piątek, 27 lutego 2015

Epilog - Listy pożegnalne

 (podkład)
Kochana Ginny,
  nigdy nie rozmawiało mi się z nikim tak dobrze jak z Tobą. Może dlatego, że niewiele pamiętam albo dlatego, że jesteśmy tak zwanymi "bratnimi duszami". Stawiam na to drugie. Przyznaję, że zwątpiłam w naszą przyjaźń ze względu na wydarzenia, które działu się wokół mnie. Byłaś przy mnie gdy ja i Draco stanęliśmy na ślubnym kobiercu. Choć nigdy nie pałałaś do niego sympatią to czułam, że cieszysz się iż znalazłam kogoś kto mnie kocha. To był ciężki rok. Zarówno dla mnie jak i dla Ciebie. Mam nadzieję, że będziesz opowiadać o mnie swoim dzieciom. Twoja mała Jean jest do Ciebie bardzo podoba. Macie te same rysy twarzy. Cieszę się, że mogłam ją poznać, a co najważniejsze zobaczyć jaka ty i Blaise jesteście szczęśliwi. Nawet trochę Wam pozazdrościłam. Podczas mojego ślubu byłaś dla mnie prawdziwą opoką. Dzięki Tobie poczułam się piękna i coś warta. Wyczarowałaś dla mnie włosy. Choć przez dwanaście godzin mogłam czuć się w pełni kobieca. To był najpiękniejszy prezent jaki ktokolwiek mógł mi podarować. Cieszę się, że przed paroma tygodniami wszystko sobie wyjaśniłyśmy. Kłótnia o Blaise'a była całkowicie bezsensowna i zabraniam Ci czuć jakiekolwiek wyrzuty sumienia. To nie była Twoja. W pewnym sensie Pansy wyświadczyła mi przysługę. Tak, to była Pansy. Nigdy o tym Ci nie wspominałam ale chyba czas w końcu powiedzieć prawdę. To między innymi dlatego trafiła do Azkabanu. Draco nie mógł znieść jej zdrady i po po prostu zastawił na nią pułapkę. Wybaczyłam jej i mam nadzieję, że i ty w końcu wybaczysz samej sobie. W czasie choroby ludzie robią różne okropne rzeczy. Dbaj o Blaise'a, małą Jean, Draco i Annie. Oni Cię będą teraz bardzo potrzebować.

PS Kocham Cię siostrzyczko!

Kochająca,
 Hermiona


Drogi Mój przyjacielu, 
  od początku wiedziałam, że masz w sobie wiele dobra i miłości. Wystarczy na Ciebie spojrzeć. To się czuję. Byłeś moim mentorem, a stałeś się także najlepszym przyjacielem. Mamy podobne charaktery i dlatego zawsze tak dobrze się ze sobą dogadywaliśmy. Podczas choroby bardzo mnie wspierałeś. Przychodziłeś do Nas i rozśmieszałeś całą naszą rodzinę. Za to Ci serdecznie dziękuję. Za życia nie myśli się o takich rzeczach ale ja miałam dużo wolnego czasu. Nigdy się nie zmieniaj. Kiedyś mi powiedziałeś, że dobrze mieć kogoś kto w Ciebie wierzy. Nigdy o tym nie zapomnij, że masz rodzinę, dla której warto żyć no i jestem ja. Będę patrzeć na Was z góry i oceniać Wasze dokonania w skali od jeden do dziesięciu. Wiem, że jest Ci ciężko ponieważ nie zawsze potrafisz zrozumieć Gin i jej chorobę ale póki łączy Was miłość to nie rezygnuj z tego tylko dlatego, że masz gorszy dzień. W każdym związku bywają różne zawirowania, które potrafią zarówno scalić jak także i zniszczyć to co Was łączy. Nie mają idealnych związków bo nie ma idealnych ludzi. Nie wymagaj od niej zbyt wiele. Jest dobrą matką i z tego co widzę także dobrą narzeczoną. Wiem, że wasze problemy wynikają głównie z zazdrości Ginny ale wierzę, że możecie to przezwyciężyć. Okaż ją tą miłość a nie uciekaj bo to nic nie zmieni. Opiekuj się moją rodziną, Blaise! 

PS Chyba uczennica przerosła ucznia!

Twoja dobra przyjaciółka,
Hermiona

Kochana córeczko, 
  poznałyśmy się w dość nietypowych okolicznościach. W szpitalu. Tak bardzo modliłam się abyś choć ty wygrała z tą przeklętą chorobą. I udało się. Jesteś zdrowa. Myślę, że urodziłaś się po to aby mnie uratować. Przecież gdyby nie ty to popełniłabym mnóstwo błędów i nigdy nie stworzylibyśmy tak wspaniałej rodziny. Zapewne wiesz lepiej ode mnie co siedzi w mojej głowie. Ten list nie będzie zbyt długi bo przecież kto mnie zna lepiej niż ty? Draco na pewno do Twoich dwudziestych urodzin nie pozwoli Ci się spotykać z innymi chłopcami. Ja Ci zezwalam na randki już teraz. Żałuję tylko tego, że nigdy nie poznam tego szczęściarza z którym spędzisz całe życie. Mam nadzieję, że wspomnisz mu o mnie w samych superlatywach. Spełniaj swoje marzenia. To ważne. Nie odmawiaj sobie niczego co może Cię uszczęśliwić. Dbaj o tatę bo to będą dla niego bardzo trudne dni. Wspieraj go i namawiaj aby chodził na randki i poznawał nowych ludzi. Wiem, że Draco nie jest z takich co szukają na silę towarzystwa ale czasem szczęściu trzeba pomóc. Zwłaszcza gdy jest się taki młody i przystojny jak on. Mam nadzieję, że zdałam egzamin jako mama. Chciałabym spędzić z Wami więcej czasu ale Ten tam na górze mnie do siebie wzywa. Być może ma dla mnie kolejne zadanie. Jestem pewna, że to naprawdę coś ważnego. Będę na Was patrzeć z góry i wspierać w każdej najmniejszej decyzji!

PS Kocham Cię córeczko i wiem, że sobie poradzicie!

Kochająca mama, 
Hermiona

Droga Profesor McGonnagall, 
  wiem, że oficjalnie ale nie potrafię się do Pani inaczej zwracać. Dziękuję! Dziękuję za okazane wsparcie i drugą szansę, która pozwoliła mi zakochać się w mężczyźnie mojego życia. Dużo Pani zawdzięczam, a przecież tak krótko się znamy. Przynajmniej ja mam tylko jakieś przebłyski , które mi o Pani przypominają.  Nie zawiodła Pani mojego zaufania choć równie dobrze mogła Pani wyjawić całą prawdę o moim pobycie w klinice. Jest Panią Dyrektorką i dobrym szefem. Z mojego punktu widzenia ma Pani dobry kontakt z uczniami jak i także z współpracownikami. To zapewne także zasługa profesora Dumbledore'a. Dużo o Nim czytałam. To wielki człowiek. Życzę Powodzenia i proszę o jedno aby się Pani nie zmieniała.

PS Proszę się więcej uśmiechać bo uśmiech przecież nic nie kosztuje a ile dobrego może zdziałać!

Współpracownica i dawna uczennica ale myślę, że także przyjaciółka
Hermiona 

Kochany Draco, 
  nawet nie wiesz jak ciężko jest mi się z Tobą pożegnać. Moje serce nigdy nie było przygotowane na coś takiego. Tylko ty widziałeś moje największe szczęście ale także i największe cierpienie. Podjęliśmy wiele pochopnych decyzji. Adopcja, ślub, wspólny dom. Niczego nie żałuję. To były najpiękniejsze chwile mojego życia. To było jak sen z którego nigdy nie chciałabym się obudzić. Niestety życie wie lepiej co jest dla Nas lepsze. Nie myśl o moim odejściu jak o jakiejś karze. Wiem, że wciąż czujesz wyrzuty sumienia względem mnie ale przecież ja nawet tego nie pamiętam! Draco, dziękuję Ci. Pamiętam jak uciekałeś przed tym uczuciem. Nie chciałeś mnie kochać, a przecież to już pewnie dawno się stało gdy byliśmy dziećmi. Łączą Nas nierozerwalne więzi ale ja pragnę tego abyś po mojej śmierci był szczęśliwy. Życie to nie tylko cierpienie. To też radość z najbardziej błahej rzeczy na świecie. Pewnego dnia znów się zakochasz i będziesz chciał z tym kimś stworzyć coś więcej niż tylko stosunek seksualny. I nie możesz się z tym czuć źle. Właśnie do tego zmierzam. Jeśli kogoś kochasz pozwól mu odejść. Wiem, że nie pogodziłeś się w pełni z moją śmiercią ale w końcu to kiedyś nastąpi i będziesz mógł zacząć życie na nowo. Każda cząsteczka Mojego ciała rwie się aby choć przez chwilę poczuć Twój zapach i Cię pocałować. Zawsze czułam się przy Tobie jak jakaś uzależniona. Taka jest właśnie miłość. Jak narkotyk. Raz spróbujesz i później chcesz więcej i więcej, a później zupełnie się w niej zatracasz. W życiu można przeżyć tylko raz swoją prawdziwą miłość. Ja tego właśnie doświadczam i doświadczać będę do końca życia. Wierzę, że jeszcze kiedyś się spotkamy i będziemy mieć trochę więcej czasu, Draco. Dbaj o Całą Naszą rodzinę! Annie w Ciebie wierzy. Nie pozwól aby moje odejście coś między Wami zmieniło. Kocham Cię. Zawsze będę kochać tylko Ciebie. 

PS Choćbym nie wiem gdzie była i co robiła to będę Cię kochała do końca świata i ten jeden dzień dłużej!

Kochająca żona, 
Hermiona

  ''Nie potrzebujesz moich rzeczy by o mnie pamiętać,
nie potrzebujesz ich trzymać jako dowód, że istniałem, czy też wciąż istnieję w twoich myślach.
Nie musisz nosić mojego swetra, by czuć moją obecność;
ja i tak tu jestem... zawsze cię obejmując.
"
                                                  Cecelia Ahern – P.S. Kocham Cię

Koniec

***
Nawet nie wiem co mam napisać. Jest mi cholernie smutno. W tym epilogu pisałam prosto z serca. To co czułam i jakie jest moje zdanie na wiele kwestii. Bardzo związałam się z Tą postacią i całym opowiadaniem. Starałam się aby moje postacie były wiarygodne i aby może się do nich w pewnym sensie utożsamić. Koniec miał wyglądać właśnie tak. Od początku założyłam sobie na cel aby to opowiadanie było inne od poprzednich. Tutaj jest więcej opisów i ogólnie więcej emocji. Nie wierzę, że to koniec. Ten blog był moim pierwszym blogiem. Pierwszy post powstał 03.06.2013r, a ostatni właśnie dzisiaj 27.02.2015r. 68 postów i 68 różnych historii. Jest prawie 150 tysięcy wyświetleń, wierzę w Was i w to, że niedługo to się spełni. 76 obserwatorów - Moi czytelnicy z których większa połowa nie komentuje! ;D haha.
Nie planuję pisać żadnego nowego bloga. Będę oczywiście pisać w domu, w zaciszu domowym i gdzieś publikować ale jeszcze nie wiem co,  to będzie, jak i gdzie. Może nic. Tą decyzje podjęłam już w tamtym roku. Chciałam zakończyć tutaj. Tutaj gdzie wszystko się zaczęło. Warto pisać na blogu  ponieważ można się wiele nauczyć, poprawić swój styl pisania i odkryć naprawdę dobre opowiadania. To dla wszystkich tych którzy się wahają, a marzą aby zostać dziennikarką, pisarką, a zwłaszcza dla tych dla których tworzenia to prawdziwa pasja. Zakładając tego bloga obawiałam się, że moje opowiadanie nie przypadnie do gustu i po prostu w pewnym momencie przestanę pisać. Nic takiego się nie wydarzyło. Byłam zaskoczona ilością wyświetleń i komentarzy. Krytyka zawsze jest, była i będzie. Myślę, że krytyka jest dobra. Uczy nas. Nie każdy musi lubić naszą twórczość, zawsze może Nam pomóc.
Dziękuję Wam za ilość komentarzy, która zawsze sprawia mi radość i za to że byliście ze mną tak długo. Ostatni raz Was proszę jeśli ktoś tu kiedyś zaglądał, choć raz, spodobało mu się, albo i nie to zostawcie po sobie ślad w formie komentarza. Ten Ostatni raz.
Tak na sam koniec to zapraszam was na aska gdybyście mieli jakie pytania czy coś:
http://ask.fm/MiaVlad, tam jest moje zdjęcie, także możecie zobaczyć jak wyglądam. Ciekawe na jakie imię Wam wyglądam haha. No bo w sumie Ci co mnie znają i czytają bloga to nie mają z tym problemu. No ale jeśli ktoś nigdy nikt tam nie zaglądał, a czyta mojego bloga i mnie nigdy nie poznał to zapraszam. Trzeba w końcu się ujawnić.
http://hogwart-diary.blogspot.com/ - zapraszam na mojego bloga, już zakończonego ale byś może ktoś jest tutaj pierwszy raz i szuka lekkiego opowiadania na smutne wieczory, a chce się rozweselić :)
http://the-streetangel.blogspot.com/ - zapraszam.

Życze  Wam mnóstwo weny do pisania i do życia.
 

Mia
(Mogę wyglądać Wam na Iwonę na przykład ale naprawdę mam na imię Angelika)

środa, 25 lutego 2015

Część dziesiąta

 Czułam się jakoś lepiej. Nie wiem czy to przez wzgląd na spokój panujący w klinice czy po prostu chemioterapia pozytywnie na mnie zadziałała. Wraz z Annie spacerowałam i cieszyłam się życiem. Tym co mi zostało. Jednak czegoś mnie brakowało. No albo kogoś. Moja mała przyjaciółka obiecywała, że już nie czyta w moich myślach ale dobrze wiedziałam, że kłamie. Obydwie nosiłyśmy na głowie wymyślne chusty które miały nam dodać animuszu. Nawzajem się malowałyśmy i rozmawiałyśmy o tym co chciałybyśmy jeszcze zrobić. 
- An, masz rację. Powinnam wrócić. - powiedziałam cicho.
- No w końcu mówisz z sensem, Hermiono! Szkoda tylko, że uświadomienie sobie tego zajęło ci miesiąc. Zmarnowałaś mnóstwo czasu. - odparła Annie.
- Ale mam warunek, Annie. Chciałabym abyś wybrała się tam razem ze mną. - odparłam. - Co ty na to?
- Naprawdę?!
- Tak, tylko nie wiem co na to doktor Evans. Mam nadzieję, że nam na to pozwoli. Zgadzasz się?
- Tak, tak, tak! - wykrzykiwała i zaczęła skakać po swoim łóżku, no a ja wraz z nią.
  Chciałam jej sprawić przyjemność. Z dnia na dzień czuła się coraz lepiej. Hogwart jest jej pisany. Gdy trochę podrośnie będzie mogła tam zamieszkać i poznać zupełnie nowy świat. Była wyjątkowa a przecież o to w tym wszystkim chodzi. Miałam też nadzieję, że tam pozna swoją nową rodzinę, która pokocha ją taką jaka jest. Spodziewam się, że moi przyjaciele nie będą chcieli ze mną rozmawiać, a być może Draco zakochał się w kimś innym. I tego mu życzę. Miłość to lekarstwo na każde zło tego świata. Po utracie pamięci wszystko się zmieniło. Ja się zmieniłam. Nie pamiętam jaka byłam przedtem ale chyba to nawet lepiej. Dostałam drugą szansę od losu i muszę w pełni ją wykorzystać. Czas zamknąć pewne sprawy z przeszłości i cieszyć się życiem. Annie to mój anioł. Zapewne Bóg maczał w tym palce. Inaczej nie potrafię sobie tego wytłumaczyć.
  Doktor Evans zareagował bardzo emocjonalnie. Do ostatniej chwili nie zgadzał się na nasz wspólny wyjazd. Ja sama decydowałam o sobie. Dobrze wiedziałam, że nie było dla mnie żadnego ratunku. Annie była w gorszej sytuacji. Nie była pełnoletnia i tak naprawdę nie miała żadnego prawa głosu. Wstawiłam się za nią. Obiecałam, że wróci i dokończy terapię. Po pobycie w Hogwarcie będzie całkiem zdrowa. Nawet nie wiedziałam skąd ta pewność. Po prostu wiedziałam. Musiał się zgodzić. My byłyśmy we dwie, a on tylko sam jeden. Podziękowałam mu za wszystko i zapewniłam, że ja już tu raczej nie wrócę. Annie cały czas się do mnie uśmiechała. Przyznała, że to będzie jej pierwszy lot samolotem. Jej wyjątkowość wyczuwało się na na kilometr. Byłam pewna, że Draco ją pokocha. Tylko czy mnie jeszcze będzie kochał? Zmieniłam się nie do poznania. Straciłam wszystkie włosy, schudłam i znacznie dojrzałam. Byłam lekko umalowana ale i tak miałam wrażenie, że wszyscy się na nas patrzą. Pewnie domyślali się z jaką chorobą było nam się zmierzyć. Miałam ochotę im powiedzieć aby przestali się gapić i w końcu zaczęli żyć bo nie wiadomo co może ich spotkać w przyszłości. Można mieć jeszcze mniej czasu niż ja. Pokochałam Londyn od pierwszej chwili kiedy tylko go ujrzałam. Annie poczuła to samo. Widziałam w jej oczach radosne iskierki, które sprawiały, że i ja stawałam się szczęśliwsza. Byłam pewna, że dokładnie wie o czym myślę i co czuję.
- Jak dostaniemy się do Hogwartu? - zapytała Annie.
- Teleportujemy się. - wyjaśniłam. - Niestety nie wolno teleportować się do środka dlatego czeka nas jeszcze krótki spacer.
- Teleportujemy? - zapytała zdziwiona. - Co to znaczy?
- Nie pytaj, po prostu mi zaufaj. - powiedziałam.
  Trochę czułam się niepewnie. Kilka razy ćwiczyłam z Blaisem ćwiczyłam teleportację ale to było co innego. On był moim nauczycielem a ja jego uczennicą. Gdy coś mi nie wychodziło on był blisko mnie i spokojnie tłumaczył. Teraz byłam zdana tylko na siebie. Przyciągnęłam Annie mocno do siebie. Skupiłam się. Świat zawirował. Nie chciałam przestraszyć tej małej istotki ale pierwsza teleportacja zawsze bywa bolesna. Tylko, że to ona mnie zadziwiła. Myślę, że rzadko rodzą się tacy wyjątkowi ludzie jak ona. Cały czas się uśmiechała. Nie narzekała. Gdy zorientowałam się, że jesteśmy na miejscu mocniej złapałam ją za rękę.
- Tutaj jest przepięknie. - odparła. - O wiele lepiej niż w twoich myślach.
 Weszłyśmy do zamku, a Annie zaczęła się rozglądać. Ruchome obrazy witały się ze mną i bacznie przyglądały dziewczynce. Wyglądała na przejętą.
- Czuję się tak jakbym tu kiedyś była. - odezwała się. - Takie deja vu.
 Nie wiedziałam co teraz miałam ze sobą zrobić. Miesiąc to bardzo długo w kalendarzu Draco Malfoy'a. Pierwsze co to zapukałam do gabinetu profesor McGonnagall.  Chciałam się przywitać.
- Dzień dobry. - odparłam.
  Bacznie mi się przyjrzała ale widziałam, że się uśmiecha. Dopiero gdy zauważyła Annie zdałam sobie sprawę, że jej obecność może być problemem.
- Dzień dobry. Mam na imię Annie. - powiedziała dziewczynka. - Chcę być czarodziejką. Niestety jeszcze jestem za mała.
- Annie jest wyjątkowa. - powiedziałam. - Umie czyta w myślach. O Hogwarcie wie już w zasadzie wszystko.
- Fascynujące. - oznajmiła w końcu Minerwa o nerwowo poprawiła swoje okulary. - Annie, witaj w Hogwarcie.
- Pani profesor, jeśli chodzi o moje listy to mogłaby je pani mi zwrócić? Chciałabym je jeszcze trochę podrasować.
- Oczywiście. Miałam nadzieje ze wrócisz. - odparła kobieta.
 Kolejnym przystankiem i tak naprawdę osobą, którą chcieliśmy odwiedzić był Blaise. Oczywiście wolny czas spędzał w bibliotece. Miałam wrażenie, że jakby się trochę postarzał.
- Hej, Blaise. - odparłam.
  Gwałtownie się odwrócił i książka z ogromnym hukiem wypadła mu z rąk.
- Granger! - wykrzyknął.
  I to w bibliotece. No a w bibliotece nie wolno krzyczeć bo pani Prince zawsze dostaje z tego powody szału. Zostaliśmy wyproszeni.
- Co ty sobie wyobrażasz dziewczyno?! - wykrzykiwał wniebogłosy.
  Urwał w połowie bo zauważył kolorową chustę na mojej głowie no i Annie.
- Cześć. - przywitał się z dziewczynką.
  Podał jej rękę. Jego wzrok wciąż był skupiony tylko na mnie.
- Zachowałam się jak totalny tchórz. - odparłam. - Tak wiem. Gdy dowiedziałam się, że mam raka to spanikowałam.
  W jego oczach pojawiło się zrozumienie.
- Przepraszam. - powiedziałam.
- Ja i Ginny zapewne ci wybaczymy ale nie wiem co z Draco. Jest w strasznym stanie. Zachowuje się jak cień siebie samego. Nie je, nie śpi tylko wyżywa się na swoich uczniach. - wyjaśnił. - Dlaczego nam nie powiedziałaś?
- Nie chciałam abyście się nade mną litowali. - wyszeptałam. - Ciężko mi o tym mówić.
  Bez słowa przycisnął mnie do siebie i objął. Mieć na tym świecie choć jednego przyjaciela to wielki skarb.
- Boję się, że Draco nigdy mi nie wybaczy, a wiem, że  niewiele czasu mi pozostało. - wyznałam.
 Nic nie odpowiedział.
- Kim jest ta cała Annie? - zapytał.
- To moja przyjaciółka. Poznałam ją w klinice w Kanadzie. Jest wyjątkowa. Potrafi czytać w myślach. Poza tym jest mądrzejsza ode mnie po stokroć.
  Dziewczynka cały czas się uśmiechała i starała zrobić dobre wrażenie.
- Gdzie jest Draco? - zapytałam.
- Ma lekcje. Może poczekaj w jego dormitorum. - zaproponował. - Ja mogę popilnować Annie.
- Nie. - powiedziałam. - Draco musi poznać Annie.
- Granger, co ty kombinujesz?
- Staram się czynić dobro, Blaise. Jakkolwiek to dennie zabrzmiało to tak jest.
  Głośno się roześmiałam i wraz z Annie poszłyśmy do Wielkiej Sali. Tam zawsze działy się cuda. Usiadłyśmy z boku i oczekiwałyśmy. Ciekawskie spojrzenia wcale nam nie ułatwiały. Gdy Draco wszedł do środka zamarłam. Wyglądał okropnie. Schudł, miał podkrążone oczy, a poza tym nie zwracał na nic większej uwagi. Po prostu żył w swoim własnym odizolowanym świecie. Bałam się do niego podejść, zatrzymać, cokolwiek.
- Draco. - powiedziałam najciszej jak potrafiłam.
  Usłyszał. Najpierw jego wzrok spoczął na Annie, która stała obok mnie, a później na mnie i na moją chustę. Nie chciałam roztrząsać tego wśród tych wszystkich ludzi ale Draco cały czas milczał, a to ja potrzebowałam tej rozmowy bardziej niż czegokolwiek.
- Możemy porozmawiać? - zapytałam.
- Dlaczego? - zapytał. - Dlaczego teraz?
- Draco, ja...
  W jednej chwili stałam jak słup soli a drugiej byłam zniewolona przez najprzystojniejszego faceta na świecie. Wziął mnie za rękę i szybko wyszliśmy z Wielkiej Sali. Wraz z nami niepostrzeżenie wymknęła się Annie.
- No słucham. - powiedział Draco. - Obiecałaś że wrócisz.
- No i wróciłam. - powiedziałam lekko.
- Granger, nie zaczynaj. Masz piec minut a później możemy się pożegnać jak cywilizowani ludzie. Chcę poznać prawdę. I kim jest ta mała?
  Wskazał na moja przyjaciółkę.
- Jestem Annie. - przywitała się dziewczynka i delikatnie przytuliła się do blondyna.
- Może najpierw zacznę od początku. Mam nieoperacyjnego guza mózgu. Lekarz powiedział mi ze pozostało mi kilka miesięcy życia. Tak naprawdę pojechałam do kliniki onkologicznej do Kanady. Chciałam choć przez chwile mieć nadzieje, ze mam szanse na normalne życie, z tobą. Przepraszam że Cię zraniłam. Po prostu nie chciałam twojej litości. Z perspektywy czasu wiem, ze postąpiłam bardzo głupio i niedojrzale. Każdy popełnia błędy. Wtedy w Malfoy Manor już wiedziałam, ze cię kocham i także wiedziałam ze niedługo się rozstaniemy. Annie poznałam w klinice. To wyjątkowa dziewczynka. Umie więcej niż jest w stanie pokazać. To ona mnie przekonała abym wróciła i z tobą porozmawiała. Mam nadzieje, ze kiedyś mi wybaczysz.
 Milczał.
- Powiedz coś, Draco. - odparłam.
- Kochasz mnie? - zapytał.
- Tak, kocham. Jesteś tylko ty.
- Nikt nigdy mi tego wcześniej nie powiedział. - wyszeptał. - Tęskniłem. Naprawdę myślałem, że już nigdy więcej cię nie zobaczę. Nie mam czasu nawet porządnie się na ciebie obrazić bo niedługo mogę cię stracić na zawsze.
  Mocno się do niego przytuliłam bo ja także bardzo się za nim stęskniłam.
- Chciałabym kiedyś przeżyć taką miłość jaką wy teraz przeżywacie. - westchnęła Annie.
- O co chodzi z tą małą?
- Draco, zaadoptujmy Annie. - poprosiłam. - To jest moje ostatnie życzenie przed śmiercią. Czuję że będziecie zgraną drużyną.
- Granger to był cios poniżej pasa. Nie jestem pewien czy się nadaje na ojca. Kocham cię, ale to o co  mnie prosisz jest ponad moje siły.
- Odmówisz tym oczom?
  Zalotnie zamrugałam i głośno się roześmiałam. Czułam, że jestem tam gdzie powinnam być od początku. Nie mówię, że pogodziłam się że swoim losem i z utrata wspomnień ale wciąż tworzę nowe wspomnienia, które są dla mnie arcyważne. Nigdy nie wiemy co nas spotka w przyszłości i ile nam czasu pozostało. Każdy dzień to skarb. Dużo czasu minęło zanim to zrozumiałam. Miłość jest dla mnie jak objawienie. Zakochujemy się w osobach, które na pierwszy rzut oka w ogóle do nas nie pasują. I tak jest w moim przypadku. Nie zgraliśmy się w miejscu ani w czasie ale przecież się kochamy i to jest najważniejsze. Nie mogę zmienić przyszłości ale choć przez chwile mogę poczuć się szczęśliwa. I do tego cały czas dążę.

Rok później.
 +
Świętej Pamięci
Hermiona Granger Malfoy
Wspaniała żona, matka i przyjaciółka
Miała 25 lat
˛˛Zaw­sze trze­ba po­dej­mo­wać ry­zyko. Tyl­ko wte­dy uda nam się pojąć, jak wiel­kim cu­dem jest życie [...].'' *




 ***
 Naprawdę bałam się napisać ten ostatni rozdział. Każdy inaczej odbiera smutne zakończenia. Ale to jeszcze nie koniec. Jeszcze epilog. Pojawi sie na dniach. Nie wiem kiedy. Wszystkie niejasności zostaną wyjaśnione. Więcej słow tak no wiecie bardziej poważnych właśnie wtedy. Teraz zapraszam do czytania i komentowania. Przepraszam za błedy. 

Mia





sobota, 21 lutego 2015

Część dziewiąta

 Spędzając czas z Draco bardzo zgrzeszyłam. Jeden dzień spędzony z nim sam na sam i zaczęłam myśleć o naszej przyszłości i o tym jak mogłoby być, a przecież nigdy to tego nie dojdzie. Patrzyłam na niego z wielkim uwielbieniem w oczach. Być może po raz ostatni. On nawet się nie domyślał jak jest mi ciężko. Wspólne gotowanie było nie lada wyczynem ale także świetną zabawą. Siedzieliśmy, jedliśmy i rozmawialiśmy na kanapie.
- Nie wierzę, że nie uciekłaś. - odparł Malfoy.
- A dlaczego miałabym to zrobić? - zapytałam.
-  Myślałem, że będziesz mnie o coś podejrzewać zresztą jak wszyscy. Miła odmiana.
- Ufam ci. - szepnęłam.
  Mocno się do niego przytuliłam aby zapewnić go o swoich uczuciach. Pogłaskałam go po policzku i delikatnie ucałowałam dolną wargę. Miłość jest jak narkotyk. Teraz rozumiem jak to jest. Jestem uzależniona od jego zapachu, wyglądu, a zwłaszcza od jego wrednego charakteru.
- Skarbie, dasz nam szansę? - zapytał niepewnie.
- Draco, ja za parę dni wyjeżdżam. -  wypaliłam.
-  Gdzie?
  Nie wyglądał na zadowolonego. Właściwie to żadnych uczuć nie potrafiłam odczytać z jego twarzy. Przenikliwie mi sie przyglądał.
- Do Kanady. Jadę na delegację w sprawie życia mugolów w świecie czarodziejów. Profesor McGonnagall mnie o to prosiła. - wyjaśniłam. - Zgodziłam się.
  Pomijając to, że pani profesor nic o tym nie wie to wszystko zabrzmiało całkiem realnie. Jej jedynej będę musiała powiedzieć prawdę. Miałam nadzieję, że dochowa tajemnicy.
- Ale wrócisz do mnie, prawda?
- Tak...
  Miałam łzy w oczach. Tak bardzo nie chciałam się z nim rozstawać. Byłam okropnym człowiekiem ale tak będzie lepiej. Dopiero po mojej śmierci dowie się całej prawdy. Nie chcę go obarczać swoim cierpieniem. Byś może zachowuję się jak tchórz ale nie potrafię inaczej. Zaraz po powrocie do Hogwartu odwiedziłam Minerwę McGonnagall. Siedziała w swoim gabinecie i sączyła herbatę. Nie chciałam jej przeszkadzać ale były pewne kwestie do omówienia które po prostu nie mogły czekać. 
- Dzień dobry pani profesor, nie przeszkadzam? - zapytałam niepewnie.
- Witaj Hermiono. Oczywiście, że nie przeszkadzasz. W czym mogę ci pomóc? 
  Spojrzałam jej prosto w oczy i poczułam, że zaraz zemdleje. To wszystko było ponad moje siły. 
- Muszę wyjechać pani profesor. - zaczęłam. - Jestem chora. I to bardzo poważnie. To guz mózgu. Nikomu nie powiedziałam o swojej chorobie aż do teraz. Za kilka dni jadę do centrum onkologicznego do Kanady.
  Dyrektorka milczała. Chyba bała się cokolwiek powiedzieć. Nic co by powiedziała nie było właściwie. 
- Oficjalnie jadę na delegację do Kanady. Niby na kilka dni. Tylko o to chciałabym panią prosić. O dyskrecję. - odparłam. 
- Hermiono, jesteś pewna, że dobrze robisz? - zapytała. 
- Nie wiem. Co bym nie postanowiła i tak będzie źle. - westchnęłam. - Chcę mieć spokój i ciszę. 
- Nie pochwalam tego co robisz ale to twoja decyzja. Twoja tajemnica jest u mnie bezpieczna. 
- Dziękuję. - powiedziałam. - Mam jeszcze coś. 
  Z kieszeni wyciągnęłam cztery koperty.  Jakiś czas temu zdecydowałam się napisać kilka listów, który miały być swego rodzaju pożegnaniem. Dla czterech wyjątkowych osób, dla tych które zmieniły moje życie.
- Te listy wszystko tłumaczą. - wyjaśniłam. - Chciałabym aby po mojej śmierci zostały przekazane do odpowiednich osób. 
- Nie mów tak.  Na pewno jest jakaś szansa. - odparła dyrektorka i lekko się do niej uśmiechnęłam. 
- Będę tęskniła za tym miejscem. Hogwart to mój dom. Zawsze nim będzie. Dziękuję, za wszystko. 

Pięć dni później. 
 Byłam spakowana i gotowa do drogi. Pożegnałam się z Gin. Ona przecież nie wiedziała, że już pewnie nigdy się nie zobaczymy. Chyba, że w zupełnie w innym świecie. Gdy przyszedł Draco aby się ze mną pożegnać to coś ścisnęło mnie w gardle. Widzę cię ostatni raz ty mój kochany przystojniaku. 
- Będę za tobą tęsknił. Wracaj szybko. - wyszeptał mi do ucho i się do mnie przytulił. 
  Mocno go pocałowałam i pogłaskałam go po policzku. 
- Czemu mam wrażenie, że żegnasz się ze mną na zawsze? - zapytał nagle. 
  Bo masz rację. A ja jestem tchórzem i nie potrafię się do tego przyznać. 
- Głupoty opowiadasz. Wrócę, Draco. 
  Szybko się odwróciłam i pobiegłam w odwrotną stronę. Łzy spływały mi policzkach, a ja prawie nic nie widziałam. Szłam na oślep nic nie widząc ani nic nie słysząc.  Nawet nie pamiętam jak teleportowałam się do Londynu i jak wsiadłam do samolotu, który bezpośrednio leciał do Kanady. Już tęskniłam. Za moimi przyjaciółmi za Draco no i za Hogwartem. Przez cały lot płakałam. Nie mogłam się na niczym skupić. To były dla mnie bardzo ciężkie chwile. Gdy dotarliśmy na miejsce czułam, że zaraz rozpadnę się na coraz mniejsze kawałeczki. Na lotnisku czekał na mnie doktor Evans. Prawie z nim nie rozmawiałam. Chyba próbował mnie jakoś zrozumieć ale nie za bardzo mu to wychodziło.
  Centrum Onkologiczne wyglądało trochę jak taki pięciogwiazdkowy kurort dla pięknych, młodych i bogatych. Mój lekarz tłumaczył mi, że poddanie się chemioterapii jest dla mnie niezbędne, a ja dopiero teraz pomyślałam, że będę musiała się pozbyć wszystkich moich włosów. Dla kobiety to cios w samo serce. Swoją salę dzieliłam z jedenastoletnią dziewczynką, Annie. Byłą chora na białaczkę. Kilka dni temu także została poddana chemioterapii. Zauważyłam, że z jej twarzy nigdy nie schodził uśmiech. Często rozmawiałyśmy.
- Nie martw się. - mówiła. - Włosy w końcu odrosną. 
- Wiem ale trochę się boję. - wyznałam. 
- Będę się za ciebie modlić, Hermiono. 
  Annie była bardzo wierząca. Ta mała dziewczynka była przykładem na to, że mimo wszystko nie wolno się poddawać. Dla niej choroba to nie wyrok. Za każdym razem mi to udowadniała. 

  Tydzień później. 
  Chemioterapia to jedno z moich najgorszych doświadczeń w życiu. Moje włosy wypadały w zastraszająco szybkim tempie. Byłam cała czas blada i nie miałam siły na nic. Annie cały czas ze mną rozmawiała i starała mnie podnieść na duchu. Też nie czuła się najlepiej. 
- Hermiono, dlaczego nikt cię nie odwiedza? - zapytała nagle. 
- To skomplikowane. - westchnęłam. - Sama tak zadecydowałam.
- Dlaczego?
- Nie chciałam nikogo obarczać swoimi problemami. 
- To głupie. - stwierdziła dziewczynka. - Gdybym ja miała jakąkolwiek rodzinę, przyjaciół, to chciałabym aby byli tutaj ze mną. 
  Annie nie mówiła zbyt o wiele o swoim dzieciństwie. Wciąż przecież była dzieckiem. Doktor Evans zdradził mi, że nigdy nie poznała swoich rodziców. Po urodzeniu, matka zostawiła ją w szpitalu nawet nie ujawniając swoich danych osobowych. Ojciec nieznany. Trafiła do domu dziecka. Niestety choroba uniemożliwia jej jakąkolwiek adopcję. Dziewczynka jednak nie traci woli walki i wierzy, że w końcu uda jej się wygrać z chorobą. Cóż, w tym sensie jest o wiele lepszą osobą ode mnie. Od prawie dwóch tygodni nie miałam kontaktu z Draco czy z Gin. To było dla mnie bardzo wyczerpujące. Choroba wyniszczała mnie od środka. Cały czas albo spałam albo spędzałam czas na powietrzu z Annie. Czułam się trochę jakbym miała własną córkę.
- Chciałabym poznać twoich przyjaciół. - powiedziała Annie. 
- An, to niemożliwe. 
- Dlaczego? Jesteś czarodziejką. Możesz wszystko. 
  Skąd ona wie...?
- Skąd wiem? - zapytała i tajemniczo się do mnie uśmiechnęła. - Ja też chyba jestem taka jak ty. Umiem czytać w myślach. 
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?! - zawołałam. 
- Najpierw chciałam cię bliżej poznać. No wiesz jaka jesteś i kim tak naprawdę jesteś. - wyjaśniła. - Bardzo tęsknisz. Moim zdaniem nie powinno cię tu być.
  Chwilę zastanowiłam się nad jej słowami. Czułam jej wzrok na sobie. Miałam na głowie wymyślną chustę. Byłam lekko podmalowana ale i tak nie wyglądałam najkorzystniej. A co powie Draco? Kłamstwo to kłamstwo. Nie było dla mnie żadnego usprawiedliwienia.

˛˛Jeśli straciłeś nadzieję, straciłeś wszystko. A kiedy ci się wydaje, że wszystko stracone, kiedy wszystko wygląda tragicznie i beznadziejnie, zawsze jest nadzieja.''
Pittacus Lore – Jestem Numerem Cztery


***
 Rozdział jest krótszy ale jestem z niego zadowolona. Chyba pierwszy raz. Taki przejściowy, jeszcze jeden rozdział i epilog. Moim marzeniem jest aby zakończyć to opowiadanie i ogolnie wszystko w Lutym ale nie nie wiem czy dam rade. Trochę  mi smutno ale wszystko kiedyś się kończy. Dziękuje za komentarze. Zapraszam do czytania i komentowania. To dla mnie bardzo wazne. 
Przepraszam za błędy. 

Mia

wtorek, 17 lutego 2015

Mroczne zakątki duszy - XIV miniaturka

  (podkład)
Nigdy nie byłem typem mężczyzny, który lubi wiązać się w związki czy inne tkliwe historie. Zazwyczaj miewałem kobiety tylko dla zaspokajania swoich przyjemności seksualnych. Nie każda to potrafi, a ja potrzebuję kobiety idealnej. Bywam draniem, ale to tylko z wyboru. W Hogwarcie miałem wiele kobiet, które same przychodziły do mojej sypialni i chciały być traktowane jak przedmioty, jak kolejne moje zdobycze. Jako śmierciożerca czułem się jak król, pan i władca. Mogłem mieć każdą. No oprócz jednej ale ona się dla mnie nie liczyła. Przynajmniej wtedy. Byłem zapatrzony w swojego ojca i nie rozumiałem co to znaczy miłość. Ona wiedziała i tego jej zazdrościłem. Nikt nigdy mnie kochał. Nawet moja matka uważała, że trochę dyscypliny nigdy mi nie zaszkodzi. Myliła się. Ale w pewnym sensie miała rację. Teraz to lubię. Na swój popieprzony chory sposób. Nigdy nie sądziłem, że osiągnę tak wiele. Najmłodszy dyrektor najlepszej szkoły magii i czarodziejstwa na świecie.To jest coś. Swego czasu nigdy tak o Hogwarcie nie myślałem. Raczej gardziłem wszystkim co się z nią wiązało. Teraz szanuję to miejsce bo wiele mu zawdzięczaj. Trzydziestolatek, który osiągnął wszystko, miał wiele tajemnic ale nikt nigdy nie potrafił go tak naprawdę poznać. To zdecydowanie ja. Nikt nie zna mnie z tej innej mrocznej strony. Każdy nosi maskę. Każdy przed czymś ucieka.
  Wicedyrektorką Hogwartu została moja dawna, urocza koleżanka ze szkolnych lat  Hermiona Granger. Jest dobra w tym co robi ale choć objęliśmy swoje nowe stanowiska zaledwie dwa tygodnie temu i ani razu się do mnie jeszcze nie odezwała. Seksowna pani profesor zawsze unikała rozmów ze mną. Jakby przede mną uciekała. W sumie nie dziwię się.
- Granger, poczekaj! - zawołałem.
  Nie chciałem się z nią kłócić. To były dawne czasy. Traktowałem ją w bardzo okrutny sposób ale to już przeszłość. Miałem nadzieję, że ona to rozumie. Chciałem z nią współpracować.
- Tak, proszę pana? - odwróciła się i lekko przymrużyła oczy.
 Nie chciała ze mną rozmawiać. To było po niej widać. Dokładnie się jej przyjrzałem. Miała piękne usta, idealne do...
- Pracujemy razem. - powiedziałem.
- Jakbym nie wiedziała. - westchnęła.
  Delikatnie zagryzłem wargę. Nie chciałam się niepotrzebnie złościć ale przy niej nie potrafiłem inaczej.
- Nie chcę się kłócić. - oznajmiłem. - Nie lubimy się ale nie możemy wciąż się unikać. Musimy zacząć razem współpracować.
- Nie chcę nic z tobą robić. - wyszeptała. - Nienawidzę cię.
- Doprawdy? A wiesz, że jeśli chce się kogoś tak naprawdę znienawidzić to najpierw trzeba go bardzo mocno kochać?
  Nieznacznie się do niej przybliżyłem.
- Nie wiesz co to miłość, Malfoy. - wycedziła.
- Nie wiem. - przyznałem. - Mam nadzieję, że zmienisz swój stosunek do mnie albo...
- Albo co? Zabijesz mnie?
- Gorzej. - powiedziałem zimno.
  Przez jedną krótką chwilę zacząłem myśleć o tym wszystkim co może ją spotkać. Byłem złym człowiekiem. Miałem wysokie wymagania wobec kobiet. Musiały robić to co im kazałem. Lubiłem je krzywdzić. Seks to mój sposób na zapomnienie. Inaczej nie potrafiłem okazywać swoich uczuć. Jeśli to można nazwać uczuciami. Wróciłem do swojego gabinetu i wyciągnąłem z szuflady zdjęcia pięciu nagich kobiet. To były moje ofiary. Nie zabiłem ich jeśli o to chodzi. One tego chciały. One wszystkie tego chciały. Ciekawe czy panna Hermiona Granger zgodziłaby się na mały seksualny eksperyment. Ona i te jej zasady. Mogłoby choć przez chwilę się wyluzować, a każdy by był szczęśliwy. Nagle usłyszałem delikatne pukanie do drzwi.
W drzwiach pojawiła się kobieta o której w ostatnich dniach tak wiele myślałem.
- Chciałam przeprosić. - powiedziała szybko. - Wiem, że nie masz uczuć ale to co powiedziałam to było podłe. Przepraszam, Malfoy.
- Już o tym dawno zapomniałem Granger.
  To nie była do końca prawda. No ale cieszyłem się, że przyszła przynajmniej miała odwagę przeprosić. Niektórzy, tacy jak ja nigdy nie będą tego potrafili.
- Masz rację. Powinniśmy zacząć od początku. - odparła szatynka. - Hermiona Granger, miło mi cię poznać.
  Podała mi rękę. Delikatnie ją uścisnąłem i poczułem narastające napięcie między nami. Pożądanie. Nie mogłem jej tak po prostu wypuścić. Przyciągnąłem ją do siebie bliżej.
- Draco Malfoy. - powiedziałem. -  Masz ochotę na kolację w moim towarzystwie?
- Nie.
- Za wcześnie? - zapytałem.
- Zdecydowanie. - odparła ale i tak czułem, że tego chciała.
  Napięcie narastało, a ja nie mogłem się powstrzymać aby nie wgryźć jej się w tej jej seksowne usta. W końcu zawsze robiłem to czego chciałem więc dlaczego nie teraz? Pochyliłem się nad nią i pocałowałem ją delikatnie w czoło, a następnie ucałowałem jej ślicznie zarumienione policzki.
- Co to jest? - zapytała przerażona wskazując na zdjęcia leżące na biurku.
    Nie schowałem ich. Tak ona na mnie tak działała, że zapomniałem. Musiałem jej to jakoś wytłumaczyć tylko jak takie coś da się wytłumaczyć?
- Kim ty jesteś?! - wykrzyknęła.
  Wyrwała się z moich objęć i szybko wybiegła z mojego gabinetu. Zostałem sam. Znowu. Ona tego nie zrozumie. Nikt nie potrafi mnie zrozumieć. Byłem torturowany jako dziecko przez ojca i teraz sam lubię torturować kobiety tylko i wyłącznie w czasie czynności seksualnych. Zdjęcia są po aby  uwiecznić moje zdobycze i trofea. Zazwyczaj gdy zdobywam to co chcę to znikam. Nikogo do niczego nie zmuszam. One same się na to zgadzają. Taki jest mój styl życia ale panna Granger mogła zdefiniować to zupełnie inaczej. Może i było to lekko nienormalne ale przecież każdy ma prawo żyć jak chce.
  Wieczorem postanowiłem odwiedzić panną Granger w jej dormitorium. Wszedłem bez pukania. Rozejrzałem się wokół. Hermiona spała. Z tego co można było zauważyć to miała naprawdę bardzo zły sen. Przewracała się z boku na bok i coś mamrotała pod nosem.
- Zostaw mnie, zostaw! - wykrzykiwała.
- Granger, uspokój się. - szeptałem jej do ucha.
  Delikatnie muskałem ustami jej szyje, a następnie przytuliłem do siebie. Cały czas dygotała.
- Puszczaj. - syknęła.
  Obudziła się. Patrzyła na mnie z odrazą choć w jej oczach można było dostrzec strach, które jej przez te wszystkie lata nie opuszczał.
- Co tu robisz? - zapytała. - Mnie też chcesz związać i zmasakrować tak jak te wszystkie swoje dziewczyny?
- Daj sobie wytłumaczyć. - zacząłem cicho. - Tortury cielesne jak i tortury poprzez magiczne zaklęcia w czasie seksu nie są niczym złym. Poza tym każda z tych kobiet się na to wcześniej zgodziła.
- A te zdjęcia? - pytała.
- Te zdjęcia traktuję jako trofea. Potrzebuję tego, Granger. Nic więcej nie musisz wiedzieć. - odparłem.
- I to ci wystarcza, to daje ci przyjemność?
- Tak.
  Nie potrafiłem spojrzeć jej w oczy.
- A co z uczuciami? Z miłością? - wypytywała.
- Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem. - wyznałem.
  Była śliczną dziewczyną. Teraz gdy przyjrzałem jej się bliska chciałem ją poznać bardziej dogłębnie. Duże orzechowe oczy wciąż się we mnie wpatrywały ale tym razem ze smutkiem.
- Musisz już iść Malfoy.
- Granger, ja...
- Nikomu nie powiem. Idź już. Dobranoc.

***
  Od momentu rozmowy z Granger przestałem szukać kolejnej zdobyczy. Po prostu inne kobiety przestały mnie pociągać. Rzadko rozmawiałem z Hermioną ale czasem gdy miałem okazję ją dotknąć czułem delikatny prąd przechodzący miedzy nami. Jednak nie mogłem w tej sprawie nic zrobić. Ona była taka czysta, nieskalana, a w dodatku miała w sobie duże pokłady dobroci dla innych. Poza tym dobrze znała moje preferencje seksualne. Nigdy by się na to nie zgodziła. Dla żadnej kobiety nie jest to miłe być jedną z wielu. Wyrządziłem jej wiele zła. Zasługiwała na więcej. A ja nie potrafiłem jej tego dać. 
  Tym razem jednak to los wtrącił swoje trzy grosze i Minister Magii Harry Potter (tak ten sam) wysłał mnie i Hermioną Granger na wspólną delegację do Durmstrangu, kolejnej Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Mieliśmy tam spędzić trzy dni. Byliśmy gośćmi honorowymi. W czasie podróży nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem. W pewnym momencie panna Granger delikatnie złapała mnie za rękę i mocno ją ścisnęła. To mogło znaczyć wszystko. Nawet gdy wysiadaliśmy z powozu to wciąż trzymała mnie za rękę. Przywitał nas Wiktor Krum. Wielka gwiazda quidditcha i były chłopak mojej uroczej towarzyszki.
- Witaj Krum. - powiedziała Hermiona. 
  Wiktor od razu zauważył nasze splecione dłonie i spojrzał na nas z zdziwieniem. Już miałem mu to wytłumaczyć gdy nagle odezwała się panna Granger. 
- Draco to mój chłopak. - powiedziała. - Od niedawna się spotykamy. 
  Słucham?! 
- Cóż, gratulacje. - powiedział sucho Krum i zaprowadził nas do naszych komnat. 
- Co ty wyprawiasz, Granger? - pytałem rozbawiony. 
- Później, kochanie. Później ci wszystko wytłumaczę. - odpowiedziała swoimi piskliwym głosem, a ja wciąż walczyłem z tym aby nie rozpłakać się ze śmiechu. 
  Gdy dotarliśmy do swojej komnaty, a Krum ulotnił się abyśmy się mogli spokojnie się rozpakować znacząco spojrzałem na seksowną panią profesor. 
- Skoro już jesteśmy parą to może by tak...? - wskazałem sugestywnie na dwuosobowe łóżko. 
- Ty tylko o jednym. Nie dziwię się, że jesteś od tego uzależniony.
- Nie znam osoby, która tego by nie lubiła. - wyszeptałam wprost do jej ucha. 
  Zadrżała.
- Ja i Krum to od dawna skończona historia ale on wciąż tego nie rozumie. Pisze romantyczne listy i nie daje mi spokoju. Uznałam, że jak zobaczy nas razem to odpuści. W końcu jesteś Draco Malfoy, najseksowniejszy kawaler w mieście. - wyjaśniła lekko się rumieniąc. 
-Uważasz, że jestem seksowny? To może jednak ty i ja, to łożko...? 
- Ty masz dziwne preferencje seksualne, Draco. Nie będę potrafiła im sprostać. Poza tym ja chcę się w końcu zakochać! Pragnę miłości!
  Te dwa ostatnie słowa wykrzyknęła w złości. W jej oczach pojawiły się łzy. 
- A ja pragnę ciebie. - powiedziałem cicho. 
  Nie mogłem już dłużej czekać. Jej usta kusiły mnie od samego początku naszej znajomości. Podszedłem do niej bliżej i ją pocałowałem. Całowaliśmy się tak jakby miał dla nas skończyć się świat. Z każda chwilą coraz bardziej pogłębiałem pocałunki, a ona je odwzajemniała. Czułem, że jeszcze chwila, a przestanę się kontrolować. Jeszcze nigdy tak bardzo nikogo nie pragnąłem. To było silniejsze ode mnie. Z chęcią zdarł bym z niej te ubrania i kochał się z nią tu i teraz. 
- Draco, nie. - odparła Granger. 
 - Dlaczego, przecież tego chcesz? - zapytałem wskazując na jej nabrzmiałe sutki widoczne przez koszulkę. 
- Tak, to prawda. Ale nie mogę. - powiedziała szatynka. - Z każdym dniem zakochuję się w tobie jeszcze bardziej. Nie chcę cię pokochać bo wiem czym by się to skończyło. Złamanym sercem. 
- Zakochujesz się we mnie? - zapytałem zszokowany. - Nie możesz... Mnie nie można kochać.
- Pragnę twojej miłości ale wiem, że ty oczekujesz ode czegoś czego nie mogę ci dać. Masz bardzo smutną duszę. Najpierw musisz siebie wyleczyć. 
  Hermiona zakochuje się we mnie. Nigdy nikt czegoś podobnego do mnie nie czuł. Jej usta były dla mnie lekarstwem na wszelkie zło tego świata. Niestety miała rację. Miałem problem sam ze sobą. Nie akceptowałem samego siebie. Kiedyś, a właściwie wciąż czułem wyrzuty sumienia wobec tych, których skrzywdziłem najdotkliwiej.
- Też miewam koszmary. - odezwałem się cicho.
  Słuchała mnie uważnie.
- Mój ojciec często mnie bił, torturował i wyżywał się na mnie. Wciąż powtarzał mi, że nie zasługuję na to aby być jego synem. To raniło. Z czasem stałem się taki jak on. Resztę już znasz. Dobrze wiesz jak bardzo cię skrzywdziłem. Stąd te moje problemy z kobietami i chęć ciągłego zdobywania. No ale gdy jestem z tobą coś we mnie pęka. - wyjaśniłem.
- Och, Draco. - westchnęła. - Przyjaźń?
- A będę mógł od czasu do czasu pocałować cię na dobranoc?
- Możemy ponegocjować?
- Granger!

Rok później...

-  Czasem nie potrafię uwierzyć w swoje szczęście profesorze. - powiedziałem do obrazu wiszącego w moim gabinecie.
  Tak, do obrazu. Albus Dumbledore spoglądał na mnie z nieodgadnioną miną.
- Dlaczego, Draco? - zapytał profesor lekko się do mnie uśmiechając.
- Hermiona Granger jeśli dobrze pójdzie za dobre cztery godziny zostanie moją żoną. Jeszcze rok temu gdyby ktoś mi to powiedział to bym go wyśmiał.
- Zwłaszcza ty zasługujesz na szczęście. W końcu zdobyłeś swoje najważniejsze trofeum synu.
- Kocham ją. - wyznałem. - Nie sądziłem, że kiedykolwiek coś takiego powiem.
  Staruszek uśmiechnął się pogodnie, a mi zrobiło się naprawdę głupio. Kiedyś planowałem jego śmierć. To było podłe z mojej strony.
- Dziękuję staruszku. - odparłem. - Za to pomogłeś mi zrozumieć co tak naprawdę w życiu jest ważne. Nigdy nie będę normalny ale przynajmniej jestem w stanie kogoś darzyć uczuciem a to nie lada wyczyn w rodzinie Malfoy.
  Trochę się boję. Ślub z taką kobietą jak Hermioną jest dla mnie wyzwaniem. Ona jest wyzwaniem. Wciąż mam problemy ale ona stara mi się pomagać. Wie czego od niej oczekuje. Nie kochaliśmy się jeszcze. Postanowiliśmy poczekać do nocy poślubnej. Jestem mocno popieprzony i nigdy to się nie zmieni ale jestem tez zakochany i to najlepsze co mi się w życiu zdarzyło. 

 "Są osoby, które się pamięta, i osoby, o których się śni." ~
Carlos Ruiz Zafón – Cień wiatru
 
***
Hej! Zaskoczeni? Ja ogólnie też haha, miniaturka jest trochę, nie spodziewałam się, że ją dodam,  ale jak już ją napisałam to czemu nie. Narratorem jest Draco i dlatego mogło to wyjść średnio. Jako mężczyzna średnio się czuję ale to zawsze jakieś wyzwanie dla mnie. Chciałam zainspirować sie 50 twarzy Grey bo ostatnio oglądałam ale napisałam oczywiście zupełnie coś innego, oceniajcie. Rozdział pojawi się, mam nadzieję w tym tygodniu. Nawet nie zaczęłam, ale ostatnio mam wenę. Niech trzyma się mnie jak najdłużej :D
Zapraszam do czytania i komentowania. 
Przepraszam za błędy

Mia

czwartek, 12 lutego 2015

Część ósma

 Byłam rozczarowana, skołowana, nawet nie potrafiłam określić swoich uczuć. Po prostu czułam się jak we okropnym śnie z którego chciałabym się obudzić. Wszystko było takie nierzeczywiste. Podobno nie ma nic pewniejszego na tym świecie niż śmierć. Mój lekarz zaproponował mi wyjazd do Centrum onkologicznego w Kanadzie. Musiałam się nad tym zastanowić czy w ogóle warto tak ryzykować. Wolałabym być tutaj z przyjaciółmi, a z drugiej strony nie chciałabym być dla nich żadnym utrapieniem. Zwłaszcza dla Draco. Nie był zbytnio wrażliwy więc na pewno gdyby dowiedział się o mojej chorobie od razu nasze uczucia pozostały by tylko wspomnieniem. Tego obawiałam się najbardziej. Pozostało mi tylko kilka miesięcy. Chciałabym spędzić je z nim. Myślałam, że dostałam drugą szansę od losu, a teraz zauważyłam, że ten los ewidentnie ze mnie zadrwił. Przez chwilę zwątpiłam w Boga. Jednak po kilku minutach odzyskałam w wiarę jego istnienia. Gdyby nie Bóg nigdy nie spotkałam tylu wspaniałych ludzi. Zawsze będę Mu za to dziękować. Nie mogłam spać. Gdy tylko zamykałam oczy czułam jakby śmierć powoli oplatała moje ciało i duszę. Powoli traciłam kontakt z rzeczywistością. Nie, jeszcze na to nie pora. Po prostu za bardzo się tym wszystkim przejmowałam.
  Muszę zamknąć oczy i powoli zacząć śnić. Jak kiedyś. Może sen pozwoli mi uciec od tego co nieuchronne. Rzeczywiście gdy zamknęłam oczy to oczami swojej wyobraźni widziałam to co chciałam zobaczyć albo to co naprawdę wydarzyło się tamtej nocy.
   Usłyszałam krzyki. Byłam ciekawa kto tak krzyczy i dlaczego. To byłam ja wraz z Ginny. To był dzień w którym na dobre straciłam pamięć. Teraz wszystko wydawało się  Podeszłam bliżej aby lepiej się wszystkiemu przyjrzeć. Wyglądałam okropnie. Jak jak mogłam przyjść tak ubrana do klubu? Za to Gin wyglądała jak zwykle olśniewająco. Nawet gdy się kłóciłyśmy prezentowała się o niebo lepiej ode mnie. 
- Jesteś chora, musisz się zacząć leczyć Gin! Te twoje chore akcje doprowadziły do tego, że Blaise cię zostawił i nikt nie chce mieć z tobą nic do czynienia.
- To twoja wina. - odezwała się Ginny. - To ty mi go odebrałaś!
  Była wściekła.  Jeszcze nigdy jej takiej nie widziałam. 
- Co ty wygadujesz?! Blaise to tylko mój przyjaciel. Nikt więcej.
  Jednym ruchem ręki złapała mnie i pociągnęła za włosy. Krzyknęłam, a właściwie krzyknęła ta część, której jeszcze w sobie dotąd nie znałam. To tylko sen. Tłumaczyłam sobie. Z całej siły popchnęła mnie i uciekła. Przyjrzałam się sobie z bliska. Płakałam. Oparłam się o drzewo. Moje jeszcze wtedy długie kasztanowe włosy związałam w ciasny kok. Nie wyglądałam na zbytnio szczęśliwą. Zaczęłam sobie coś przypominać. Guz mi usilnie w tym przeszkadzał. Nagle zza krzaków wyłoniła się postać. Na początku nie widziałam twarzy ale potem coś zaczęło mi świtać w głowie. Kobieta. Długie czarne włosy, zgrabne nogi, i sylwetka, której mogłaby pozazdrościć jej niejedna modelka. Pansy. Ale dlaczego? Nagle obraz zaczął się rozmazywać, a wraz z nim zaczęłam się budzić. O nie! Nie teraz. Potrzebowałam jeszcze jednej krótkiej chwili...
- Zgnij, szmato.
   Obudziłam się.
Nie miałam żadnych dowodów. Mój sen niczego nie dowodził. Mogłam jedynie zacząć kłamać, że coś zaczynam sobie przypominać. Pansy miała alibi. Była w Paryżu. Przynajmniej tak twierdziła. Na pewno Draco będzie wiedział gdzie aktualnie przebywa. Ostatnio nie miałam ochoty na głębsze rozmowy z przystojnym blondynem. Wolałam trzymać się od niego z daleka. No ale chcąc nie chcąc musiałam poprosić go o pewne informacje, które mogą mi się przydać. I tak miałam niedługo umrzeć. Nie miałam nic do stracenia.
 Zastałam go w jego dormitorium. Była szósta rano, a w dodatku niedziela. Spodziewałam się, że śpi. Zapukałam dość głośno. Otworzył od razu. Okazało się,że już dawno nie spał. Miał na sobie ręcznik  który zakrywał tylko i wyłącznie dolne partie ciała.
- Granger? - zaskoczony Draco lekko się zmieszał ale po chwili wpuścił mnie do środka.
- Cześć. - powiedziałam. -  Ja tu tylko na chwilę.
  Usiadł na łóżku nie zamierzając się ubrać. Czułam, że się rumienię.
- O co chodzi? - zapytał blondyn.
  Perfidnie się na mnie gapił. Dobrze wiedział, że się zawstydziłam.
- Czy wiesz może gdzie mieszka Pansy?
  Starałam się zachować spokój.
- Po co ci takie informacje? - zapytał podejrzliwie.
  Już się nie uśmiechał.
- Pożyczyła mi przepiękną sukienkę. Niestety jest na mnie za duża. Chciałabym jej ją oddać.
  Kłamałam jak z nut. To było takie beznadziejne kłamstwo, że na pewno coś zaczął podejrzewać.
- Dlaczego akurat mnie o to pytasz?
- Bo widziałam jak się całowaliście. Na pewno wylądowaliście niejeden raz w jej mieszkaniu. - powiedziałam wrednie.
- Pansy nie ma jako takiego mieszkania. Pomieszkuje w różnych miejscach świata. W końcu jest modelką. - wyjaśnił Draco. - Dużo podróżuje.
- A gdzie teraz obecnie przebywa? - zapytałam.
- W Malfoy Manor. W moim domu.
  Mogłam się tego spodziewać.
- Mógłbyś mnie tam zaprowadzić?
- A co ja z tego będę miał?
- Nie przeginaj, Malfoy. - warknęłam. - Po prostu cię o to proszę. Czemu tylko czasem zachowujesz się jak porządny facet?
- A ty czemu mnie unikasz?
  Odwróciłam wzrok na znak, że nie chcę o tym rozmawiać.
- To jak będzie?
- Pocałujesz mnie, a zrobię dla ciebie wszystko. - wyszeptał.
  Westchnęłam. Podeszłam do niego i delikatnie dotknęłam jego nagiego umięśnionego torsu. Przejechałam po nim palcami, a następnie musnęłam wargami jego policzek.
- Dobrze wiesz, że nie o to chodziło...
- Następnym razem wyrażaj się precyzyjniej, Malfoy.

***
  Po godzinie Draco był gotowy do drogi. Schowałam pierwszą lepszą sukienką do torebki aby nie wzbudzać żadnych podejrzeń blondyna. I tak nie wierzył w ani jedno moje słowo. Cały czas mnie dotykał a to bardzo wytrącało mnie z równowagi.
- To Pansy mnie pocałowała. Od kilku lat już nas nic nie łączy. - odezwał się nagle. - Zatrzymała się u mnie bo jak ci wcześniej mówiłem nie ma własnego mieszkania, rodziny. Jest samotna.
- Rozumiem. - odparłam. 
- To tutaj. - wskazał blondyn. 
  Jeśli musiałabym opisać jednym słowem to miejsce to brzmiałoby ono: pałac. Było tutaj tak przepięknie. Kiedyś śniło mi się to miejsce. 
- Sam tu mieszkasz? - zapytałam oczarowana. 
- Tak. - szepnął cicho. - Wejdźmy do środka. 
  Mój przyjaciel musiał być bardzo samotnym człowiekiem. Gdy weszliśmy do środka to zaczęłam mieć halucynacje. Zaczęłam widzieć obrazy z którymi wcześniej nie miałam do czynienia. W tym zamku było tyle zła i nienawiści. 
- Dobrze się czujesz? - zapytał zaniepokojony. 
- Chyba zaczynam sobie coś przypominać.  wyznałam zgodnie z prawdą. 
  Usiadłam na kanapie aby odetchnąć i się trochę uspokoić. Niepotrzebnie tu przyjeżdżałam. 
- Pansy! - zawołał Malfoy. 
  Usłyszałam kroki i głos zaskoczonej kobiety. 
- Draco, nie wiedziałam że się tutaj dzisiaj zjawisz... - urwała. - I to z nią. 
- Też miło mi cię widzieć, Pansy. - powiedziałam. 
  Spojrzałam jej w oczy. Była ubrana w czarne krótkie spodenki i biały top. Jak zwykle piękna. Ale było w niej coś co nie dawało mi spokoju. Była ostatnią osobą, którą podejrzewałam o cokolwiek. Teraz wiem, że to był wielki błąd. 
- Właściwie to był pomysł Hermiony. - odezwał się Draco. - To ona chciała się z tobą zobaczyć. 
- Tak. - przyznałam. - Wiesz, ostatnio zaczęłam sobie wszystko przypominać. I wiesz co odkryłam? 
  Draco na mnie spojrzał i lekko uścisnął moją dłoń, a Pansy się nie odezwała. 
- To ty jesteś odpowiedzialna za moja amnezję i to ty chciałaś mojej śmierci. Jednak tego zrobiłaś, dlaczego?
  Blondyn szybko podbiegł do Parkinson i nią potrząsnął. Dziewczyna nawet nie drgnęła. 
- Powiedz, że to nieprawda! Zaprzecz! - zawołał. 
  Pansy lekko się uśmiechnęła. Wcale nie żałowała tego co zrobiła. Było jej wszystko jedno.
- Owszem to byłam ja. - przyznała. - Byłam zła, zazdrosna i brakowało mi pieniędzy.
- Ktoś ci to zlecił? - zapytałam.
- Tak. Na tym polega moja praca. - wyjaśniła. - Zabijam na zamówienie.
To dlaczego wciąż żyje?
- Chodzi o Draco. Jesteś dla niego ważna. Z kolei on jest ważny dla mnie. Nie mogłam.
- Kto?-  warknął Draco.
  Czułam że traci nad sobą panowanie.
-  Twój ojciec Draco
- Przecież Lucjusz jest w Azkabanie...
- I co z tego?Jeśli ktoś chce się zemścić to nic ani nikt mu w tym nie przeszkodzi. -  stwierdziła kobieta.
 Zanim zdążyłam zareagować Draco miał już wyciągnięta różdżkę i celował nią prosto w Pansy. To była jego przyjaciółka. Nie pozwolę mu na to. Będzie tego żałował do końca życia.
- Avada....
- Draco, nie! - zawołałam. - Pozwól jej odejść.
- Ona chciała cię zabić!
- Nienawiści nie wolno zwalczać tym samym! Będziesz tego żałował do końca życia.
  Złapałam go za ramię i powoli odsunęłam go od Pansy. Głęboko westchnął i się do mnie przytulił. Pozwoliłam jej odejść. Wiem, ze może się to wydawać dziwne ale każdy popełnia błędy. Ona już nigdy nie odzyska zaufania Draco. To dla niej największa kara. Wystarczyła tylko jedna chwila, a Pansy zniknęła.
- To twój ojciec? - wskazałam na obraz wiszący na ścianie przedstawiający trzynastoletniego Draco wraz z niezwykle przystojnym mężczyzną, który budził we mnie jednocześnie strach jak i odrazę.
- Tak, to on. - odparł. - Granger, ja nie wiedziałem...
- Przecież wiem.  Ty mnie uratowałeś.
   Delikatnie głaskałam go po włosach i próbowałam dodać mu jakoś otuchy. Lucjusz Malfoy. Jego imię i nazwisko nic mi nie mówiło. Na smutek najlepsze było wspólne gotowanie. Przeczytałam to w jakimś kolorowym magazynie dla pań. Znacznie się od niego odsunęłam.
- Gdzie jest kuchnia?
- A po co ci moja kuchnia? - zapytał podejrzliwie.
- Zrobimy coś jedzenia. Jestem głodna, a poza tym obydwoje potrzebujemy odskoczni o tych wszystkich problemów. - zaproponowałam.
- Nie umiem gotować...
- Ja w sumie nie wiem.  Nie pamiętam. Chyba czas się w końcu dowiedzieć.
  Okazało się ze potrafię gotować. Jestem w tym nawet całkiem niezła. Nie dotykaliśmy się, nie całowaliśmy, po prostu rozmawialiśmy. To było bardzo oczyszczające. Mogłam przez chwile zapomnieć o chorobie i  o przyszłości która miała dla nas nigdy nie nastać. Wiem, ze spędzając czas z Draco skazuje się na coraz większe cierpienie ale nic nie mogłam na to poradzić. Trudne chwile zbliżają do siebie ludzi. Im bardziej go kocham tym ciężej będzie mi się z nim rozstać. Tak, kocham go. I to chyba bardziej niż powinnam. Tak bardzo będę za nim tęsknić.

''(...) często najbardziej kochamy tych ludzi, te sprawy i te rzeczy, od których bieg życia każe nam odchodzić – nieraz na zawsze. '' - Marek Hłasko

*** 
Ta część rozwiązuj wiele spraw. Ogólnie ten rozdział zmieniałam kilka razy, 
Ciągle coś mi sie nie podobało. I wciąż coś mi nie gra ale to normalne. Nie wierzę, że to już część ósma. Tak niewiele zostało. Mam wenę, co mnie cieszy, dlatego piszę jak szalona. Więcej slow i uczuć, pozostawiam na epilog. Może być rożnie. Dziękuję za komentarze.
Zapraszam do czytania i komentowania. 
Przepraszam za błedy. 

Mia





piątek, 6 lutego 2015

Część siódma

 (stay with me)
Czas w Hogwarcie mijał mi bardzo szybko. Praca, praca i jeszcze raz praca. Praca nauczycielki była dla mnie idealna. Nie wiem dlaczego myślałam iż jest to nudne zajęcie, które nic ciekawego nie wznosi w moje życie. Teraz dopiero zrozumiałam jak bardzo lubię nauczać. Myślę, że dawna Hermiona i obecna to tak naprawdę jedna i taka sama osoba. Wciąż nie potrafiłam sobie nic przypomnieć. Czy już zawsze tak będzie? Wszystkiego musiałam uczyć się na nowo. Poza tym Draco znowu zaczął mnie unikać. No, a ja zaczęłam znowu głowić się nad tym kto chciał aż tak bardzo mnie skrzywdzić. Wiem, że to na pewno nie Ginny. Jest niestabilna emocjonalnie ale kocha mnie jak siostrę, a poza tym teraz spodziewa się dziecka i za niedługo zostanie szczęśliwą panią Zabini. To mógł być każdy. To nawet mógłby być Draco, Harry, Ron lub Luna, która ledwo co znałam. Dzisiaj odwiedzili mnie Harry i Ron. Byli aurorami. Nie do końca rozumiałam co oznaczało to słowo. Wiedziałam tylko, że dużo podróżowali.
- Herm, jak ty się czujesz?  - zapytał uśmiechnięty Harry.
- Bardzo lubię swoją pracę. - oświadczyłam. - Choć tak naprawdę nie wiem czy kiedykolwiek odzyskam pamięć. Staram się żyć tak jakby jutro miało nie być.
- Zmieniłaś się. - stwierdził Ron.
  Lubiłam Rona choć często mnie denerwował i bywał naprawdę wredny. Chyba nie za bardzo lubił mnie w takiej postaci.
- Tak, wiem. Może w pewnym sensie. - westchnęłam. - Tęsknię za tym co kiedyś było czego być może nigdy sobie nie przypomnę. Wciąż nie wiem kto odebrał mi to co najcenniejsze. Wspomnienia.
  Ron dziwnie na mnie spojrzał jakby coś ważnego chciał mi powiedzieć. Nagle zmienił temat. Nie popierał związku swojej siostry z Zabinim. Harry był bardzo milczący. Wyglądał na przygnębionego. Wiedziałam, że jego zachowanie ma związek z Gin. Z tego co opowiedziała mi Ginny to ona i Harry i mieli krótki romans. Trwał zaledwie kilka miesięcy. Dla niej niewiele znaczył ale dla niego ona stała się kimś naprawdę bardzo ważnym. Nie chciałam aby pogrążył się w smutku. Harry była dla mnie jak brat. Miałam nadzieję, że znajdzie kobietę, która w pełni go uszczęśliwi. Cieszyłam się, że o mnie pamiętali i, że mnie odwiedzili. To bardzo wiele dla mnie znaczyło.
  Niestety z dnia na dzień czułam się coraz gorzej. Nikomu o tym nawet nie wspomniałem. Tylko gdy byłam u Ginny napomknęłam o mojej kontrolnej wizycie u lekarza co tak naprawdę było kłamstwem. Nie chciałam nikogo denerwować. Nie znałam dokładnych wyników badań, ale to nie mogła być żadna błahostka. To trwało zbyt długo. Czułam to. Przez wzgląd na to mój pogarszający się stan chciałam jak najszybciej dowiedzieć się kto i po co tak bardzo mnie skrzywdził. Nie mogłam dłużej czekać. Każda najmniejsza wskazówka była dla mnie cenną informacją. Musiałam poczekać. Wiedziałam, że ten weekend okaże się dla mnie w pewnym sensie przełomowy. Nie rozmawiałam z Draco od kilku dni. To on mnie unikał. Najpierw mówi jedno, a później się z tego wycofuje. Tak się nie zachowuje normalny facet. Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. To zawsze źle wróży. Wstałam z ociąganiem z łóżka i otworzyłam drzwi. W ich progu stał Draco Malfoy.
- Mogę wejść? - zapytał niepewnie.
  Zawsze pojawiał się wtedy gdy nie powinien. Byłam nieumalowana, ubrana w skąpą koszulę nocą, która odsłaniała prawie wszystko, a moje potargane włosy wcale nie zachęcały do bliższego poznania.
- Po co pytasz, i tak wejdziesz. - westchnęłam i odsunęłam się aby mógł przejść. - Co cię tu sprowadza o tak późnej porze?
- Twoja koszula i piękne ciało.
   Głośno się roześmiałam na znak, że nie wierzę w ani jedno jego słowo.
- A tak naprawdę?
- Czas abyś poznała całą prawdę.
  Nie odzywałam się. Po prostu uważnie słuchałam. Wiem, że samo przyjście tutaj było dla niego nie lada wyczynem.
- Może zacznę od początku. Wychowałem się w rodzinie bardzo konserwatywnej jeśli można to tak nazwać. Moi rodzice potępiali mugoli, czyli ludzi takich jak ty. Mówili na nich szlamy. Z biegiem czasu jak też zacząłem się tak zachowywać. Nie do końca popierałem ich metody ale cóż mogłem zrobić? Byłem tchórzem, przyłączyłem się do Czarnego Pana. Mam nadzieję, że wiesz wszystko o Voldemorcie i nie muszę ci tego wszystkiego opowiadać.
  Kiwnęłam na znak, że tak.
- Wpojono mi nienawiść do ciebie jak i do wszystkich mugoli. Do ciebie miałem ogromny sentyment. Chciałem abyś cierpiała. Byłaś dla mnie jak narkotyk. Tylko ja potrafiłem cię doprowadzić do płaczu. Byłem z tego bardzo dumny. Jednak wydarzyło się coś co mnie bardzo zaniepokoiło. Zacząłem się o ciebie martwić. Gdy ty i twoi przyjaciele trafiliście do mojego domu nie mogłem przestać o tobie myśleć. Byłaś torturowana, a ja nic nie mogłem zrobić. Poprawka, mogłem ale stchórzyłem. A gdy uciekaliście zrobiłem coś najgłupszego na świecie. Pocałowałem cię. Miałaś wtedy chłopaka. To było zupełnie nie na miejscu. Wiedziałaś o tym tylko ty i ja. Przeprosiłem. Pierwszy i jedyny raz. Nie wiem w co mnie wtedy wstąpiło. Minęło kilka lat, a my wciąż nie potrafiliśmy się ze sobą dogadać. Dopiero teraz. Po tym jak uratowałem ci życie myślałaś, że jestem twoim bohaterem, a prawda jest taka, że to ty mnie uratowałaś. Dzięki tobie spojrzałem na swoje życie z zupełnie z  innej perspektywy. Kiedy straciłaś pamięć to cała nasza historia znów zatoczyła koło.
- Miałam chłopaka? - zapytała zdezorientowana.
 Jednak nie oszalałam. Nie wyimaginowałam sobie tego uczucia do Draco. To wszystko prawda.
- Nie wiedziałaś? Przez rok byłaś w związku z Weasley'em. - wytłumaczył. - Nikt ci o tym nie powiedział?
- Nie, a dlaczego się rozstaliśmy?
- Tego nikt nie wie. Pewnie oprócz twojej najlepszej przyjaciółki. Tyle razy pytałem, a ty zawsze unikałaś odpowiedzi na to pytanie.
- Więc mówisz, całowaliśmy się?
  I głośno się roześmiałam. Było mi tak wesoło, że nie mogłam się powstrzymać.
- Jesteś niemożliwa, Granger! - zawołał. - Ja tu ci mówię o swoich mrocznych tajemnicach, a ty chcesz się całować...
- To jest przeszłość, Draco. Zmieniłam się i ty tak samo. - oznajmiłam. - Nie mogę być zła o coś czego nie pamiętam.
  Lekko się do mnie uśmiechnął. Widać było, że mu ulżyło.
- Teraz możemy przejść do tych przyjemniejszych spraw typu przytulanie , głaskanie, całowanie...
- Ty wychodzisz, Malfoy. - westchnęłam.
- Jutro kolacja?
- Mam na jutro plany. - odparłam lekko.
  Nie kłamałam. Jutro się okaże na ile jestem zdrowa, a na ile potrzebuje pomocy od innych.
- Ja nie zrezygnuję, Granger. - wyszeptał.

***
  Wstałam bardzo wcześnie rano.Wzięłam prysznic, umyłam włosy, ułożyłam je, zrobiłam lekki makijaż, ubrałam się w czarne legginsy, kremową tunikę i marynarkę. Wypiłam kawę i byłam gotowa do drogi. Starałam się myśleć pozytywnie. Po utracie pamięci już mnie nie powinno nic zdziwić. Byłam umówiona z lekarzem na dziewiątą rano. Zapukałam do drzwi i weszła od razu do środka gabinetu. Doktor Evans delikatnie przymrużył oczy i się ze mną przywitał.
- Dzień dobry, doktorze. - powiedziałam cicho.
- Witam, proszę usiąść. 
   Zapanowała niezręczna cisza.
- Jest źle, prawda? - zapytałam.
- Przeprowadziliśmy wszystkie niezbędne badania i w pani mózgu został wykryty guz o średnicy półtora centymetra. To nowotwór złośliwy. Operacja usunięcia guza jest zbyt dużym ryzykiem dla pani. Może pani oszaleć lub do końca życia zostać sparaliżowana.- lekarz mówił, a ja w głowie miałam tylko jedno słowo. Guz mózgu.
- Ile mi czasu pozostało? - zapytałam.
- Zawsze jest jakaś nadzieja. - przekonywał mnie.
- Ile?
- Do sześciu miesięcy.
  Zwiesiłam głowę w geście rezygnacji.  Umierałam. W tej chwili, teraz, za kilka dni, tygodni umrę.
- Naprawdę nic nie można zrobić? - pytałam z niedowierzaniem.
- Przykro mi. Jedynie co mogę pani zaproponować to chemioterapia i leczenie farmakologiczne ale nie sądzę aby to coś dało.
- Panu przykro, a co ja mam powiedzieć?!
  Zareagowałam zbyt emocjonalnie. Dobrze to wiem ale w tamtej chwili nie myślałam racjonalnie.
- Mam też pewną hipotezę. Być może pani utrata pamięci jest także powiązana z nowotworem. Nie wiem tego na pewno ale takie są moje przypuszczenia. - wyjaśnił doktor.
- To czemu pan mi wtedy nie zrobił tych badań?
- Bo wypisała się pani ze szpitala na własne żądanie. Nie mogłem pani do niczego zmusić. - westchnął lekarz.
 Doktor wypisał mi leki, które mają złagodzić ból głowy. One były na zamówienie więc musiałam odczekać około dwóch dni zanim będę mogła zacząć je zażywać. To był dla mnie wyrok śmierci. Czułam to już od wielu tygodni. Bałam się przyznać przed samą sobą, że to może być coś aż tak poważnego. Myślałam o Draco, Ginny, Blaise'sie i ich nienarodzonym dziecku, którego nigdy nie zobaczę. Mój stan będzie z każdym dniem coraz bardziej się pogarszał. Nie chciałam aby oni to widzieli i się nade mną litowali. Dlaczego właśnie ja? Dlaczego?

"Czas jest wszystkim, co masz ... i pewnego dnia może się okazać, że masz go mniej, niż sądzisz." ~ Randy Paush
***
Zbliżamy się do końca. Rozdział jest dołujący, samą mnie dołuje. Planowałam to od jakiegoś czasu. Nie wiem jak wam się spodoba. Ostatnio załamałam się brakiem komentarzy. Jest mi bardzo przykro, i nie wiem co napisać nawet. Zapraszam do czytania i komentowania. 
Przepraszam za błędy. 
Dobranoc.
Mia