskie oczy i seksowny uśmiech, który stopił by serce każdej kobiety. Był od mnie o wiele wyższy. Nie zamierzałam jednak mu patrzeć w oczy. 
-  Nie wierzę w bajki. One się nigdy nie spełniają. To dyrdymały dla naiwnych. - odparłam sucho. 
  Byłam zmęczona tą rozmową i jednocześnie zaintrygowana.  Delikatnie się do mnie uśmiechnął.
-  Dziewczyna z charakterem. Na pewno tą rozmowę zapamiętam i uwierz mi, że to nie będzie nasza jedyna aka rozmowa.
  I nie była jedyna. Nie wiedziałam dlaczego pozwalałam mu wspólne rozmowy, przekomarzanki. Zawsze myślałam, że mugoli byli nic niewartymi  głupkami. Zauroczenie nim było błędem ale i wielką łaską dla mnie. Miłość do niego oznaczała na zrezygnowanie ze wszystkie co znałam od lat. Nawet przez chwilę miałam taką myśl aby mu powiedzieć o sobie całą prawdę. Byliśmy ze sobą bardzo blisko, naprawdę blisko. Zaszłam w ciążę. Chciałam mu o tym powiedzieć ale nie zdążyłam. Zostawił mnie zanim się o tym dowiedziałam. Dla niego to był kilku miesięczny romans, a dla mnie? Kochałam po pierwszy i ostatni. Rudolf milczał gdy mu o tym wszystkim opowiedziałam. Postanowił, że urodzę to dziecko i później je wspólnie uśmiercimy. Przystałam na tę propozycję ale w sercu poczułam żal. Nie chciałam zabijać swojego dziecka. Chciałam aby żyło i było razem ze mną. Po kilku tygodniach dowiedziałam się o śmierci Johna. To był dla cios w samo serce ale przynajmniej sprawiedliwości stało się zadość. To dzięki niemu taka się stałam. Taka zimna i okrutna. On mnie wykorzystał a ja mu przecież tak ufałam. 
   Nie zabiłam Adama. Tak dałam mu na imię. Podrzuciłam go pierwszej lepszej rodzinie i napisałam krótki liścik w którym przekazałam jak chłopiec ma na imię , kiedy się urodził i czego od nich oczekiwałam. Ja nie powinnam mieć dzieci. Kompletnie się do tego nie nadawałam. Podjęłam dobrą decyzje. Zabijałam, torturowałam ale nigdy nie podjęłam lepszej decyzji niż wtedy. 

John, pieprz się! 

***
- Ginny,  ziemia do Ginny! - zawołał Blaise. 
- Widziałam coś, urywki jakby z jej wspomnień. Wyglądała tak inaczej. Tak normalnie. - odparła Weasley. 
- Jesteś pewna? - zapytał Zabini.  
- Nie wiem co się ze mną dzieje. - powiedziała cicho. - Niedługo naprawdę zwariuje. 
- Nie mów tak. - odparł cicho Blaise i ją objął aby dodać jej otuchy. - Nic nie dzieje się bez przyczyny. To niewątpliwa tajemnica, którą musimy rozwiązać. 
- My? 
- No ja i ty. Tkwimy w tym razem. Co by się nie działo nie jesteś sama. - oznajmił dumnie Blaise. 
  Ich rozmowę przerwała profesor McGonnall, która miała właśnie ogłosić wyniki konkursu. 
- Decyzja nie była łatwa ale mamy dwójkę która zrobiła na nas piorunujące wrażenie. Zwycięzcami zostali...

"Każdy, komu ufamy, na kogo, jak nam się wydaje, możemy liczyć, kiedyś nas rozczaruje. Pozostawieni sami sobie ludzie kłamią, mają tajemnice, zmieniają się i znikają, niektórzy za inną maską lub osobowością, inni w gęstej porannej mgle nad klifem." ~ Lauren Oliver

***
Dobry wieczór, 
przybywam do was z rozdziałem który może nie jest zbytnio romantyczny ale mi się go dobrze pisało. Trochę się wyjaśnia. Jest więcej opisów, miałam wenę. Mam nadzieję, że widać. Chcę się z Wami podzielić wrażeniami po przeczytaniu książki "Zanim się Pojawiłeś" - świetna, wzruszająca i polecam, mój najnowszy zakup. Książkoholiczka do kwadratu :D Dziękuję za komentarze, że mimo wszystko jesteście na tym blogu. Bez Was ja bym wgl nie miała po co pisać. Zapraszam do czytała :)
 Pozdrawiam, Mia.

piątek, 3 czerwca 2016

Odcinek trzynasty: Noc pełna wrażen

 Tej nocy nie spała. Czuwała. On myślał, że ona śpi, a ona rozmyślała. Przytulała się do niego mocno aby nie stracić ani sekundy. Wiedziała, że i tak nic z tego nie będzie ale chciała przez chwilę mieć nadzieję, że przed nimi była jakaś przyszłość. Dobrze wiedziała, że i tak nie miała co o tym marzyć. Podejrzewała zresztą, że niedługo zwariuje i straci wszystko co kocha najbardziej. Od pobytu w Azkabanie jej stan się lekko poprawił to i tak wciąż nawiedzały ją koszmarne wizje. Jedyną osobą, która mogła domyślać się co o tym wszystkim chodzi był Harry Potter. Tylko on miał podobne doświadczenie z Voldemortem i być może wiedział jak z tym walczyć. Ginny nie potrafiła poprosić go o pomoc. Wciąż czuła żal. Już nie czuła do niego owej nienawiści ale trudno jej by było znowu mu zaufać. No ale był jedną z tych osób, która mogła jej coś podpowiedzieć i dać jej jakąś wskazówkę jak z tym walczyć. Blaise był tak blisko. Delikatnie musnęła jego klatkę piersiową ale szybko się opamiętała. Głupie myśli przychodziły jej do głowy. Mocno się przytuliła i uznała, że czas spać.Nagle usłyszała krzyki na korytarzu. Ron nie był zły, ani nawet rozczarowany. On był po prostu wściekły. W środku nocy postanowił złożyć wizytę wpierw swojej siostrze, a później już eks przyjacielowi.
- Ginny! - zawołał.
 Zaskoczona i zdezorientowana spojrzała na niego nie wiedząc o co mu chodzi. Obok niej leżał Blaise więc i mina Rona była także przekomiczna.
- Co on tu robi?! - wykrzyknął.
- Śpimy sobie, nie widzisz? - zapytała słodko. - Jestem dorosła i mogę spać z kim chcę.
- Myślałem, że masz lepszy gust. - skwitował. - Najpierw ten zasraniec Potter, a teraz ten wąż.
- Z tego co wiem Harry to twój przyjaciel. - przypomniała mu Gin.
- No właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać. Zdradzał cię na prawo i lewo, ma dziecko z inną, a ja dopiero się o tym dowiaduje. Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? Obronię cię przed każdym, Gin ale musisz mi mówić takie rzeczy.
 Blaise mocniej objął Weasley i choć mordercze spojrzenie Rona mówiło ZOSTAW JĄ to nie miał zamiaru sobie odpuścić. Została bardzo skrzywdzona przez innego mężczyznę dlatego tak trudno było jej komukolwiek zaufać. Nic mu o tym nie wspominała. Przez chwilę milczała.
- Wiem ale bałam się, że się wściekniesz. I miałam rację. On i Luna to dla mnie przeszłość. Oni mają swoje życie, a ja mam swoje. - wyjaśniła. - Doceniam to, że chcesz mnie chronić ale przypominam ci nie jestem już małą dziewczynką i nie potrzebuję niańki tylko czasami wsparcia. Radzę sobie całkiem dobrze.
- Właśnie widzę, bratasz się z wrogami. - wytknął jej Ron. - Kolejny facet, który nie będzie potrafił cię uszanować.
- Być może ale to jest moje życie i mam prawo popełniać błędy.
  Zabini nie zamierzał się wtrącać do tej rozmowy. Po prostu był przy niej i ją wspierał. To jej pomogło aby w końcu przeciwstawić się braciom. Zawsze była pod pantoflem i miała określone co mogła, a czego nie mogła. Jej związek z Harrym był dla całej rodziny Weasleyów  pewnego rodzaju błogosławieństwem. Teraz dopiero Ron zdawał sobie sprawę jakie błędy popełniał względem młodszej siostry. Nie chciał jej stracić, a z Potterem zamierzał się policzyć po swojemu.
- Za późno na takie rozmowy Ron. Idź spać.- poradziła mu Weasley.
- Jeszcze jutro porozmawiamy. - powiedział na odchodne i pocałował ją w czoło tym samym zostawiając Ginny i Blaise'a samych.
- Proszę, nie mów nikomu. - powiedziała starając się nie patrząc mu w oczy.
-  Mogę obić chociaż tę zakłamaną buźkę wybrańca? - zapytał nie kryjąc swojej urazy w głowie.
- Blaise, ja mówię poważnie. Pewnie już cała szkoła się o tym dowiedziała, skoro Ron już wie a on zawsze dowiaduje się na końcu. - westchnęła.
- Kochasz go nadal? - zapytał ni stąd ni zowąd.
- Skąd takie pytanie?
- Po prostu odpowiedz.
- Nie, już dawno nie. - odparła cicho. - Byłam nim zafascynowana i wydawało mi się, że go kocham ale później zrozumiałam, że jeszcze nigdy w życiu tak bardzo się nie myliłam.
- Ufasz mi?
- Nie wiem... - urwała. - Musimy o tym teraz rozmawiać? Jest już bardzo późno. Na takie poważne rozmowy przyjdzie jeszcze czas.
- Weasley, jest w tobie coś takiego co nie pozwala mi o tobie zapomnieć. Zrobię wszystko żebyś była szczęśliwa ale tylko ze mną mała, rozumiesz?. - odparł cicho. - Już cię nie oddam nikomu, za bardzo mi na tobie zależy.
  Zabini nie wiedział czym przypieczętować swoją przemowę dlatego delikatnie pocałował ją w usta. Nadał była rozpalona dlatego mocniej ja do siebie przytulił i utulił do snu.
- No a teraz śpimy. - oznajmił. - Dobranoc.
- Dobranoc, Blaise. I dziękuję.

  W tym samym czasie zdenerwowana Hermiona przemierzała korytarze Hogwartu i szukała swojego narzeczonego. Dzisiejszej nocy miała spać w jego pokoju. Czekała na niego kilka godzin, a jego nadal nie było. Bardzo się o niego niepokoiła. Gdy natknęła się na Lunę i spojrzała w jej oczy to wiedziała, że zdarzyło się coś złego. Ron o wszystkim się dowiedział, a ona zupełnie nie wiedziała gdzie miała go szukać.  Harry też zniknął więc tym bardziej cała sytuacja wymykała się z pod kontroli.
- Czego tak namiętnie szukasz, Granger? - usłyszała.
  "O nie" - westchnęła w duchu.
- Och, zamknij się! - zawołała.
- Kotek pokazuje pazurki. Wyglądasz na mocno wzburzoną emocjonalnie. - podsumował Malfoy. - Pierwszy raz chcesz komuś dokopać i to nie mi.
- Tobie też bym z chęcią dokopała ale nie mam obecnie na to czasu. - wyminęła go i ruszyła dalej. - Muszę zapobiec katastrofie.
- Może ci pomóc?
- Ty mi? Ty nigdy nie pomagasz bezinteresownie.
- Kto powiedział, że bezinteresownie. Jakiś buziak, coś?
- Przestań pajacować. !
- No, a ty przestań udawać, że nic do mnie czujesz. - szepnął. - Przecież czujesz, a wymyśliłaś sobie ślub z innym facetem.
- Malfoy, zupełnie nie wiem o co ci chodzi.
- Wiem, że w końcu sobie przypomnisz. Oby tylko nie było na to za późno.
  Draco podszedł do niej bliżej i złożył na jej ustach szybki pocałunek. Zszokowana Hermiona zupełnie nie wiedziała  co ma o tym wszystkim myśleć. Co miała niby sobie przypomnieć? Przez pewien okres czasu miała pewne luki w pamięci i dziwne ale ostanie wszelkie objawy zniknęły i nic nie wskazywały aby miały powrócić. Wstyd było jej się przyznać ale ich pocałunki zawsze ją podniecały. Im bardziej chciała o nim zapomnieć tym częściej o nim rozmyślała. Przyglądał jej się uważnie. Wyglądała na zmęczoną. Miała worki pod oczami i smutny wyraz twarzy. Mimo jej głośnych protestów mocno ją do siebie przytulił.
- Proszę, wróć do mnie. - odparł cicho.
- Malfoy, puszczaj. Jeszcze nas ktoś zobaczy...
- Nie mogę. - wyszeptał jej do ucha.
   Była odurzona jego bliskością i pocałunkami, którymi obdarzał ją co chwilę. Musiała się uspokoić i uciec jak najdalej stąd.
- Jestem z Ronem. Przestań wiecznie mieszać w moim życiu. - oznajmiła.


- Hermiona,  czy to ty?
- Chowaj się, Granger. - polecił jej Malfoy.
- Malfoy, co ty...?
- Zaufaj mi.


*** 
...
  Śniłaś mi się co noc. 
Doskonale czułem, że to ty jesteś moją bratnią duszą, prawdziwą rodziną. Nigdy nie sądziłem, że cię kiedyś odnajdę, mamo. Byłem, jestem i będę całe życie popieprzony tak jak i ty. Na zawsze będę naznaczony. Zostawiłaś mnie innej rodzinie, sprawiłaś tyle krzywdy innym ludziom, a ja i tak chcę być tylko z tobą. Razem możemy wiele zdziałać, a co najważniejsze musimy cię stamtąd wydostać. Jesteś tam sama i potrzebujesz pomocy aby znowu ujrzeć znów ten piękny świat. Mam wiele pytań ale najpierw Azkaban. Wiedz, że cię tam nie zostawię.

Kocham Cię, 
Mamo 

Nie zasługujesz na tą miłość bo przecież zachowywałaś się zawsze jak bezwzględna suka. Będziesz robiła to co ci każe, mamusiu. 



***
  Po rozmowie z Ronem, Ginny nie mogła spać. Martwiła się. Blaise spał więc starała się wydostać z dormitorium jak najciszej. Postanowiła wyjść na chwilę i zaczerpnąć świeżego powietrza. Po drodze spotkała Adama. Siedział na podłodze i pisał coś w swoim notatniku. 
- Nie śpisz? - zapytała. 
  Nie usłyszał, nie zareagował. 
- Ziemia do Adama. - odparła. 
  Dopiero po kilku sekundach zorientował się ktoś nad nim stoi. 
- Cześć. - odparł. - Wyzdrowiałaś? 
- Nie do końca. Czuję się jeszcze trochę osłabiona. - wyjaśniła. 
Wstał i zrównał się z nią wzrostem. Był jakiś nieswój. Jego wzrok był zimny, pozbawiony emocji, tak jakby chciał zrobić jej jakąś krzywdę. To ją przeraziło. Odsunęła się od niego. 
- Może umówimy się na jakiś spacer w przyszłym tygodniu? - zaproponował. - Dawno nigdzie nie byliśmy. 
- Wiesz, być może. Ja muszę już iść. Jestem bardzo śpiąca. - powiedziała pośpiesznie. 
- Śpij słodko. - odparł. - Póki możesz. 
  Dwa ostatnie słowa dodał nieco ciszej aby nikt nie mógł go usłyszeć. 
  Uciekła, bała się o to, że mógłby jej coś zrobiła. Wróciła do Zabiniego i mocno się wtuliła w niego. W jego ramionach czuła się błogo i bezpiecznie. Z nikim nie było jej lepiej i czuła, że już nie będzie. 

***
Dobry wieczór, po dłuższej przerwie niż zwykle ale z nowym odcinkiem. Przyznam się. Nie miałam weny, ale udało mi się coś napisać. Powoli wszystko się wyjaśnia. Dużo i tak jest niejasności. Dziękuje, za komentarze i mam nadzieję, że ktoś czekał na nowy odcinek. No i gdzie Harry i Ron? Sama w sumie jeszcze nie wiem. Wiem jednak że w kolejnym odcinku bedzie się działo bo Noc Duchów. 

Pozdrawiam, Mia