środa, 29 czerwca 2016

Odcinek piętnasty: Warto być człowiekiem

 (muzyka)
Ginny słuchała z uwagą co miała do powiedzenia profesor McGonnagall oraz co jakiś czas zerkała w stronę Ślizgonów. Szukała Blaise'a. Znowu gdzieś zniknął. Przyzwyczaiła się do jego towarzystwa i jego zaczepek. Od kilku dni zastanawiała się jak to będzie po zakończeniu szkoły i czy stare przyjaźnie przetrwają. Gdy usłyszała swoje nazwisko zadrżała.
- Zwycięzcami są Ginny Weasley oraz Adam Willington! - zawołała dyrektorka. - Za kilka dni dowiecie się jaką specjalną nagrodę dla was przygotowaliśmy.
- Wygrałam, wygrałam! - wykrzykiwała szczęśliwa Ginny. - Jeszcze nigdy w życiu nic nie wygrałam!
- Gratuluję Gin. - odparła Hermiona i mocno uściskała przyjaciółkę.
  Do gratulacji przyłączył się także Ron, który siedział tuż obok. Obejmował swoją narzeczoną i cieszył się z wygranej swojej siostry. Weasley dostrzegła także Adama, który do niej energicznie machał. Podszedł do niej i mocno ją uściskał.
- Mała, wygraliśmy. - szepnął cicho.
- Wiem, też się cieszę. - odparła Ginny.
- Być może w końcu spędzimy trochę więcej czasu tak sam na sam. Bardzo bym tego chciał. - powiedział i delikatnie się do niej uśmiechnął.
  Czekała na Blaise'a na którego się jednak nie doczekała. Postanowiła potańczyć i się niczym nie przejmować. W końcu czuła, że żyje. To było wspaniałe uczucie i doskonale wiedziała, że warto żyć. Nie dla kogoś tylko dla siebie. Teraz to w pełni rozumiała. Uwielbiała być sobą i choć nie wszyscy to akceptowali to musieli się z tym po prostu pogodzić. Wyszła z imprezy trochę wcześniej aby zanadto się nie upić i nie  żałować swoich decyzji. Z kolei Hermiona piła na umór i  nie wyobrażała sobie ślubu, z kimś kto znowu gdzieś zniknął.
- Granger, dobrze się czujesz? - zapytał Malfoy i złapał ją delikatnie za rękę, a ona go odepchnęła.
- Odczep się Malfoy. - warknęła. - Może i jestem pijana ale nie głupia. Nie mogę się do ciebie zbliżać, zwłaszcza w tym stanie.
- Skarbie, zdecydowanie jesteś pijana. Odprowadzę cię do dormitorium. - zaproponował.
- Łapy przy sobie, Malfoy. Zaraz przyjdzie Ron. 
- Słońce, upiłaś się bo znowu cię zostawił? Już nie wspomnę o twoim tragicznym wyglądzie. Chodź, pójdziemy spać.
- Ja, sama. - powiedziała stanowczo ale gdy tylko zdołała wstać to się zatoczyła.
  Draco złapał ją delikatnie za łokieć i prowadził powoli do wyjścia. Innymi słowy ratował jej znowu tyłek. No, a gdzie w takim razie był Ron?
- No dobra, dzięki Malfoy. Potrzebowałam pomocy. - powiedziała cicho Hermiona. - Byłam zła bo to on powinien tu być, a nie ty. To ty jesteś zawsze obok i to jest dla mnie bardzo frustrujące. Nie chcę wybierać tym bardziej, że niedługo biorę ślub.
- Nie wychodź za niego. - poprosił Draco. - Będziesz żałowała.
- To zawsze był Ron, tylko on. Nie chcę zmieniać swoich decyzji pod wpływem jednego czy dwóch pocałunków.
- Jeszcze nie jest za późno, Granger.
  Granger chwiejnym krokiem przekroczyła próg swojego dormitorium. W swoim łóżku grzecznie spała Ginny. Hermiona zawsze myślała, że tylko z Ronem mogłaby być szczęśliwa. Teraz miała dziwne myśli dotyczące odwołania ślubu tym bardziej, że jej narzeczony często ją zawodził i nie dotrzymywał danego słowa. Alkohol jej mocno zaszkodził. Nawet nie przebierała się tylko położyła się na łóżko i od razu zasnęła.

  To musiał być sen. Tylko to przychodziło mi do głowy gdy przeniosłam się w czasie kilka miesięcy wstecz. Ciężkie czasy gdy Voldemort próbował przejąć władzę i wojna która przyniosła duże straty. Moja walka o życie i Malfoy, który pojawił się znikąd ratując znów mój tyłek. Tego nie pamiętałam. Pojawiały się tylko przebłyski, które były częścią pewnej układanki w mojej głowie. Nic do siebie nie pasowało, a jednak czułam, że wszystko łączyło się w jedną całość. W dzień w którym Draco uratował mi życie i przeciwstawił się ojcu oraz Voldemrotowi był dniem w którym dostrzegłam w nim swojego przyjaciela. Coś się wtedy zmieniło. Dlaczego przypominanie sobie tego było dla mnie takie bolesne? 
- Granger, nic ci nie jest? 
- Malfoy, ty mnie uratowałeś. Nie rozumiem. Dlaczego? 
- Posłuchaj Granger, to nie miejsce i czas na takie rozmowy. Miałem swoje powody. Jestem po waszej stronie od bardzo, bardzo dawna. 
- Dziękuję. Nie myśl, że zacznę cię lubić ale spróbuję zacząć tolerować. 
- Mi to nie wystarcza. Chcę więcej. - odparł Draco. - Nie czas jednak na to. Mamy robotę. 
- Tak. 
  I w tym momencie mój sen się urwał i wróciłam do rzeczywistości. No ale w końcu coś sobie przypominałam, a przynajmniej jakąś cząstkę. Wszystko wiązało się z nim. Zawsze coś będzie nas łączyć. Zawsze jakaś część mnie będzie go pragnęła. Chciałam znów pamiętać, wiedzieć co czuję ale coraz częściej zaczynałam myśleć o sobie jak o wariatce. Małymi krokami dowiem się kto i po co mi to zrobił i dlaczego...

***
  W tym samym czasie Blaise się pakował. Miał niewiele czasu. Postanowił się pożegnać tylko z Draco. W końcu był jego najlepszym przyjacielem. Gdy Draco wrócił do dormitorium to jego przyjaciel już na niego czekał. Siedział na łózku z poważną miną. Obok niego stały walizki. 
- Stary, gdzieś ty zniknął? - zapytał blondyn uważnie mu się przyglądając. 
- Muszę wracać do domu, Draco. - powiedział Zabini - Dostałem wiadomość  od ojca, że moja babcia jest w bardzo ciężkim stanie. Przez praktycznie całe życie była dla mnie jak matka. Opiekowała się mną i to ona sprawiała, że czułem się częścią tej zasranej rodziny. Chcę przy niej być. 
- Rozumiem. - odparł cicho Malfoy. - Coś mogę dla ciebie zrobić?
- Uważaj na siebie i na rudą. Będzie mi za złe, że się z nią nie pożegnałem ale nie potrafiłem. Tchórz ze mnie ale tak będzie lepiej. - wyjaśnił. 
- Wrócisz?
- Myślę, że tak. Hogwart nie istnieje beze mnie. 
  Uściskali się w milczeniu i Blaise odchodząc spojrzał w stronę swojego przyjaciela i wiedział, że nie może zostawić swojej prawdziwej rodziny. On tu na pewno wróci. 

Do zobaczenia. 
Wrócę do was. Obiecuję. I do ciebie mała ruda istotko. Wiem, że mój wyjazd cię zrani ale mam nadzieję, że będziesz czekała. 

   Prawie całą podróż odbył w zupełnym milczeniu. Bał się co zobaczy na miejscu. Gdy się urodził tylko babcia Ana zajmowała się nim i  okazywała mu jakiekolwiek uczucia. Jego rodzice zachowywali się dosyć sztucznie i nie byli szczerzy nawet względem swoim bliskich. Dziecko było im do niczego nie potrzebne. Poplecznicy Voldemorta, który kochali zabijać tak można innymi słowa ich tak nazwać. Tylko babcia wpajała mu, że ich postępowanie było złe i godne pożałowania. Z biegiem czasu stawał się tacy jak swoi rodzice ale nigdy nie zapominał o babci i o jej radach. Teraz ona potrzebowała jego. Rzadko kiedy korespondował z rodzicami ale tym razem list od ojca nim wstrząsnął. Była umierająca. Tak wynikało nadesłanego listu, który trzymał cały czas w jednej ręce. Ostatnimi czasie babcia zamieszkała w domu wspólnie z jego rodzicami. Dom był w nie najlepszej kondycji. Wyprowadził się stamtąd kilka lat temu. Nie chciał mieć z nim nic wspólnego. Gdy wszedł do środka to dostrzegł swoich rodziców, którzy widocznie na niego czekali. Grzecznie się z nim przywitał bo nie chciał robić żadnych scen ale nigdy im nie zapomni tych lat gdy rozpaczliwie potrzebowah miłości ale nigdy jej od nich nie otrzymał. 
- Gdzie babcia? - zapytał nagląco. 
- W sypialni. - odparł ojciec. - Nie przemęczaj jej zbytnio. 
- Tego mi nie musisz powtarzać. Wiem o tym, ojcze. - odparł zimno Blaise. 
  Zabini ruszył w kierunku sypialni. Gdy otworzył od niej drzwi to dostrzegł starszą kobietą leżącą na wielkim łóżku. Z wyglądu zupełnie siebie nie przypominała ale jej oczy nie kłamały. To była ona. Jej długie siwe włosy opadały na koc, którym była okryta. Schudła, miała podkrążone oczy i przy lewej ręce miała przypiętą kroplówkę. Uważnie mu się przyjrzała. 
- Synku, zmizerniałeś. - odparła cicho. 
- Wiem babciu, musisz w końcu wstać z tego łóżka i upiec mi jakieś dobre ciasto. - powiedział Blaise. 
- Chciałabym bardzo ale lekarze nie przewidują żadnej poprawy. Zdiagnozowano u mnie jakąś mugolską chorobę i czuję się coraz gorzej. 
- Babciu co ty mówisz...
- Mówię ci jak jest. Nie będę owijać w bawełnę. Pożegnania są trudne ale ze mną przecież się nie żegnasz bo ja zawsze będę obecna w twoim życiu, w twoim sercu. Cieszę się, że wyrosłeś na takiego wspaniałego młodzieńca, Blaise. 
- Jeszcze nie. Jeszcze nie dzisiaj. Proszę. 
- Ja przeżyłam swoje życie najlepiej jak mogłam. Nie trać go na głupoty tylko żyj, po prostu żyj i wykorzystuj każdą napotkaną szansę bo przecież nigdy nie wiesz ile czasu ci pozostało. 
  
Blaise głęboko zastanowił się na jej słowami. Miała rację. Jak zawsze.  
Kochana babcia, to ona sprawiła to jakim teraz jestem człowiekiem. 
Dziękuję. 


***
Nie potrafiłam znaleźć stosownego cytatu na koniec. Jakoś tak smutno mi się zrobiło i wiecie co myślę? Babcia Blase'a ma zupełną rację. Kochani trzeba przede wszystkim żyć. Co do rozdziału jestem zadowolona. Wiem, że późno ale brak czasu, praca dużo pochłania, egzaminy no i to euro, jestem fanką piłki nożnej, siatkówki i skoków narciarskich. Dziękuję za komentarze  i wyświetlenia których mi nabijacie coraz więcej! <3 Zapraszam do czytania ;)

Pozdrawiam, Mia
  
 

3 komentarze:

  1. Ja też jestem zadowolona z tego rozdziału, bo mi się podobał :) Przeczytało mi się go bardzo dobrze, lekko i płynnie. Mam nadzieje, że Ginny nie odwali głupiego numeru z tym Adamem podczas nieobecności Blaise :P Też jestem fanką piłki nożnej ! :D Pozdrawiam Asia ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam tę piosenkę! Od razu zmotywowała mnie do przeczytania :D Widać, że w opowiadaniu robi się coraz ciekawiej, opisy są lepsze i przyjemniej się je czyta.
    Trzymaj się!
    http://precious-fondness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo.Wzruszyłam się. Intryguje mnie ten Adam bo on coś wyraźnie kombinuje. Niech Hermiona w końcu sobie coś więcej przypomni. Dziwie jej się, że jest z Ronem skoro sama zauważyła, że on ciągle ją zawodzi. Ale cóż, czekam na dalszy rozwój wypadków.
    La Catrina

    OdpowiedzUsuń