czwartek, 29 stycznia 2015

Część szósta

(moja inspiracja,)
Londyn był dla mnie wyjątkowym miejscem. Coś powoli sobie przypominałam. Widziałam znajome dla mnie miejsca ale niestety nie twarze. Czy już zawsze tak będzie? Ginny zaprosiła mnie do swojego mieszkania. Miała małe mieszkanko z widokiem na plac zabaw i park. Zazdrościłam jej tych wszystkich krajobrazów. Pierwsza pobiegła do łazienki aby się z odświeżyć. Miałyśmy w planach wspólne zakupy. Ja potrzebowałam bardziej kolorowych ubrań i porady fachowego fryzjera. No, a Ginny musiała oswoić się z ciążą. Zajrzałam do kuchni aby nalać sobie szklankę wody. Nie wiem co mnie podkusiło ale z ciekawość otworzyłam pierwszą lepszą szufladę. W niej znajdowało się kilka opakowań tabletek. Profanol, Prozac, Efectin, to tylko kilka nazw leków, które prawdopodobnie zażywa moja przyjaciółka. Gdy usłyszałam dźwięk jej głosu od razu zamknęłam szufladę i szeroko się do niej uśmiechnęłam.
- Gotowa? - zapytała Ginny.
- Taak. - powiedziałam powoli.
  Zakupy to jedno z moich ulubionych zajęć. Teraz to wiem. Nie rozumiałam dlaczego aż tak się zaniedbałam. Szare workowate ubrania chciałam zastąpić nowymi kolorowymi t-shirtami, spódniczkami i dżinsami. Kupiłam kilka bluzek w kolorze niebieskim, czerwonym i zielonym z czarnymi napisami odzwierciadlającymi moją osobowość. Przymierzyłam parę krótkich czarnych spódniczek oraz piękną beżową sukienką, która po prostu musiałam mieć. Chciałam choć raz w swoim życiu zaszaleć i nie martwić się tym co będzie jutro. Gin wyglądała na przybitą. Podejrzewałam, że jej dziwne zachowanie wiąże się z zażywaniem przez nią tych tabletek. Jeśli chce mieć naprawdę dziecko to musi je odstawić. Zaprowadziła mnie do jednego z najlepszych fryzjerów w mieście, do swojego przyjaciela Mike'a Angelo.
- Ginerwo, kochanie jak miło że znów mnie odwiedzasz! - zawołała Mike całując Ginny w policzek.
- Cześć Mike. - odparła Ginny. - To jest moja przyjaciółka Hermiona.
 Gdy mnie przedstawiła Mike od razu spojrzał na moje włosy.
- O MÓJ BOŻE! Coś ty robiła?! Siadaj na fotel , już. Tak nie może być...
  Nie zdążyłam nic zrobić, powiedzieć, zareagować po prostu Mike był o wiele szybszy. Miałam nadzieję, że wcale nie było tak źle. Angelo uświadomił mi, że głęboko się mylę.Użył swojej magii i zmienił moje włosy w prawdziwe arcydzieło. Lekko je rozjaśnił, wyrównał i sprawił iż w końcu zaczęły się układać. Gdy w końcu spojrzałam w lustro byłam pod wielkim wrażeniem. W końcu jakoś wyglądałam. Przynajmniej lepiej niż poprzednio.
- Po umyciu włosów zawsze użyj pianki i odżywki do zniszczonych włosów. - poradził Mike.
  Po wypiciu herbaty i plotkach w salonie postanowiłyśmy, że wrócimy do mieszkania. Robiło się późno, a trzeba było brać pod uwagę ciążę Gin. Usiadłyśmy razem w salonie.Trwało miedzy nami przedziwne milczenie.
- Herm, okłamałam cię. - wyznała nagle Ginny.
- Nie rozumiem ale z czym? - zapytałam.
-  W dzień twojego wypadku coś się wydarzyło. Byłyśmy w klubie, a ja znów dostałam napadu lękowego. Czasem mi się  to zdarza i nie panuję nad sobą. Byłam zazdrosna o ciebie i Blaise'a choć go wcale tam nie było. Zaczęłyśmy się kłócić. Oblałam cię drinkiem. Byłaś bardzo wściekła na mnie. Wybiegłaś z klubu. Próbowałam cię znaleźć ale nigdzie cię nie było. To wszystko moja wina...
- Nieprawda. - westchnęłam. - Kłótnie się zdarzają, a ty nie zrobiłaś mi żadnej krzywdy.
- Teraz biorę lekarstwa i jest lepiej. Staram się także uprawiać sport i panować nad gniewem.
  Cóż, to by wszystko wyjaśniało. Przynajmniej po części i co dalej?


***
  Powrót do szpitala nigdy nie jest miłym wydarzeniem w życiu. Tym bardziej gdy nie wiadomo czego możemy się spodziewać. Zgłosiłam się do najlepszego szpitala w Londynie. Opowiedziałam o swoich obawach i o dolegliwościach. Oczywiście nie wspomniałam o świecie magii i o elfach bo najzwyczajniej w świecie by mnie wyśmiali. Pan Evans bo tak nazywał się mój lekarz była naprawdę bardzo miły. Wyglądał na trzydzieści parę lat. Czasem miałam wrażenie, że ze mną flirtuje. Zlecił pobranie krwi, badania USG (nie miałam pojęcia po co, nie jestem w ciąży ani nic, chyba...)   i rekonesans magnetyczny. Po pięciu godzinach byłam taka zmęczona iż nie mogłam nawet palcem ruszyć. Wyniki miały pojawić się dopiero za tydzień. Trzeba było czekać i nie zamartwiać się na zapas. No ale czułam, że coraz częściej mój organizm odmawia mi posłuszeństwa. Zmęczenie dawało o sobie znaki. Nikt nie jest niezniszczalny.
 Najgorsza była ta wszechogarniająca samotność. Niby każdy o ciebie dba i o tobie pamięta ale to tak naprawdę gówno prawda. Każdy myśli wyłącznie o sobie. Chciałabym się zakochać, przeżyć coś wyjątkowego i w końcu odzyska wszystkie moje wspomnienia. Gdy dotarłam w końcu do mieszkania Ginny chciałam jak najszybciej położyć się do łózka i po prostu zniknąć. Jednak kiedy weszłam do środka zauważyłam dwie pary męskich kurtek. Usłyszałam ciche jęki dobiegające z sypialni Gin. Czyżby..?
- Cześć Granger. - uslyszałam.
 Ten głos.
- MALFOY?! - zawołałam z przerażeniem.
- Tez się ciesze ze cie widzę.
- Co ty tutaj robisz?!
- To wszystko wina Blaise'a. Chciała koniecznie zobaczyć się z rudą. No i jak słyszysz zapewne dobrze się bawią. To bardzo podniecające, nie sądzisz?
 Ten jego kpiący uśmieszek.
- Oj, zamknij się!
- Nie udawaj, przecież cieszysz się ze mnie widzisz.
  Tak ale nikt o tym nie musi wiedzieć. Zwłaszcza ty Malfoy. Ściągnęłam płaszcz, botki i zrezygnowana opadłam na kanapę.
- Nawet gdy cię nie powinno być to i tak pojawiasz się w najmniej oczekiwanym momencie.
- Zmieniłaś się. - stwierdził i uważnie mi się przyjrzał.
- Tylko wizualnie. Nie chcę aby mnie kojarzono z nudziarą, która nawet nie potrafi się porządnie ubrać.
- Ja lubię tą nudziarę. - szepnął blondyn.
  Jego ręka znajdowała się o wiele za blisko moich ust. Nie wiem co kombinował ale musiałam to jak najszybciej zakończyć. On ma dziewczynę, a ja jestem beznadziejnie nim zauroczona. To nigdy dobrze się nie skończy.
- Proszę, nie. - wyszeptałam cicho.
 Nie cofnął ręki.
- Znamy się od lat, wciąż się mijamy. A wiesz co jest najśmieszniejsze? Miałem kilka kobiet ale tylko rysy twojej twarzy pamiętam na pamięć. Jesteś moim niedokończonym snem, Granger.
  Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć.
- Powiedz coś. Cokolwiek.
  Skąd mogłam wiedzieć, czy mówi prawdę, czy to nie kolejna jego gierka? Co z Pansy? On nie zastanawiał się zbyt długo. Zdecydowanie przyciągnął mnie do siebie i delikatnie pocałował mnie w usta. Taaak, to było zdecydowanie TO na co czekałam. Chciałam tego od momentu kiedy go poznałam czyli parę tygodni temu.
- Draco, nie... - zdołałam się do niego odezwać.
- . Dlaczego?
- Nie pasujemy do siebie. Dla ciebie te pocałunki nic nie znaczą, a dla mnie to pewien rodzaj obietnicy. Wiem jednak, ze ty nigdy nie będziesz potrafił tej dotrzymać. I dlatego lepiej zakończyć w takim momencie niż ranić siebie nawzajem.
  Nie chciałam go zranić. Najbardziej tymi słowami zraniłam samą siebie. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy.
- Pewnego dnia będziemy razem. - oznajmił patrząc prosto przed siebie.
    Po kilku minutach dołączyli do nas Blaise z Gin. Oznajmili nam iż chcą się pobrać. Od razu na mojej twarz zakwitł uśmiech. W końcu jakaś szczęśliwa para! Cieszyłam się wraz z nimi. Z drugiej strony byłam myślami w zupełnie innym świecie. Z Draco. Wiem, że dobrze postąpiłam. Po prostu obydwoje mamy problemy. Póki ich nie rozwiążemy nigdy nie będziemy potrafili sobie zaufać. Nie pytałam o Pansy. Każdy z nas ma swoje życie i każdy musi sobie z nimi radzić sam. Perfekcyjnie niedopasowani. To idealne dwa słowa opisujące moją znajomość z Draco.

''- Każdy z nas ma wybór. Nikt nie ma prawa nam go odbierać. Nawet z miłości.
- Ale właśnie o to chodzi. Kiedy kogoś kochasz nie masz wyboru. - Dobrze pamiętała, jak ścisnęło się jej serce, kiedy zadzwoniła Isabelle i powiedziała, że Jace zniknął. Wypadła z domu bez chwili wahania. - Miłość odbiera ci możliwość wyboru.
- To dużo lepsze niż alternatywa.'' - Cassandra Clare ''Miasto popiołów''


Zakupy i przemiana Herm moimi oczami :D






*** 
Nie wiem jak wyszło, bardzo męczyłam się co napisać pod koniec. Ta cześć jest dosyć smutna, sama sobie dziwie ale w końcu zaczynam pisać o uczuciach i o przemyśleniach. To jest krok do przodu tak myślę. Dziękuje Wam za to że jesteście, czytacie i komentujecie. 
Zapraszam do czytania i komentowania. 
Przepraszam za błedy 
Do zobaczenia niedługo!

Mia

wtorek, 20 stycznia 2015

Część piąta

- Jak jej choroba konkretnie się nazywa? - zapytałam niepewnie.
- Lekarz nie sprecyzował tego dokładnie. Ginny cierpi na różne pourazowe fobie. Pojedyncze objawy pojawiły się zaraz po wojnie. Powinienem ją wspierać, a jeszcze bardziej ją prowokowałem. - odpowiedział Blaise.
  Lekko poklepałam go po ramieniu aby dodać mu otuchy
- A jeśli ją kocham? - zasugerował.
  Szeroko się do niego uśmiechnęłam.
- Przecież wiem, że tak jest. Mnie nie oszukasz.
  I głośno się roześmiałam.
- A ty i tak nie wymigasz się od poprowadzenia swojej pierwszej lekcji. Myślę, że przyszły piątek będzie jak najbardziej odpowiedni.
- To już za trzy dni! - wykrzyknęłam.
- Ucz się Granger. Za kilka dni twój wielki dzień. - powiedział Zabini i pocałował mnie w czoło.
  Mieć takiego przyjaciela jak on to prawdziwy skarb. Poza tym kochał Ginny i co najważniejsze przyznał się do błędu. No, a ja podejrzewałam Ginny o jakieś okropieństwa. Przeżyła wielką traumę. Myślę, że wiele złego w jej życiu się wydarzyło. Musiałam ją zmusić do mówienia. Tylko jak? Po skończonej nauce wróciłam do swojego dormitorium aby przemyśleć parę spraw. Poprzez wypadek stałam się zupełnie nową Hermioną. Zaczęłam inaczej postrzegać ludzi, zaczęłam inaczej postrzegać samą siebie. No i o wiele zbyt często myślałam o Draco. Niestety dopóki wisiało nad nami to nieszczęsne widmo przeszłości nic nie mogłam zrobić. Pozostawały mi złudne marzenia, które miały nigdy się nie spełnić. Darzyłam go sympatią. Ufałam mu. Nawet nie wiedziałam czemu. Nie miałam do niego żadnych wątpliwości. No, a przecież powinnam. Przy nim wszystko wydawało się prostsze, lepsze. Na biurku stała ramka ze zdjęciem moich rodziców. Uśmiechali się. Byłam podobna do mamy. Miałam takie same oczy jak ona. Brązowe, lekko lokowane włosy odziedziczyłam po ojcu. Teraz miałam zupełnie proste włosy. Nie ma ich tu teraz kiedy najbardziej ich potrzebuję. Nawet jeśli ich nie pamiętam to darzę ich wielkim szacunkiem i sentymentem.To w końcu moi rodzice. Chciałabym tak po prostu spędzić z nimi jeden dzień aby ich choć trochę poznać.
- Pomóżcie mi... - szepnęłam.
 Głupia byłam myśląc, że to coś da. Ukryłam twarz w dłoniach i głośno westchnęłam. Zaczynałam powoli świrować. Mimo iż wszyscy są dla mnie mili to wśród tych wszystkich osób jest ktoś kto chce mnie zniszczyć. Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Było już naprawdę późno.Ostrożnie otworzyłam drzwi, a w moich drzwiach ukazała się... Ginny?!
- Nie wiedziałam do kogo się zwrócić... - powiedziała cicho. - Mogę wejść?
- No jasne. Co się dzieje?
- Herm, nie wiem jak ci to powiedzieć ale jestem w ciąży.
- To bardzo dobra wiadomość. Chyba.
  Ginny będzie miała dziecko. Nie wiedziałam czy mam się zacząć śmiać czy płakać. No ale cieszyłam się. Bardzo lubiłam dzieci.
- Nic nie rozumiesz. - westchnęła i usiadła na moim łóżku. - Jestem nie stabilna emocjonalnie. Nie radzę sobie z własnymi uczuciami. Boję się, że sobie nie poradzę.
  Po jej policzku pociekły pojedyncze łzy. Po paru sekundach rozpłakała się na dobre. Delikatnie ją objęłam i przytuliłam do siebie. 
- Poradzimy sobie z tym. - zapewniałam.- Blaise wie?
- Jesteś pierwszą osobą, której powiedziałam. - westchnęłam. - A co najgorsze Blaise mnie nienawidzi. Na pewno będzie na mnie zły.
- Na pewno nie. Ona cię kocha, Gin.
  Nie uwierzyła mi. Rozmawiałyśmy dość długo. Kazałam jej się przespać u mnie w dormitorium. Następnego dnia miała porozmawiać z ojcem swojego przyszłego dziecka. Mimo jej obaw wróżyłam im wspaniałą przyszłość. Dziecko ich znów połączy. Obudziła się dość wcześnie. Zaproponowałam jej prysznic. W jakiejś godzinie była gotowa aby wyjść i stawić czoło nieznanej przyszłości.
- Gotowa? - zapytałam. 
   Byłam umówiona z Blaisem na ósmą w jednej z wolnych klas. Zabini zjawił się punktualnie. Kiedy ujrzał Ginny trochę się spłoszył i lekko zawstydził.
- Witaj Hermiono. - powiedział mężczyzna. - Cześć Ginny.
 - Blaise, chciałabym z tobą o czymś porozmawiać. - zaczęła.
- To ja was zostawię. - zawołałam i już mnie nie było.
  Miałam nadzieję, że wszystko się jakoś między nimi ułoży. Skoro Blaise był zajęty miałam trochę czasu dla siebie. Jeszcze nie końca orientowałam się co i gdzie znajdowało się w Hogwarcie. Mijali mnie uczniowie, którzy co jakiś czas się ze mną witali. Moją uwagę przykuła niewielka gablota. W środku znajdowało się moje zdjęcie wraz z Harry'm i Ronem. Na środku widniał napis: Dziękujemy za wszystko! Uśmiechaliśmy się. Mimo mojego nudnego życia to miałam wielu serdecznych przyjaciół, którzy zawsze będą mnie wspierali.
- Cześć Granger. - usłyszałam za plecami.
  Odwróciłam się powoli. Przede mną stała niesamowicie piękna kobieta. Miała długie czarne włosy i niebieskie oczy. Delikatnie się uśmiechała. Jej zdystansowane chłodne spojrzenie miało w sobie dużo
- Cześć. - odparłam.
- Przedstawię się. Pansy Parkinson.
  Podała mi swoją kościstą zgrabną rękę. Jej imię i nazwisko nic mi nie mówiło.
- Ty zapewne znasz mnie o wiele lepiej niż ja ciebie. - westchnęłam.
- Właściwie to nigdy się nie lubiłyśmy. Szukam Draco, wróciłam niedawno z Paryża i chciałabym z nim spędzić trochę czasu. - wyjaśniła. - Widziałaś go gdzieś może?
 Już jej nie lubiłam.
- Nie, nie widziałam. - powiedziałam chłodno.
- Cóż, trudno. Do zobaczenie, Granger.
  Jego dziewczyna, żona, kochanka? W mojej głowie roiło się wielu negatywnych myśli. Zdecydowanie nie powinnam być zazdrosna. A jednak. Kim ona dla niego była? Moje przemyślenia przerwał przeszywający ból głowy. Zamknęłam oczy w nadziei, że ból za chwile minie. Postanowiłam pójść do szkolnej pielęgniarki. Miałam nadzieję, że może ona mi w czymś pomoże. Gdy przechodziłam obok sali w której uczył Draco zauważyłam, że nie był sam. Obejmował Pansy Parkinson. Oni się całowali! To nie mogła być prawa. Poczułam się jeszcze gorzej niż przedtem. A ja wmawiałam sobie, że między nami mogłoby coś być. Teraz wiedziałam, że jest to niemożliwe.
 Kiedy się trochę uspokoiłam odwiedziłam skrzydło szpitalne. Pani Pomfrey była bardzo miła. Wręczyła mi małą buteleczkę. W niej znajdował się niebieski płyn, który miał mi pomóc się zrelaksować i uspokoić. Zleciła mi także szczegółowe badania. Bóle głowy się zdarzają ale nie tak często jak mi. Wciąż czułam niepokój. Byłam  naprawdę zmęczona tymi ciągłymi wątpliwościami i niedomówieniami. Kiedy wróciłam do swojego pokoju na łóżku znalazłam niewielki liścik od Ginny.

Kochana Hermiono, 
Dziękuję, za wszystko. Po rozmowie z Blaisem nic się tak naprawdę nie zmieniło. Obiecał, że pomoże mi przy dziecku. Niestety wiem, że mnie nie kocha. Nie chcę go do niczego zmuszać. Całe moje życie zmieni się nie do poznania. Trochę się boję ale wierzę, że mogę być dobrą matką. Przyjedź do domu na weekend. Wybierzemy się na jakieś zakupy. 
Całuję,
Gin
 
  Zaczęłam się uczyć. Ćwiczyłam cały dzień. Ku mojemu zdziwieniu szybko chłonęłam nową wiedzą. Przecież ja to wszystko wiedziałam. Po prostu musiałam odblokować swój umysł. Miałam nadzieję, że i tak dobrze pójdzie mi na pierwszej lekcji transmutacji, którą miałam przeprowadzić już w najbliższy piątek.

Kilka dni później...
Byłam bardzo zestresowana. Przed uczniami starałam się być wyluzowaną aczkolwiek wymagającą nauczycielką. Przygotowałam kilka ciekawych tematów. Cóż przynajmniej mnie one interesowały. Niektórzy radzili sobie lepiej, a niektórzy gorzej. Nikogo nie faworyzowałam. Nie pamiętałam ani imion ani nazwisk uczniów dlatego przy każdej okazji chciałam aby przedstawiali mi się na nowo. To był taki nasz rytuał. Doskonale wiedziałam co robię. Gorzej radziłam sobie z nastolatkami, którzy byli niewiele młodsi ode mnie. No ale i oni musieli w końcu zacząć uważać na lekcji. Wszystko to co osiągnęłam było zasługą Blaise'a. Czułam się o wiele lepiej gdy mogłam być komuś na coś potrzebna. To było wspaniałe uczucie. Nie sądziłam, że takie nudne zajęcie jak uczenie może mnie tak bardzo zainteresować.
  W sobotę rano spakowałam ubrania, kosmetyki i kilka potrzebnych rzeczy. Ginny obiecała, że będzie czekała na mnie przed zamkiem. Razem teleportujemy się do Londynu. W drodze do wyjścia spotkałam Draco, który widocznie nie wybierał się w odwiedziny do swojej dziewczyny Pansy. Zresztą to nie była moja sprawa.
- Do zobaczenia. - powiedziałam i lekko się do niego uśmiechnęłam.
- Kiedy wracasz? - zapytał uważnie mi się przyglądając.
- W niedzielę wieczorem. - odparłam.
  I chciałam odejść ale mnie zatrzymał. Złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
- Będziesz tęsknić?
- Za kim? - zadrżałam. - Bo chyba raczej nie za tobą, Malfoy.
  I mnie puścił. Nic nie odpowiedział. On nie był jedynym mężczyzną na świecie.

"Mogę oficjalnie potwierdzić, że w dzisiejszych czasach kluczem do serca mężczyzny nie jest uroda, kuchnia, seks czy dobry charakter, tylko umiejętność sprawiania wrażenia, że nie jesteś nim zainteresowana." ~ Dziennik Bridget Jones

*** 
Miałam w planach wstawić rozdział w piątek ale uczyłam się do egzaminu, zresztą cały czas się uczę ale do następnych. Ciesze, że wgl powstał ten rozdział, bo o mało co prawie cały mi usunął. Ale jest. Nie jest idealny. Akcja się rozwija, niekoniecznie między Draco i Hermioną. Nie od razu Kraków zbudowano. Dziękuję za komentarze, choć jest o wiele więcej wyświetleń to rozumiem, że macie dużo spraw i nie macie czasu aby skomentować. Przekroczyliście 140 tys, gdy to zobaczyłam omal nie spadłam z krzesła. Dziękuję Wam <3. Jesteśmy na półmetku opowiadania.  Zachęcam Was do czytania i komentowania. 
Przepraszam za błędy. 

Mia

piątek, 9 stycznia 2015

Część czwarta

Rozmowa z Ginny się nie kleiła. Ona udawała, że o niczym nie wie, a ja nie chciałam jak na razie ujawniać swoich podejrzeń. Po prostu chciałam dać jej szansę. Byłyśmy przyjaciółkami. Przynajmniej tak mi się wydawało. Okazuje się, że może mi się to tylko wydawać. Śpieszyło jej się do domu więc nie chciałam jej w żaden sposób zatrzymywać. Byłam niemal przekonana, że barman w klubie nie kłamał. Mówił prawdę. No, a jak chciałam najdelikatniej dowiedzieć się całej prawdy o sobie i o swoim życiu. Zaczęłam przeszukiwać swoje dormitorium. Byłam bardzo zmęczona, ledwo co widziałam ale chciałam dowiedzieć się czegoś więcej o sobie. Może właśnie w Hogwarcie znajdę odpowiedzi na wszystkie ważne dla mnie pytania. Ból głowy nie ustępował. Miałam ochotę na długi, smaczny sen. Nie dostrzegłam tylko tego, że spanie na podłodze wśród książek i papierów może być naprawdę bardzo dołujące. Gdy się obudziłam czułam się gorzej niż poprzedniego dnia. Spojrzałam na zegarek. Była piąta rano. Na szczęście niedziela jest dniem wolnym od zajęć. Niestety już dłużej zasnąć. Spojrzałam w swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam koszmarnie. Musiałam coś temu zaradzić. Szybko umyłam włosy, a następnie je wyczesałam. Wzięłam do ręki nożyczki, które leżały od kilku dni na moim biurku. I powoli obcinać kosmyki moich brązowych włosów . Dotychczas moje włosy sięgały do pasa, ale teraz to wszystko się zmieniło. Chciałam wiele w sobie zmienić. Zwłaszcza to niepewne odbicie w lustrze. Musze pewnie kroczyć po tym świecie bo inaczej ludzie mnie zniszczą. Po godzinie moja nowa fryzura była już prawie gotowa. Moje włosy sięgały do ramion. Były skromnie pocieniowane ale moim zdaniem wyglądały o wiele lepiej niż poprzednio. Taka zmiana była mi potrzebna. Starannie dobrałam makijaż aby nie rzucać się w oczy. Ubrałam się w swoje ulubione dżinsy, jedyne jakie miałam i w czarny top z dekoltem w serek. Musiałam niebawem także wybrać się na zakupy. Szare ubrania przypomniały mi o smutnej rzeczywistości która mnie otaczała. Spojrzałam jeszcze raz w lustro i ujrzałam zupełnie nową osobę. Około godziny dziewiątej zeszłam do Wielkiej Sali na śniadanie. Usiadłam przy stole obok profesor McGonnagall i Draco. Siedzieli w milczeniu.
- Dzień dobry. - powiedziałam lekko się do nich uśmiechając.
- Witaj Hermiono. - powiedziała pani profesor. - Widzę, że zmieniłaś fryzurę.
  Malfoy tylko kiwnął głową. Przez chwilę z uwagą zaczął mi się przyglądać.
- Taak. - odparłam niepewnie. - Jak wyglądam?
- Wyglądasz zjawisko, Herm. - odparł Blaise, który stał tuż za nią cały czas się do niej szczerze uśmiechając.
  Jak można było go nie lubić? Nie rozumiałam dlaczego nie ułożyło mu się z Ginny. Przecież byliby świetną parą. Usiadłam na swoim miejscu i zaczęłam nakładać sobie na talerz warzywną sałatkę. Draco tylko co jakiś czas się do mnie odzywał. Często unikał mojego spojrzenia. Za to Blaise często ze mną rozmawiał. Miałam z nim mnóstwo wspólnych tematów.
- Może wybierzesz się dziś ze mną do Hogsmeade? - zapytał nagle Blaise.
- No nie wiem... - odparłam z ociąganiem
  Niepewnie zerknęłam na Draco, który z uwagą przysłuchiwał się całej naszej rozmowie.
- To jedno z najciekawszych miejsc w Hogwarcie. - zachęcał. - Zgódź się. To bardzo magiczne miejsce.
- W sumie czemu nie. - powiedziałam. - Z wielką chęcią się z tobą wybiorę. Może tam coś sobie przypomnę...
 Zabini mocno mnie uściskał na znak, że bardzo się cieszy. Malfoy głęboko westchnął i z ogromnym wyrzutem spojrzał na swojego przyjaciela.
- Czemu mi to robisz, ośle? - szepnął Malfoy.
- Co takiego? - zapytał rozbawiony Zabini.
- Czemu umawiasz się z Granger na randkę?
- Wyluzuj, Draco. - odparł Blaise. - To zwykła przyjaźń. 
  Malfoy uderzył pięścią w stół czym wszystkim przeraził a następnie bez słowa wyszedł z Wielkiej Sali. Tylko Blaise z tej całej sytuacji umiał znaleźć jakieś pozytywne strony. Zaczął się głośno śmiać, a ja wraz z nim. Nie mogłam się powstrzymać.

***
  Za parę minut miał przyjść po mnie Blaise. Mieliśmy wspólnie wybrać się do Hogsmeade. Dużo słyszałam o tej wiosce w końcu będę mogła zobaczyć ją na żywo. Ubrałam się normalnie bez żadnych zbędnych ceregieli. To nie była randka więc dlaczego miałabym się stroić. Gdy zapukał od razu otworzyłam drzwi i w nich ujrzałam... Draco?!
- Blaise..? - zapytałam nie wiedząc o co chodzi. 
- Mam na imię Draco. - odparł blondyn. - Mój przyjaciel nie mógł się zjawić. Poprosił mnie abym go zastąpił. Z ogromnym bólem serca musiałem się zgodzić. 
  Westchnęłam i uważnie mu się przyjrzałam. Wyglądał oszałamiająco. No a ja? Jak zwykle wyglądałam jak jakaś ofiara losu. 
- To miał być miły dzień. - odparłam. - Teraz to będzie koszmar. 
- Zawsze do usług, Granger. - powiedział Draco i szeroko się do mnie uśmiechnął. 
- Jeśli nie chcesz, nie musisz. - powiedziałam cicho. - Nic na siłę. 
  Zwiesiłam głowę w geście kapitulacji. Do niczego nie chciałam go zmuszać.  I w tym momencie stało się coś czego w życiu bym się nie spodziewała. Draco Malfoy delikatnie złapał mnie za rękę i mocno ją przytrzymał. 
- Nasze ręce idealnie do siebie pasują - odparł nagle. - Zupełnie jak nie my. 
- Nic chcę żebyś czuł się w obowiązku. Ja to wszystko rozumiem. - powiedziałam szybko odwracając od niego wzrok.
- Chodźmy. - powiedział Draco. - Pokażę ci to co jest najpiękniejsze w magii. 
  Nie byłam pewna czy mówił poważnie. Cały czas trzymał mnie za rękę. Czułam jego obecność. Wyglądaliśmy trochę jak dwoje zakochanych nastolatków. Choć zupełnie nie pamiętam jak to jest ale bardzo chciałabym sobie przypomnieć. Na początku mało rozmawialiśmy. Prawie wcale. Dopiero po jakimś czasie zaczęliśmy się przed sobą na nowo otwierać. Zupełnie nie wiedziałam co nas łączyło przed wypadkiem. Czy w ogóle coś na łączyło?
- Więc jak to jest z nami, Draco? - zapytałam. - Kim dla mnie byłeś w poprzednim życiu?
- Twoim największym koszmarem. - powiedział blondyn. - Gdy sobie przypomnisz kim dla ciebie jestem nigdy więcej nie będziesz chciała ze mną porozmawiać. Nie żeby mi zależało ale... Taka jest prawda.
- Dlaczego?
- Nie mogę ci powiedzieć. Jeszcze nie teraz. - powiedział cicho.
  Rozumiałam. Bał się, że go odtrącę. Wiedziałam, że taka rozmowa będzie nam kiedyś bardzo potrzebna. Kiedyś - Nigdy. Im dłużej coś odwlekamy tym dłużej zdajemy sobie sprawę, że nic z tego nie będzie. Delikatnie dotknęłam palcami jego dłoni i go pogłaskałam. Spędziłam z nim naprawdę miły dzień. Wspólna kawa, i ciastko stworzyły miłą atmosferą. Draco starał się jak mógł. Hosmeade przypominał trochę taki park rozrywki dla czarodziei. Po kilku godzinach zdecydowaliśmy się wrócić do zamku. Czułam się bardzo onieśmielona jego obecnością. Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć.
- O czym myślisz? - zapytał nagle.
- Hm, o tobie. - odparłam.
  Czułam, że moje policzki się rumienią.
- Ciekawe... - zamyślił się. - Cóż, całkiem przystojny ze mnie gość więc ci się nie dziwię.
  Roześmiałam się głośno i lekko go popchnęłam. Nie chciałam wracać do swojego dormitorium. Chciałam być z nim. No ale dopóki nie rozwiążę swoich spraw, i nie będę miała pewności, że mogę pozwolić sobie na chwilę słabości o nigdy nie zaznam spokoju. Muszę najpierw wszystko sobie przypomnieć.
- Wiem, że jutro wszystko wróci do normy ale dziękuję ci za ten dzień, Draco. - powiedziałam cicho. - Do zobaczenia.
 Delikatnie pocałowałam go w policzek i schowałam się szybko w swoim dormitorium. Ten dzień był jak sen. Od momentu gdy straciłam pamięć czułam się zagubiona i nikomu nie potrzebna. Dopiero dzisiaj zrozumiałam, że to właśnie Hogwart jest moim prawdziwym domem. Może to Draco jest brakującym elementem w mojej układance. Być może to ja muszę naprawić swoje dotychczasowe błędy. Dostałam szansę na nowe życie. Muszę ją jak najlepiej wykorzystać.

Minęło kilka dni od wspólnie spędzonego dnia z Draco. Zachowywał się jak zwykle. Prawie wcale nie zwracał na mnie większej uwagi. Lekcje z Blaisem stawały się coraz bardziej trudniejsze. Miałam własną różdżkę. Niby zwykły kawałek drewna, który nic nie znaczy ale w rękach takiego osobnika jak Zabini potrafi zdziałać cuda.
- Wingardium leviosa! - zawołałam i książki, które bezwiednie leżały na biurku tak po prostu zaczęły lewitować.
  - Świetnie Hermiono! - zawołał Blaise. - Robisz duże postępy. Myślę, że za parę dni będziesz mogła spokojnie zacząć uczyć.
- Jak to za parę dni? - zapytałam przerażona.
- Zawsze byłaś naprawdę zdolna. Choć zmieniłaś wygląd i swój stosunek do życia to wciąż jesteś tą samą Hermioną Granger. - odparł łagodnie.
- Boję się. - wyznałam.
- Jesteś nauczycielką od trzech lat. Myślę, że jeśli wrócisz do tego najszybciej to może coś ci się przypomni.
- Dzięki Blaise. Za wszystko. - odparłam i go mocno uściskałam.
- Ja też ci dziękuję za naszą przyjaźń.
- Szkoda tylko, że ty i Ginny nie możecie być razem. - odparłam mimochodem.
  Od razu podchwycił temat.
- Kochałem ją jak głupi. - odparł Blaise. - Niestety jej zachowanie i zazdrość wszystko zniszczyły. Ja też nie jestem bez winy. Raz w życiu się jej wyparłem i ją utraciłem. Zachowywała się wtedy jak kompletna wariatka.
- Przykro mi. - odparłam.
- Ona naprawdę jest chora psychicznie. W szpitalu spędziła trzy miesiące. O ile bierze leki to zachowuje się w miarę normalnie. Napady lękowe, zazdrość i ciągłe kłótnie były u niej na początku dziennym.  - wyjaśnił. - Domyślam, że tym ci się nie pochwaliła. 
- Nic nie mówiła. - odparłam.
  Nie rozumiałam czemu mi o tym wszystkim nie powiedziała. Przypuszczałam, że nagłe zmiany jej zachowania, kłamstwa, zazdrość są wynikiem choroby, która ma podłoże psychosomatyczne. Być może dlatego Luna mnie przed nią ostrzegała. Może nic nie wiedziała o jej chorobie. W sumie nie ma czym się chwalić. To dość wstydliwa sprawa. To układało się w jedną logiczną całość, ale co z tego jak nie potrafiłam sobie nic przypomnieć...

***
Hej!
I jak wam się podoba? Mi tak średnio ale akcja zaczyna się rozwijać. Już niedługo Hermiona zacznie uczyć i zaczną pojawiać się nowe okoliczności, nie zabraknie emocji :D 
Dziękuję Wam za komentarze. Przepraszam za błędy i zapraszam do czytania i komentowania.

Mia

piątek, 2 stycznia 2015

Część trzecia

 Słowa Draco nie powiem, zbiły mnie z tropu. Zrozumiałam je trochę na opak. No a jeśli on rzeczywiście ma rację i powinnam przestać moim tak zwanym przyjaciołom. Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim sądzić. No i ten ból głowy, który coraz częściej nawiedzał mnie w nocy i niestety zostawał na dłużej. Rankiem spotykałam się z Blaisem, który bardzo cierpliwie zaczął opowiadać mi o Historii Hogwartu. Wszystko cierpliwie notowałam i wyobrażałam w swojej głowie. Hmm, magia. Czy rzeczywiście znajdując się w takim miejscu wśród tych wszystkich życzliwych ludzi powinnam cały upierać się przy stwierdzeniu, że magia nie istnieje? Oczywiście, że nie. Minęło dwa tygodnie od rozpoczęcia mojej nauki z Zabinim. To był naprawdę miły i zabawny człowiek. Jeszcze nie przeprowadziłam swojej pierwszej lekcji. Blaise uznał, że jeszcze jest na to za wcześnie. Mam już dużo wiedzę na temat Hogwartu i  przedmiotu jakiego będę uczyć. Są cztery domy: Gryfindor, Slytherin, Hufflepuff i Rawenclaw, które co rok walczą o Puchar Domów. Dzisiejszego dnia miałam mieć wolny dzień od wszelkiej nauki. Sobota miała być moją furtką do opuszczenia zamku na te kilka godzin. Nikomu nie wspominałam gdzie się wybieram. Chciałam zwiedzić Londyn, a co za tym idzie udać się do klubu o którym wspominał mi Draco. Gdy byłam jeszcze u siebie w mieszkaniu znalazłam mapę Londynu. Specjalnie ją schowałam aby nikt nie zauważył co planuję. Ciepło się ubrałam, włosy związałam w luźny kok, miałam na sobie czarne spodnie, granatowy golf, ciemny płaszcz i czarne botki. Nie chciałam się zbytnio rzucać w oczy. W torebce schowałam mapę, trochę pieniędzy, i trochę proszku fiuu. Blaise wspominał, że dzięki sieci fiuu będę mogła szybko podróżować w docelowe miejsca. Bałam się. Jak głupia stałam przed kominkiem w swoim dormitorium i zastanawiałam się co zrobić. Jeśli się nie odważę to nigdy nie dowiem się prawdy.
- DO LONDYNU! - zawołałam i sypnęłam proszkiem.
  Świat zawirował, trochę zakręciło mi się w głowie, zamknęłam oczy w obawie, że zaraz upadnę. Gdy otworzyłam oczy zauważyłam, że przechodzący ludzie dziwnie mi się przyglądali. Rozejrzałam się wokół. Zauważyłam, że jestem cała brudna od błota. No pięknie. Wstałam z zamiarem poprawienia wyglądu gdy nagle ujrzałam ogromny zegar, który wybijał właśnie godzinę dwunastą. I wtedy coś sobie przypomniałam! Przychodziłam tu z rodzicami gdy byłam małą dziewczynką! Dokładnie nie pamiętam jak moi rodzice wyglądali, ale byli dla mnie  naprawdę wyrozumiali. Tego byłam pewna. Big Ben - piękne budownictwo, wspaniałe kolory. Miłość od pierwszego wejrzenia. Urodziłam się w Londynie. Jeśli mam sobie cokolwiek przypomnieć to tylko tutaj. Usiadłam na ławce i wyciągnęłam mapę. Draco wspominał o południowej części Londynu, czyli teoretycznie niedaleko. Chciałam jak najszybciej się tam dostać. Szłam za głosem serca ale nie do końca byłam przekonana czy dobrze robię. Po trzech godzinie tułaczki byłam śmiertelnie zmęczona, głodna i przerażona swoim brakiem obycia w tym mieście. Oprócz Big Bena wszystko było dla mnie obce.
- Ehh, zupełnie nie wiem gdzie jestem. - westchnęłam.
- Hermiona! - usłyszałam nieznajomy damski głos.
  Pewnie jakaś pomyłka. W takim dużym mieście takie rzeczy się zdarzają.
- Hermiona!
  To już nie mogła być pomyłka. Odwróciłam się i ujrzałam śliczną blondynką. Była średniego wzrostu, miała ładny uśmiech i czułam, że skądś ją znam. Tylko skąd?
- My się znamy? - zapytałam.
- To ja Luna. - powiedziała dziewczyna. - Nie poznajesz mnie?
- Miałam wypadek w wyniku którego straciłam pamięć. - wyjaśniłam szybko. - Niczego nie pamiętam.
- Kompletnie nic?
  Mówić ludziom jedno, a oni i tak mi nie wierzą.
- Mam na imię Luna. Do pewnego czasu przyjaźniłyśmy się...
- Jak to do pewnego czasu? - zapytałam. - Co się stało?
- Po śmierci rodziców miałaś ciężki okres. Na początku bardzo cię wspierałam lecz gdy znów Ginny pojawiła się w twoim życiu to odpuściłam. Ona ma na ciebie zły wpływ. - wyjaśniła Luna.
- Nic z tego nie rozumiem.
-Nie mogę Ci więcej powiedzieć. I tak mi nie uwierzysz. - westchnęła.
  Mówiła jak jakaś nawiedzona. Ginny była dla mnie dobrą przyjaciółką. Wspierała mnie i zawsze była blisko. Luna widocznie nie lubiła Gin. Może powodem był Zabini?
- Co ty tutaj właściwie robisz, i to sama? - zapytała nagle.
- Szukam klubu "Exotic" - wyjaśniłam. - Wiesz gdzie to jest?
- To najpopularniejszy klub w Londynie. Jeśli chcesz to mogę cię tam podwieźć. - zaproponowała Luna.
  Mimo wszystko przystałam na jej propozycję. Miała samochód, a ja byłam kompletnie wykończona i marzyłam tylko o gorącej kąpieli. Niestety moim głównym celem było rozwiązanie zagadki na temat mojego niefortunnego wypadku, którzy zdarzył się niedaleko klubu "Exotic". Nie wyglądałam  na zbytnio atrakcyjną kobietę. Luna tylko popatrzyła na mnie i wyciągnęła z kieszeni średniej długości patyk. Zamachnęła się nim dwa razy.
- Chłoszczyść. - usłyszałam.
  Błoto zniknęło, mój makijaż także ale przynajmniej w końcu zaczęłam wyglądać jak kobieta.
- Magia jednak istnieje. - powiedziałam do siebie.
- Oczywiście. - odparła Luna. - Wiem, że trudno ci w to uwierzyć ale to co najczęściej niewidoczne dla oczu to jest najbardziej prawdziwe dla serca i duszy.
  Gdy dotarłyśmy na miejsce od razu wyszłam z samochodu aby się wokół rozejrzeć. Nic sobie nie mogłam przypomnieć.Kompletna pustka.
- Co robisz? - zapytała Luna.
- Próbuję sobie coś przypomnieć. - wyjaśniłam.
- Może gdy wejdziemy do klubu to coś ci się przypomni. Chodź. Popytamy barmanów, ludzi. Może ktoś coś będzie wiedział. - odparła blondynka.
  Klub "Exotic" wyglądał na bardzo ekskluzywny. Czułam, że tu nie pasuję. Od razu gdy weszłyśmy do środka poczułam się naprawdę nieswojo. Dziewczyny w krótkich miniówkach podrywające starszych mężczyzn to był zupełnie nie mój świat. Nie mogę jednak tego wykluczyć. Podeszłam do pierwszego lepszego barmana. Luna stała z boku. Przypuszczam, że ubezpieczała moje tyły. Jakby miała co ubezpieczać.
- Dzień dobry. - odparłam.
  Spojrzał na mnie z dziwnym błyskiem w oku.
- Panna Granger. - odparł barman. - Dawno nas pani u nas nie było.
- No właśnie o to chodzi, że niewiele pamiętam. - odparłam.
  Lekko się do mnie uśmiechnął. Sprawiał wrażenie naprawdę miłego człowieka.
- Zakładam, że nic pani nie pamięta. Była pani kompletnie pijana. Kłóciła się pani z tą swoją rudą przyjaciółeczką. - powiedział barman.
- Nie wie pan o co? - pytałam z zaciekawieniem.
- W złości wybiegła pani z klubu i nic więcej nie wiem. - powiedział barman.
- Szkoda. - westchnęłam. - Dziękuję panu za pomoc.
  Westchnęłam ze zrezygnowaniem. Gin coraz bardziej wydawała mi się podejrzana. Wątpię żeby to ona chciała mnie skrzywdzić, ale czemu a takim razie nic mi nie wspominała o naszej kłótni? To było naprawdę zastanawiające. Czułam się w pewnym sensie oszukana.
- I co myślisz? - zapytała Luna gdy wsiadałyśmy do auta.
- Jeszcze tutaj wrócę. - odparłam. - Mam coraz więcej podejrzeń, a coraz mniej odpowiedzi na najważniejsze pytania. 

  Dwie godziny później
  Do Hogwartu dotarłam późnym wieczorem. Podziękowałam Lunie za pomoc. Przecież nie musiała tego wszystkiego robić. Jak sama powiedziała nie jesteśmy przyjaciółkami, a i tak wiele dobrego dla mnie zrobiła. Gdy weszłam do dormitorium dosłownie osłupiałam. W moim pokoju siedział Malfoy, Zabini, Ginny, Harry i Ron.
- Cześć. - odparłam.
- Gdzieś ty była?! - zawołała zdenerwowana Ginny.
- W Londynie. - wyjaśniłam.
- Czemu nikomu o tym nie powiedziałaś? - zapytał Malfoy.
  Wyglądał na wkurzonego. Czyżby się martwił?
 - Nie muszę się wam z niczego tłumaczyć. Nie jestem małą dziewczynką. - warknęłam. - Poza tym spotkałam Lunę.
- Lunę? -  zapytała niepewnie Ginny.
- Tak. - oznajmiłam. - Razem pojechałyśmy do klubu obok którego zostałam znaleziona. Bardzo mi pomogła.
  Ginny spuściła głowę. Barman wcale się nie mylił. Gin coś ukrywała. I chyba nie tylko ona. Nikomu nie mogłam ufać. Spojrzałam na Draco, który lekko się do mnie uśmiechał. Wyszedł bez słowa, a wraz z nim Zabini. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na swoją przyjaciółkę.
- Chyba musimy porozmawiać. - odparłam i zwróciłam się do Ginny.

***
Szalony koniec roku. Rozdział miałam wstawić przed Nowym Rokiem ale zapalenie gardła mi na to nie pozwoliło. Mimo wszystko ten rozdział nie jest taki zły. Przynajmniej mi się tak wydaje. Pojawiła się Luna i będzie ważną postacią w opowiadaniu. Co sądzicie o Ginny? Ja osobiście mam plan. Życzę Wam Szczęśliwego Nowego Roku! Spóźnione ale zawsze :D Oby ten rok był jeszcze lepszy niż poprzedni. 
Dziękuję za komentarze, które mnie z każdym dniem coraz bardziej motywują. 
Zapraszam do czytania i komentowania.
Przepraszam za błędy. 

Mia